Zielony kurs światowych gospodarek uderzy w ropę

Europa zapowiedziała właśnie, że od 2035 r. na kontynencie obowiązywać będzie zakaz sprzedaży nowych aut o napędzie spalinowym. To przyspieszy zmiany na rynku ropy. Pojawiają się nawet opinie, że być może szczyt zapotrzebowania na surowiec mamy już za sobą. I choć opinie na ten temat są zróżnicowane, jedno wiadomo na pewno - gospodarki, które żyją ze sprzedaży węglowodorów, czeka rewolucja.

KE przedstawiła tydzień temu zbiór propozycji, które mają umożliwić realizację unijnego celu, jakim jest ograniczenie emisji dwutlenku węgla o 55 proc. do 2030 r. Pakiet nazwano "Fit for 55". W części dotyczącej motoryzacji zaproponowano, że od 2030 r. średnie emisje w przypadku nowych aut mają spaść w Europie o 55 proc. w porównaniu ze stanem obecnym, a od 2035 r. samochody mają już być zeroemisyjne. To oznacza zakaz rejestrowania nowych pojazdów spalinowych.

Przyszłość tradycyjnych paliw jest ograniczona. Odchodzenie od węglowodorów zaczyna nabierać coraz bardziej realnych kształtów. Działania klimatyczne podejmowane w różnych zakątkach globu przekładają się na sytuację na rynku ropy. Na rynku pojawiają się opinie, że być może szczyt zapotrzebowania na surowiec mamy już za sobą i nie uda się wrócić do produkcji na poziomie ok. 100 mln baryłek dziennie.

Reklama

Załamanie na rynku przyszło wraz z pandemią. Ograniczenia w przemieszczaniu i praktycznie uziemienie samolotów przełożyło się na spadek zapotrzebowania na ropę. Od tamtej pory sporo się zmieniło, nauczyliśmy się funkcjonować w tych trudnych warunkach, obostrzenia zelżały, światowe gospodarki zaczęły się odbudowywać, pojawiły się szczepionki, które dawały nadzieje na opanowanie sytuacji. Równolegle jednak pojawiały się kolejne fale zachorowań i nowe odmiany koronawirusa. Nie wróciliśmy do przedpandemicznych poziomów zużycia ropy.

W trosce o środowisko...

Czy to się uda? Pewnie tak, ale śmiałe polityki klimatyczne różnych krajów pokazują, że wchodzimy na inny etap rozwoju. Nawet zakładając, że uda nam się przejąć kontrolę nad wirusem, otwartym pozostanie pytanie o popyt na brudną energię, tym bardziej w świetle takich deklaracji jak ta dotycząca przyszłości aut spalinowych w Europie. Oczywiście, nadal po ulicach będą jeszcze jeździć pojazdy starsze, ale impulsów do przejścia na alternatywne napędy będzie przybywać.

Obecnie główne przeszkody w popularyzacji aut elektrycznych to cena i brak wystarczającej infrastruktury do ładowania. Ceny aut elektrycznych jednak systematycznie spadają, a punkty ładowania będą coraz bardziej dostępne. Propozycje unijne mówią, że na drogach szybkiego ruchu punkty ładowania aut elektrycznych mają być rozmieszczone co 60 km, a wodorowych co 150 km.       



Dla dwóch sektorów, budownictwa i transportu zostanie stworzony osobny system handlu emisjami. Polegać będzie on na tym, że firmy wprowadzające na rynek paliwa dla tych branż będą musiały uiszczać opłatę emisyjną. Lotnictwo do tej pory było objęte systemem ETS, ale sektor otrzymywał uprawnienia za darmo. Według nowych propozycji linie lotnicze będą musiały uprawnienia kupować, oczywiście przy uwzględnieniu okresów przejściowych. Do systemu zostanie też włączona żegluga.

Zgodnie z propozycjami, od stycznia 2025 r. w paliwach lotniczych musi pojawić się domieszka minimum 2 proc. zrównoważonych paliw, od stycznia 2030 r. minimum 5 proc. zrównoważonych paliw, w tym 0,7 proc. syntetycznych, a od 2035 r. - 20 proc. zrównoważonych paliw, w tym 5 proc. syntetycznych. W 2050 r. udział paliw zrównoważonych wyniesie minimum 63 proc., w tym min 28 proc. syntetycznych. Wszystko to pokazuje, że era tradycyjnych paliw najlepsze ma już za sobą.

Czas względnego spokoju

Jak widać, kierunek jest jasny. Choć zwolennicy tezy, że popyt na ropę nie wróci już do poziomów sprzed pandemii, nie doceniają być może jednak innego trendu - ożywienia w najbliższych latach i rosnącego w miarę rosnącego standardu życia dostępu do samochodów w Azji, w tym w mocno zaludnionych Chinach i Indiach.

Międzynarodowa Agencja Energii (IEA) szacuje, że globalny popyt na ropę powróci do poziomu sprzed pandemii do końca 2022 r., zwiększając się o 5,4 mln baryłek dziennie w 2021 r. i o kolejne 3,1 mln baryłek dziennie w kolejnym roku (co oznaczać będzie średnie zapotrzebowanie na poziomie 99,5 mln baryłek dziennie). - Do końca 2022 r. popyt powinien przekroczyć poziomy sprzed Covid - informuje Agencja.

Z kolei norweska firma konsultingowa Rystad Energy oszacowała trzy miesiące temu, że popyt na ropę na świecie osiągnie szczyt w 2026 r. i wyniesie 101,6 mln baryłek dziennie. Swoje prognozy korygowała już parę razy w dół. Przed pandemią zakładała, że szczyt nastąpi w 2030 r. (106 mln b/d), a w listopadzie zeszłego roku skorygowała założenia, oceniając, że maksymalne zapotrzebowanie nastąpi w 2028 r. (102,2 mln b/d). Według niej zainteresowanie ropą będzie spadało również poza motoryzacją. 

Bez względu jednak na prognozy w średnim terminie wiadomo już, że w przyszłości rola tradycyjnych paliw będzie malała. Dlatego koncerny paliwowe już teraz myślą o dywersyfikacji przychodów, rozwijają nowe sektory działalności, wchodzą w obszary związane z produkcją zielonej energii, myślą o rozwoju paliw alternatywnych i inwestują w rozwój nowoczesnej infrastruktury.

Gospodarki muszą się dywersyfikować

Znaczenie ropy docelowo będzie spadać, a to oznacza ogromne problemy dla gospodarek krajów, których dochody opierają się na produkcji węglowodorów. Firma Carbon Tracker na początku roku opublikowała analizę, z której wynika, że aż 40 państw, których budżety opierają się w dużej mierze na dochodach ze sprzedaży ropy i gazu, może w ciągu najbliższych dwóch dekad mocno ucierpieć na spadku popytu na węglowodory związanym z zaostrzającą się polityką klimatyczną i postępem technologicznym. Mogą one stracić średnio 46 proc. przychodów z tego sektora, co oznacza niedobór 9 bln dol.

W 19 krajach, w których w sumie żyje ponad 400 mln ludzi, całkowite dochody mogą spaść o co najmniej 20 proc., a to oznaczałoby cięcia w usługach publicznych i wzrost bezrobocia. Połowa mieszka w Nigerii, tu 70-proc. spadek przychodów z ropy naftowej zmniejszyłby całkowity dochód kraju o jedną trzecią. Angola, zamieszkała przez 33 miliony, może stracić ponad 40 proc. dochodów.

Carbon Tracker apelował, że konieczne jest dywersyfikowanie już teraz gospodarek państw uzależnionych od działalności wydobywczej, by uniknęły one w przyszłości problemów finansowych, a co za tym idzie również niestabilności społecznej i politycznej. Wiele potęg naftowych, w tym na Bliskim Wschodzie, podejmuje już pewne ruchy wyprzedzające. Inwestują w branże takie jak energia odnawialna czy turystyka. Również dla nich będzie to ogromne wyzwanie. Można sobie wyobrazić skalę problemu w biedniejszych regionach. Tam zapewne konieczne będzie wsparcie z zewnątrz przy przemodelowaniu gospodarki. W przeciwnym razie nasili się problem bankructw i kryzysów, a - co za tym idzie - masowych migracji.

Na razie ceny surowca rosną. Ropa kosztuje blisko 70 dol. za baryłkę.  Co prawda w ostatnich dniach nastąpił spadek po tym, jak OPEC+ zdecydował się zwiększyć produkcję od sierpnia o 400 tys. baryłek dziennie. Międzynarodowa Agencja Energetyczna szacuje jednak niedobór ropy na 1,5 mln b/d w drugiej połowie roku, wskazując na napięty rynek, mimo stopniowego wzrostu podaży. Mimo wszystko producenci powinni już teraz wybiegać myślami dalej w przyszłość i obecną sytuację wykorzystywać jako okazję do zrobienia ruchu wyprzedzającego, by stopniowo dywersyfikować źródła swoich dochodów i przygotować się na nowe.  

Monika Borkowska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ropa naftowa | ceny ropy | klimat | Fit for 55
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »