Założyciel InPostu dla Interii: Zaczęliśmy już zarabiać na przesyłkach kurierskich
- Segment kurierski Grupy Integer w grudniu z milionem paczek osiągnął break even point i zaczyna już zarabiać, lepiej od prognoz rozwija się biznes paczkomatowy. Czekam na szczegóły rządowego projektu dotyczącego podatku od handlu, według którego kurierzy w niektórych przypadkach mieliby wręcz pobierać nową opłatę - mówi w rozmowie z Pawłem Czuryło Rafał Brzoska, prezes i założyciel Grupy Integer.
Paweł Czuryło, Interia: "Dziękuję osobiście wszystkim , którzy zaufali. Przepraszam tych co się zawiedli zapraszając ich do ponownego skorzystania. Obiecuję, że to nie koniec i wkrótce kolejne newsy" - tak napisał pan niedawno na jednym z portali społecznościowych. To credo Rafała Brzoski na początku 2016 roku?
Rafał Brzoska, prezes i założyciel Grupy Integer: (śmiech) - Tak, idziemy naprzód, cały czas przyspieszamy. Przede wszystkim instalujemy więcej maszyn w Polsce i na innych rynkach, bo przykład Polski pokazał wyraźnie, że nawet jak na początku coś nie działa, to w końcu zadziała, zwłaszcza jeśli chodzi o paczkomaty. A wszystko przy olbrzymim popycie na nasze usługi.
Niedawno zapowiadał pan na łamach "Rz", że w tym roku liczba paczkomatów wzrośnie do 2600.
- Pierwotnie było tak, że w grudniu mieliśmy dojść do 1700-1800 maszyn. To miało być już wystarczające nasycenie rynku, ale jak to od trzech lat bywa, koniec roku pokazał, że musimy rozwijać się szybciej. Nasz pierwszy plan zakładał uruchomienie 700-800 nowych maszyn w 2016 r., ale będziemy obserwować rynek, gdyż może się okazać, że to będzie za mało. Nie jest wykluczone, że nasz rozwój w Polsce nie skończy się na 2600 maszynach, ale na poziomie 3-3,5 tys. Zobaczymy jak będzie wyglądał I kwartał. Biznes jednak idzie dobrze, w styczniu przekroczyliśmy prognozy z budżetu o 10 proc. - po raz kolejny mamy wzrost szybszy niż myśleliśmy - jeżeli tendencja się utrzyma w lutym i marcu to możemy zrewidować plany w górę.
Co dla Rafała Brzoski znaczy być innowacyjnym dziś, w tym momencie rozwijania biznesu?
- Wie pan, że ja nie lubię słowa innowacja? Ono jest już tak wyświechtane, że mało co znaczy, każdy dziś jest innowacyjny. W moim rozumieniu innowacja to takie działanie, która wyznacza trendy rynkowe, naśladowane przez innych. Dziś nikt nie mówi, że paczkomaty to produkt dla maniaków internetowych, tylko konieczność. Patrząc na to co robi nasza konkurencja widzimy, że także idzie w stronę paczkomatów. Miło więc być prekursorem, trendsetterem, który chce ułatwiać logistykę i automatyzować ją na ostatniej mili.
Zapowiadał pan także wprowadzenie lodówkomatów.
- Maszyny są już produkowane, w Polsce komercjalizacja tego projektu nastąpi na przełomie I i II kwartału. Zaczynamy od pilotażu, mamy dwóch partnerów zajmujących się branżą spożywczą, z którymi będziemy robić pilotaż. Zresztą rozmowy na temat lodówkomatów prowadzimy na wszystkich zachodnich rynkach gdzie mamy paczkomaty. Walcząc o lokalizację we Francji mówimy, że staną tam i paczkomat i lodówkomat.
Nie boi się pan, że przez przygodę z sektorem państwowym będzie się pan kojarzyć z odbieraniem przesyłek w sklepie monopolowym, a nie z nowoczesnymi usługami?
- Nasze badania pokazują, że InPost to paczkomaty, naprawdę kojarzymy się z nimi. Nie wstydzimy się tego, że sięgaliśmy po różne metody konkurencji z narodowym operatorem, którego placówki były budowane przez lata z pieniędzy wszystkich podatników, a teraz nie chce udostępniać odpłatnie tej infrastruktury i woli zwalniać pracowników niż przyjąć zlecenia choćby od nas.
- Wcześniej wszyscy mówili, że wstydliwa była blaszka przyklejana do koperty. Ale po ośmiu latach od wprowadzenia blaszek stały się one symbolem łamania monopolu i na wielu uczelniach są pokazywane jako case study, że można wymyśleć niestandardowe rozwiązania dla osiągnięcia celu biznesowego. Nie wstydzę się niczego co zrobiliśmy. A to co dzieje się na rynku zmusza nas do przesunięcia się w stronę przesyłek, bo nie zamierzam się kopać z koniem. Niech Poczta roznosi listy za 40 groszy tak jak oferowała w jednym z przetargów.
Jaka jest teraz strategia Grupy Integer?
- Prosta - odchodzimy od przetargów publicznych i powszechnych, tych które dotyczą rynku administracji publicznej w stronę rynku zliberalizowanego, przede wszystkim e-commerce. Wszystkie trzy produkty, czyli paczkomaty, listy polecone i paczka kurierska to produkty kierowane do e-commerce i żadna firma logistyczna w tym kraju nie ma takiego portfolio. Zatem jesteśmy firmą pierwszego wyboru lub chcemy nią być. Warto podkreślić tempo przyrostu segmentu kurierskiego, który powstał w czerwcu 2015 r., a w grudniu z milionem paczek osiągnął on break even point i zaczyna już zarabiać. To najszybciej zbudowana firma kurierska na świecie. Poprawiamy też cały czas parametry jakościowe usług i nie musimy roznosić listów za 40 groszy. Robimy swoje, ale nie będziemy ułatwiać Poczcie zadania.
Właśnie zmieniają się jej władze...
- W związku z tym, że nasza strategia zakłada odchodzenie od bezpośredniej cenowej walki z Pocztą, to czy w Poczcie będzie ten czy inny prezes nie ma znaczenia. My nie możemy i nie chcemy grać na niskich cenach bo do niczego to nie prowadzi. Jako spółka giełdowa mamy zarabiać tak aby dawać naszym akcjonariuszom zwrot na zainwestowanym kapitale. Chyba, że do PP przyjdzie ktoś kto pójdzie po rozum do głowy i stwierdzi, że zamiast samemu podcinać gałąź, na której się siedzi warto jednak współpracować. Z taką osobą mógłbym się spotkać, jeśli taki sygnał padnie.
Jeśli mówimy o współpracy, to Waszym partnerem jest Allegro, był Mastercard. Będą kolejni?
- Allegro jest naszym strategicznym partnerem, rozwijamy współpracę w wielu obszarach, wdrożyliśmy przesyłki z darmowym zwrotem. Akcja z Mastercard to także nie jest współpraca okazyjna, planujemy kolejne duże akcje popularyzujące płatności zbliżeniowe. Cały czas szukamy stabilnych partnerów z mocną pozycją rynkową. Szykujemy zresztą nowy produkt, który będzie także oparty o płatności będziemy tu mieli partnera w postaci lidera rynkowego. Nie mogę powiedzieć nic więcej, ale w ciągu 3-4 miesięcy jest szansa na uruchomienie tego nowatorskiego projektu skierowanego do e-commerce.
Niedawno poinformowaliście o nowej umowie z DX Group w Wielkiej Brytanii. Ten rynek jest najbardziej perspektywiczny?
- Poza połową dnia w poniedziałek resztę tygodnia spędzam w Londynie, to jest absolutnie numer jeden jeśli chodzi o nasze rynki zagraniczne. Mamy tam największą sieć, którą chcemy w 2016 r. rozbudować o 600 maszyn, mamy już lokalizacje, spośród których możemy wybierać. Coraz więcej dużych graczy wręcz prosi byśmy przed ich sklepami lokowali maszyny. Powtarza się więc schemat w z Polski: najpierw nikt nie chce z nami pracować, potem wszyscy. Uruchomiliśmy drugiego kuriera, czyli DX Group i bardzo mocno sprzedajemy naszą usługę. Break even point na rynku brytyjskim będzie kamieniem milowym dla nas - planujemy, że dojdzie do tego po pierwszej połowie tego roku.
Uzależniał pan kiedy to się stanie od wyników sezonu świątecznego.
- On wystarczająco pokazał nam, że na rynku 13 razy większym od Polski przy odpowiedniej strategii sprzedaży kierowanej do dużych nadawców powinniśmy iść w kierunku małych i średnich sklepów, a takie w Wielkiej Brytanii wysyłają 100-150 tys. paczek rocznie, czyli tak jak czołówka polskich sklepów. Dlatego pięć najlepszych osób z polskiego zespołu łącznie ze mną pracuje w Londynie 4-5 dni w tygodniu wspierając nasz team lokalny i to musi przynieść efekty.
W 2015 roku Integer zyskał takich inwestorów jak fundusz PZU czy Templeton. Można spodziewać się kolejnych? Będą potrzebni dla rozwoju grupy?
- Wszystko będzie zależało od gromadzonej gotówki w spółce easyPack, a mamy wciąż rynki "spalające" gotówkę. Osiągnięcie potencjalnego break even point w Wielkiej Brytanii otwiera wiele możliwości refinansowania już istniejącej sieci np. w formie leasingu zwrotnego. To z kolei może spowodować, że potrzeby kapitałowe na pozostałe rynki będą zaspokajane ze środków generowanych przez grupę. Spółka jest na takim etapie, że w momencie malejących strat, a tego się spodziewamy w 2016 r., zainteresowanie bieżących akcjonariuszy dofinansowaniem spółki może być znaczące na tyle, że nie będziemy rozważać szukania innych źródeł kapitału. Z kolei z nowymi akcjonariuszami mamy taką umowę, że najpierw osiągamy break even point na jednym z czterech rynków, a potem robimy dalszą ekspansję. Na razie nie myślimy, że w tym roku będziemy otwierać inne rynki, mamy co robić w Wielkiej Brytanii, Francji, Włoszech i Kanadzie. Doba ma tylko 24 godziny.
Skoro wspomniał pan o inwestorach, to akcje obu spółek - Integera i InPostu - zostały mocno przecenione...
- Masakrycznie nawet...
No tak, w momencie gdy rozmawiamy akcje InPostu są po 15,6 zł, 35 proc. mniej od startu, Integera po 72,5 zł, 55 proc. mniej niż rok wcześniej. WIG w tym czasie spadł o 15 proc. Dlaczego inwestorzy powinni myśleć o akcjach pana spółek?
- Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele. Pierwsza podstawowa jest taka, że opóźniliśmy spełnianie obietnic sprzed dwóch trzech-lat jeśli chodzi o poziom wynikowy i ekspansję easyPacka. Z drugiej strony patrząc jak rośniemy w Polsce, to gdyby ktoś sięgnął do notatek sprzed dwóch trzech lat nie zakładałby, że polski biznes tak może się rozwijać. Jestem przekonany, że mimo opóźnienia sukces Polski zostanie powtórzony na innych rynkach. Więc w takiej sytuacji decyzje inwestorów o zaangażowaniu się lub nie w akcje wydają się oczywiste. Do tego dochodzi likwidacja OFE, odpływ środków z polskich funduszy, klimat inwestycyjny na GPW, który się pogarsza i będzie się pogarszał. To wszystko powoduje, że spółki mocno inwestujące w rozwój jak Integer zawsze będą postrzegane gorzej niż spółki stabilne, dywidendowe. Nikogo nie obwiniam ani nie oceniam, jako akcjonariusz najwięcej przecież na tej przecenie straciłem, ale nie mam żadnych wątpliwości, że to słuszny krok i czas pokaże że to ja miałem racje.
Sprawdź bieżące notowania INTEGERA i INPOSTU na stronach BIZNES INTERIA.PL
Jak pan jest przez 4/5 tygodnia za granicą to na pewno spotyka inwestorów. Oni pytają o to co się dzieje w Polsce?
- Oczywiście, że pytają. Bardzo przeceniamy znaczenie Polski, zainteresowanie ze strony inwestorów, to raczej jest ciekawostka. My naprawdę nie jesteśmy bardzo ważnym z punktu widzenia Londynu rozgrywającym w UE. Mówię to co słyszę od kolegów z tamtego rynku finansowego, to jest smutne, bo byłoby świetnie gdybyśmy byli postrzegani jako strategiczny partner, który rozgrzewa emocje do czerwoności. Najczęściej kończy się na jednym pytaniu: co się dzieje u Was? Tak jak my się interesujemy newsami z Austrii czy Portugalii tak Brytyjczycy interesują się Polską.
Nowy rząd wiele mówi o innowacjach, wicepremier Morawiecki chce wspierać eksport. To właściwe kierunki?
- Wiele razy powtarzałem, że polityków poznamy po czynach, zapowiedzi zawsze brzmią hucznie i imponująco. Ja ocenię osobiście jak wygląda wspieranie polskich innowacyjnych firm działających na zagranicznych rynkach. Trochę zaufania trzeba dać rządowi, ale raczej jestem sceptyczny.
Pan miał jeden moment, gdy pojawił się na pierwszej konwencji Nowoczesnej. Wspiera pan ją?
- Podoba mi się pomysł na gospodarkę Nowoczesnej, ale także części obecnej partii rządzącej. Gdyby część zapowiedzi wolnorynkowych została zrealizowana, zmiany pchnęłyby Polskę do przodu. Poprzedni rząd dużo mówił, niewiele robił. To Zyta Gilowska i Leszek Miller mają chyba najwięcej zasług dla przedsiębiorców, bo to oni obniżali podatki. Dziś będę wspierać każdego, kto będzie mieć dobre pomysły.
500 złotych na dziecko to dobry pomysł?
- Nie wierzę, że 500 zł na dziecko wspomoże dzietność i skłoni Polki do rodzenia większej liczby dzieci. To raczej będzie większa stabilizacja finansowa rodzin. A w zakładaniu rodziny, jak w biznesie, chodzi o to, że będę wiedział co będzie za 5-10-15 lat i to skłania do kolejnego potomstwa. Jeśli jest niestabilność to nie skłoni to ani do inwestycji, ani do posiadania większej liczby dzieci. A dziś nie mamy takiej stabilności, ani w budżecie, ani w gospodarce. Nie ma wspólnej polityki gospodarczej, która np. dąży do zbilansowania budżetu w czasach wzrostu gospodarczego - życzyłbym sobie takiej ponadpartyjnej zgody.
- Tymczasem dziś słyszę, że duże fundusze Private Equity zaczynają się wycofywać z Polski, mamy nowe podatki jak bankowy, który zostanie przełożony wprost na klientów. Krótkoterminowe rozwiązania mające cel fiskalny w długim terminie uderzą i w gospodarkę i w nas wszystkich.
Ale przecież, jak mówią ministrowie, banki nie mogą przenosić podatków na wyższe opłaty dla klientów...
- Ktoś kiedyś zapisał, że listy poniżej 50 gramów będę doręczane tylko przez Pocztę, ktoś inny wyrwał Poczcie znaczny kawałek rynku. Za chwilę okaże się, że kredyty dla firm będą udzielane w bankach zagranicznych - mamy już takie oferty na stole i te banki pukają do nas.
Wracając do pomysłów rządu na rozwój, nie można zapominać o funduszach unijnych, z których Pana firmy też korzystały.
- Był to jeden z motorów napędowych dla nas i dla innych firm, ta perspektywa finansowa będzie miała duży wpływ na wzrost gospodarki. Może okazać się, że to ostatni taki okres i dlatego konieczne jest właściwe sprofilowanie programów unijnych. Oby to nie było krótkowzroczne myślenie o projektach, tylko szukanie takich na których gospodarka może rosnąc przez najbliższych kilkadziesiąt lat.
Rząd planuje także podatek od handlu detalicznego z wręcz wykorzystaniem firm kurierskich jako pobierających podatek przy zakupach w zagranicznych sklepach. Co pan sądzi o tym? Jak to może wpłynąć na Wasz biznes?
- Każde nowe obciążenie podatkowe musi wpłynąć na popyt i jest niekorzystne dla handlu. Jeżeliby zostały wprowadzone podatki tylko dla polskich firm, to znacznie spadłaby ich konkurencyjność w stosunku do podmiotów zagranicznych. Na razie nie wiemy, jak w praktyce wyglądałyby pobór podatku, brak ostatecznych rozwiązań i szczegółowych przepisów wykonawczych. Proszę mi wierzyć, że jest ostatnią rzeczą, o jakiej mógłbym marzyć, aby być poborcą podatku w imieniu państwa, bo to rodzi spore problemy od logistycznych do prawnych. Ale trudno mi sobie wyobrazić, aby taka praca, wykonywana przecież w imieniu państwa, odbywała się bez wynagrodzenia. Więc z komentarzem muszę poczekać, aż te pomysły się skrystalizują.
Rozmawiał Paweł Czuryło