Złoto ponownie "bezpieczną przystanią"? Konflikt na Bliskim Wschodzie podbija ceny
Rosnące obawy, że po ataku Hamasu na Izrael i po odwecie Tel Awiwu konflikt rozszerzy się na inne kraje Bliskiego Wschodu przyczyniły się pod koniec tygodnia do skoku cen wielu surowców - zwłaszcza złota i ropy naftowej. Podrożała także miedź, ale w jej wypadku kluczowe są symptomy ożywienia gospodarczego w Chinach.
- Konflikty międzynarodowe potrafią odwrócić sytuację na rynkach o 180 stopni. Atak Hamasu na Izrael sprawił, że złoto nagle stało się "schronieniem w trudnych czasach"
- Analitycy Bloomberga spodziewają się kontynuacji hossy na rynku złota. Cena uncji kruszcu może na dobre przekroczyć psychologiczną granicę 2 tysięcy dolarów
- Inwestorzy obawiają się, że jeśli konflikt Izrael-Hamas rozprzestrzeni się na inne kraje Bliskiego Wschodu, to zakłócone zostaną dostawy ropy z jednego z największych regionów produkujących ten surowiec
Cena złota w kontraktach terminowych osiągnęła najwyższy poziom od prawie trzech miesięcy. Na początku października za uncję kruszcu płacono 1810 dolarów. Pod koniec tego tygodnia cena przekraczała momentami 2 tysiące, a ustabilizowała się na poziomie 1992 dolarów. Podrożały też inne metale szlachetne. W ciągu ostatnich dwóch tygodni kurs uncji srebra poszedł w górę z 21,10 do 23,50 dolara, a uncji platyny - z 865 do ponad 903 dolarów.
W tym samym czasie baryłka ropy Brent podrożała z 84 do ponad 92 dolarów, a baryłka WTI - z 82,50 do ponad 88 dolarów. Zdaniem analityków technicznych, jeśli cena surowca WTI przebije poziom oporu w okolicy 91,50 dolara, to możliwy będzie skok do 95 dolarów, ostatnio obserwowany pod koniec września.
Zaledwie dwa tygodnie temu perspektywy dla złota nie były zbyt optymistyczne. Silny dolar i rosnące rentowności amerykańskich obligacji skarbowych sprawiały, że "żółty metal" wydawał się być zepchnięty na margines atrakcyjnych aktywów. Wielu ludzi gwałtownie wycofywało pieniądze z funduszy ETF inwestujących w złoto. Niektórzy decydowali się na otwieranie krótkich pozycji, co oznacza, że przewidywali dalsze spadki cen kruszcu.
Jednak jeszcze raz okazało się, że międzynarodowe konflikty potrafią odwrócić sytuację na rynkach o 180 stopni. Atak Hamasu na Izrael i rosnące prawdopodobieństwo rozszerzenia konfliktu na inne kraje Bliskiego Wschodu sprawiły, że złoto nagle stało się "schronieniem w trudnych czasach".
W dodatku, inwestorzy obawiają się, że Stany Zjednoczone mogą zostać wciągnięte w wojnę regionalną. Eskalacja konfliktu wydaje się być przesądzona. W każdej chwili może dojść do ofensywy izraelskich wojsk lądowych w Strefie Gazy. Nie jest też wykluczony zmasowany atak rakietowy Hezbollahu na Izrael od strony Libanu i Syrii.
Zaraz po tym jak rozpoczął się nowy rozdział wojny Hamasu z Izraelem, cena uncji złota odbiła się od wsparcia na poziomie 1810 dolarów. Analitycy Bloomberga spodziewają się teraz, że najnowsza awersja do ryzyka i stawianie przez inwestorów na "bezpieczne przystanie" pozwolą na kontynuację hossy na rynku kruszcu. W tej sytuacji cena może na trwałe zadomowić się powyżej psychologicznej bariery 2 tysięcy dolarów za uncję. Byłaby to oznaka zmiany długoterminowego sentymentu rynkowego i wejścia na drogę dalszej aprecjacji kruszcu.
"Sytuacja geopolityczna na Bliskim Wschodzie nadal będzie stanowiła ważny czynnik wpływający na ceny złota. Eskalacja konfliktu lub jego rozszerzenie może doprowadzić do gwałtownego wzrostu cen kruszcu, podczas gdy spadek ryzyka geopolitycznego może obniżyć popyt na złoto jako bezpieczne schronienie" - czytamy w raporcie analityków Commerzbanku.
Dla notowań metali szlachetnych duże znaczenie mają także prognozowane zmiany w polityce monetarnej amerykańskiego banku centralnego. "Innym kluczowym czynnikiem wpływającym na dalszy kierunek cen złota są spodziewane zmiany w polityce stóp procentowych w USA. Oczekujemy, że osłabienie amerykańskiej gospodarki skłoni Fed do złagodzenia nastawienia. W takim przypadku cena złota mogłaby odnotować dalszy wzrost" - napisano w raporcie Commerzbanku.
Ceny uncji złota pod koniec tygodnia poszła stromo w górę po wypowiedzi prezesa Fed Jerome Powella w Klubie Ekonomicznym w Nowym Jorku. Szef Rezerwy Federalnej podkreślił, że rosnące rentowności obligacji sprzyjają powstrzymywaniu inflacji i zmniejszają potrzebę dalszych podwyżek stóp procentowych, choć te ostatnie nie są całkowicie wykluczone.
Zaraz potem wzrosły oczekiwania inwestorów co do stopniowego przechodzenia Fed z cyklu podwyżek na cykl obniżek stóp procentowych, a to sprzyja wyższym wycenom "żółtego metalu". Model nastrojów rynkowych CME FED Watch pokazuje, że prawdopodobieństwo zatrzymania podwyżek stóp w USA w końcówce tego roku jest niemal 100-procentowe.
Jednocześnie rynek szacuje, że pierwsza obniżka mogłaby mieć miejsce w czerwcu 2024 roku, a w całym przyszłym roku Fed mógłby zdecydować się na trzy cięcia stóp procentowych po 25 punktów bazowych. Jeszcze niedawno, bo we wrześniu, przyszłoroczne obniżki stóp wyceniano w sumie na co najwyżej 50 punktów bazowych.
Inwestorzy aktywni na rynku ropy naftowej obawiają się, że jeśli konflikt Izrael-Hamas rozprzestrzeni się na inne kraje Bliskiego Wschodu, to zakłócone zostaną dostawy z jednego z największych regionów produkujących ten surowiec. "Eskalacja napięcia, którą prawdopodobnie zobaczymy w związku z wkroczeniem Sił Obronnych Izraela do Strefy Gazy, to wielkie ryzyko dla ropy naftowej i duże prawdopodobieństwo jej wyższych cen" - napisał Tony Sycamore, analityk z IG.
Ceny ropy są wspierane także przez prognozy dotyczące powiększającego się deficytu w czwartym kwartale, po tym jak główni producenci, czyli Arabia Saudyjska i Rosja, postanowili przedłużyć redukcję dostaw do końca tego roku. Notowania surowca rosną również z powodu niskich jego zapasów, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Waszyngton planuje zakup 6 milionów baryłek ropy z myślą o potrzebach Strategicznych Rezerw Ropy Naftowej. Dzięki temu wykonany zostałby plan uzupełnienia zapasów awaryjnych, ale dopiero w grudniu i styczniu.
Na giełdzie metali LME w Londynie w ciągu ostatnich dwóch tygodni cena tony miedzi urosła z 7890 do 7944 dolarów. W tym wypadku jednak na nastroje handlujących wpływa nie Bliski Wschód, a popyt ze strony gospodarki chińskiej.
Inwestorzy za dobrą monetę biorą ostatnie dane makroekonomiczne z tego kraju, a zwłaszcza sygnały o podejmowaniu przez Pekin działań stymulujących wzrost gospodarczy. Pod koniec tygodnia władze Chin zdecydowały się na "wpompowanie rekordowej płynność do swojego systemu finansowego" za pośrednictwem pożyczek krótkoterminowych.
Jacek Brzeski