Związki liczą, że uda im się uratować Fameg

Fameg trafił do portfeli NFI w 1995 roku jako dobrze prosperująca fabryka. Dwa tygodnie temu jako upadająca spółka został sprzedany przez trzy NFI związkom zawodowym. Dług zakładu wynosi 52 mln zł, a pierwsze decyzje nowego zarządu - wstrzymanie zwolnień - zmniejszają szanse na układ z bankami.

Fameg trafił do portfeli NFI w 1995 roku jako dobrze prosperująca fabryka. Dwa tygodnie temu jako upadająca spółka został sprzedany przez trzy NFI związkom zawodowym. Dług zakładu wynosi 52 mln zł, a pierwsze decyzje nowego zarządu - wstrzymanie zwolnień - zmniejszają szanse na układ z bankami.

Trzy narodowe fundusze inwestycyjne - Progress, Jupiter i Drugi - miały w swoich portfelach łącznie 57 proc. akcji Zakładów Mebli Giętych Fameg. Dwa tygodnie temu w dwóch transakcjach NFI sprzedały te walory działającym w fabryce związkom zawodowym. Teraz te ostatnie kontrolują 57-proc. akcji firmy.

Kto kupował

Akcje NFI Progress, uprawniające do 33,06 proc. głosów na WZA, przejęły NSZZ Pracowników Zakładów Mebli Giętych Fameg i Związek Zawodowy Inżynierów i Techników. W ciągu trzech lat mają za nie zapłacić 1,05 mln zł (po 1,2 zł za akcję). Nieoficjalnie wiadomo jednak, że pierwsza rata wyniesie zaledwie 1 grosz i ma zostać wpłacona w terminie do 30 dni od podpisania ostatecznej umowy.

Reklama

Ostatecznej, bo na transakcję musi się jeszcze zgodzić Komisja Papierów Wartościowych i Giełd. Do transakcji przystąpił też Drugi NFI. Po tej operacji w gestii dwóch związków zawodowych znajduje się 37 proc. akcji Famegu. Wśród udziałowców pojawił się niedawno trzeci związek

- Komisja Zakładowa NSZZ Solidarność, która 20 proc. akcji kupiła od NFI Jupiter.

Zdaniem analityków, przykład Famegu podważa sens całego Programu Powszechnej Prywatyzacji, którego częścią były NFI.

- Nowym właścicielom Famegu nie daję dużych szans na utrzymanie spółki. Należy jednak pamiętać, że to nie związki zawodowe doprowadziły do katastrofalnej sytuacji finansowej. Sytuacja Famegu potwierdza fakt, że program NFI był niewypałem - uważa Krzysztof Dzierżawski, analityk z Centrum im. Adama Smitha.

Nowy stary zarząd

Mimo że do sfinalizowania transakcji jeszcze nie doszło, na WZA, które odbyło się 27 czerwca, w Radzie Nadzorczej zasiedli przedstawiciele związków zawodowych. Na jej czele stanął Jerzy Stasiewicz z NSZZ Pracowników Zakładu Mebli Giętych Fameg. RN odwołała ze stanowiska prezesa Mirosława Sikorę, który podczas opuszczania fabryki został obrzucony kamieniami. Prezesem został Janusz Śliwakowski, który kierował fabryką do kwietnia 2001 r. Co ciekawe, wrócił na to stanowisko mimo że nie otrzymał absolutorium za I kwartał 2001 roku od ówczesnej RN (reprezentującej głównie NFI Progress). Jerzy Stasiewicz nie widzi w tym nic złego.

- Mirosław Sikora też nie otrzymał absolutorium za dziewięć miesięcy 2001 roku, a mimo to ówczesna rada nadzorcza pozostawiła go na stanowisku prezesa - ripostuje szef RN radomskiej spółki.

Nowy zarząd przygotowuje plan naprawczy.

- Przede wszystkim chcemy się pozbyć części aktywów - m.in. akcji Piotrkowskich Fabryk Mebli i Gdańskiego Przemysłu Drzewnego oraz dwóch nieruchomości - rekreacyjnej i przemysłowej. Dzięki temu zredukujemy zadłużenie o 10-12 mln zł i będziemy mogli rozpocząć rozmowy z wierzycielami - mówi Janusz Śliwakowski.

Pojawia się jednak pytanie jak szybko i za jaką cenę uda się znaleźć kupca na wystawione na sprzedaż aktywa. Na razie zarząd wycofał zapowiedziane zwolnienie 385 z 2 tys. pracowników. Zarząd cofnie też wniosek o ogłoszenie upadłości.

Kupią bankruta

Uratowanie bankrutującej spółki przez związki zawodowe byłoby precedensem.

- Przejęcie fabryki przez związki zawodowe to nieporozumienie. Związki nie są dla wierzycieli najlepszym partnerem do rozmów o restrukturyzacji zadłużenia. To zresztą nie wystarczy. Fameg potrzebuje pieniędzy, a chyba żaden bank w obecnej sytuacji nie zdecyduje się na udzielenie spółce kredytu - mówi Wojciech Szymon Kowalski, niezależny analityk.

Największym wierzycielem jest Raiffeisen Bank, któremu Fameg jest winien 10 mln zł, a drugim na liście wierzycieli jest Pekao SA. Łączne zobowiązania spółki sięgają 52 mln zł.

- Szansą dla Famegu byłoby pozyskanie inwestora, ale jeżeli są zainteresowani, to raczej poczekają na dalszy spadek wartości zakładu. Najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem jest doprowadzenie do upadłości Famegu. Po wejściu syndyka być może dojdzie do wykupienia części fabryki - uważa Wojciech Szymon Kowalski.

W ostatniej chwili

Okazuje się jednak, że związki zawodowe nie były jedynym oferentem, który chciał od NFI przejąć fabrykę. Dwa dni przed podpisaniem umowy warunkowej ze związkami, do zarządu NFI Progress wpłynęła propozycja odkupienia udziałów w fabryce od inwestorów ukrywających się pod nazwą MerBanCo.

- W imieniu MerBanCo złożyliśmy NFI Progress pisemną ofertę kupna akcji Famegu. Odpowiedź była negatywna Ń mówi Jarosław Chałas, wspólnik kancelarii prawnej Chałas, Wysocki i Partnerzy, który był pełnomocnikiem MerBanCo.

Nie chciał ujawnić szczegółów oferty. Nieoficjalnie wiadomo, że NFI Progress spodziewał się znacznie wyższej ceny za akcje Famegu - w granicach 3 - 5 zł za akcję. MerBanCo oferowało 50 groszy - 3 po podpisaniu umowy i 47 w ciągu trzech lat.

Jeden z członków MerBanCo twierdzi, że NFI Progress nie zainteresował się ich propozycją i podpisał umowę ze związkami - mimo, że w przesłanej do funduszu ofercie zawarta była prośba o wstrzymanie się z podejmowaniem ostatecznych decyzji na czas 72 godzin.

- Nie mieliśmy nawet okazji na przedstawienie warunków, nie mówiąc o negocjacjach - mówi nasz informator.

Piotr Osiecki, prezes NFI Progress, odpiera zarzuty. Twierdzi, że PZU NFI Management, spółka zarządzająca portfelem NFI Progress, rozpatrzyła propozycję MerBanCo - mimo, że ta wpłynęła w ostatniej chwili.

- List intencyjny otrzymaliśmy 25 czerwca. Bardziej szczegółowa oferta wpłynęła dopiero 26 czerwca - w dniu podpisania umowy ze związkami - mówi prezes NFI Progress.

Przekonuje, że propozycja MerBanCo była mniej atrakcyjna finansowo.

- Podpisując umowę ze związkami wybraliśmy najlepszą ofertę. Wierzę, że związkom zawodowym uda się postawić fabrykę na nogi - mówi Piotr Osiecki.

Przedstawiciel MerBanCo ma inne zdanie.

- W przeciwieństwie do związków zawodowych nasza oferta miała gwarancje bankowe. Bylibyśmy dla nich wiarygodnymi partnerami do rozmów o restrukturyzacji zadłużenia - uważa przedstawiciel MerBanCo.

Przedstawiciele Raiffeisen Banku nie chcieli jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie czy przejęcie zakładu przez związki zawodowe będzie miało wpływ na przebieg ewentualnego postępowania układowego.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: fabryka | uda | wstrzymanie | związki zawodowe | zawodowe | NSZZ "Solidarność"
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »