Inwestycje - wbrew rozsądkowi?

Powszechną strategią inwestycyjną jest nabywanie aktywów, które w momencie zakupu mogą pochwalić się atrakcyjną stopą zwrotu. Pod tym względem zachowanie Polaków nie różni się od podejścia inwestorów na świecie.

Postawę polegająca na kupowaniu historycznych wyników najlepiej obrazują napływy do funduszy o wysokim profilu ryzyka, ale jest ona również widoczna w odniesieniu do funduszy mniej ryzykownych, czyli np. funduszy polskich obligacji. W ostatnim miesiącach w mediach ukazało się znacznie więcej niż zwykle publikacji na temat obligacji. Ożywienie, jaką wywołała koniunktura na rynku polskich papierów dłużnych jest z pewnością dobrym sygnałem i dla krajowych Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych jak i dla Powszechnych Towarzystw Emerytalnych. Ostatnie prognozy przygotowane przez część krajowych TFI zakładają, że przyszły rok będzie udany dla tej grupy funduszy. To sprawia, że pojawiła się istotna klasa aktywów, która w sposób rzeczywisty tj. na poziomie wyników może konkurować z ofertą lokat przygotowaną przez banki. Jednak pomimo obecnie lepszych, niż te do połowy roku, stóp zwrotu oraz mimo medialnego ożywienia, inwestorzy nie rozpoczęli przesuwania aktywów do funduszy dłużnych.

Reklama

W październiku i listopadzie odnotowaliśmy nawet niewielki odpływ aktywów z tego segmentu produktów, który wyniósł odpowiednio -35 i -75 mln złotych. Nie oznacza to jednak, że fundusze obligacji są w trwałej niełasce, gdyż historia naszego rynku funduszy dowodzi, że wyrazisty napływ środków zazwyczaj pojawia się wtedy, gdy wypracowana przez te produkty stopa zwrotu jest już wysoka.

Dotychczas, pierwsze miesiące koniunktury na rynku długu nie przekładały się na rzeczywiste zainteresowanie funduszami obligacji. Dopiero po upływie czasu, w którym stopy zwrotu utrzymywały się na wysokim poziomie, inwestorzy zaczynali przesuwać środki do produktów o charakterze dłużnym. Taki schemat zachowania potwierdzają dane z minionych okresów wzrostu dla cen obligacji, czyli ostatnio z lat 2000-02 oraz z przełomu 2004 i 2005 roku. Można powiedzieć, że silny napływ środków do funduszy dłużnych nie wiązał się z korzystnymi prognozami, ale bezpośrednio wynikał z atrakcyjności historycznej stopy zwrotu. Opóźnienie, w stosunku do optymalnego momentu wejścia na rynek oznacza, że inwestorzy rozpoczynali inwestycje w mniej (a bywało, że najmniej) korzystnym momencie, co oczywiście musiało mieć wpływ na uzyskany wynik. Ten znany z historii naszego rynku mechanizm ma szanse na powtórzenie także w obecnym cyklu, gdyż pomimo poprawy koniunktury na rynku długu, jaka rozpoczęła się na przełomie czerwca i lipca, fundusze dłużne nadal wykazują neutralny bilans wpłat i umorzeń, który od czerwca do listopada wynosi jedynie +21,2 mln złotych.

A zatem póki co, koniunktura na rynku obligacji nie przełożyła się na faktyczne zainteresowanie tym segmentem funduszy. W tej sytuacji może się okazać, że inwestorzy będą znów kupowali dobry, ale jednak historyczny wynik. Zgodnie z obecną na naszym rynku od kliku lat dewizą: kup na górce i sprzedaj w dołku. Z tłumem, choć wbrew zdrowemu rozsądkowi.

Michał Duniec, analityk Analizy Online

Analizy OnLine
Dowiedz się więcej na temat: rozsądek | stopa zwrotu | stopy zwrotu | inwestorzy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »