Agencje w strachu
Kilkanaście agencji rządowych znalazło się na celowniku obecnego gabinetu. Poza wymianą prezesów, przynajmniej część z nich, może się spodziewać likwidacji.
Politycy stawiają agencjom rządowym zazwyczaj dwa zarzuty. Pierwszy to taki, że nie są one w ogóle potrzebne, a ich zadania powinny przejąć odpowiednie ministerstwa. Drugi, korespondujący z pierwszym, to oskarżenie o marnotrawienie publicznego grosza. A że jest go w tym roku nadzwyczaj mało, to i w toku kampanii wyborczej na celowniku zwolenników ratowania finansów państwa znalazły się właśnie agencje. Część z nich dostaje pieniądze bezpośrednio z budżetu. Byt innym zapewnia wykonywanie ich celów ustawowych, takich jak np. sprzedaż i dzierżawa nieruchomości (Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa, która zarządza popegeerowskimi gruntami oraz Agencja Mienia Wojskowego). Agencja Rozwoju Przemysłu ratuje upadające państwowe zakłady, których nie chce żaden inwestor, udziela im pożyczek, restrukturyzuje i sprzedaje.
Wszystko to z zyskiem - w ub.r. ARP zarobiła 35 mln zł. Wojskowa Agencja Mieszkaniowa sprzedaje i buduje mieszkania dla żołnierzy, a Agencja Rynku Rolnego skupuje od rolników płody rolne i próbuje je potem z zyskiem sprzedać. Próbuje, bo zazwyczaj ma z tym spore kłopoty - w ub.r. ARR straciła niemal 200 mln zł.
Zapowiedzi o likwidacji agencji pochodzące z okresu kampanii wyborczej na razie nie przybierają realnych kształtów. Już wtedy jednak nie padały żadne konkrety co do planowanych likwidacji. Nadal nie wiadomo, które z nich według rządzącej ekipy są potrzebne, a które nie. Likwidacja większości z nich z marszu, już od przyszłego roku, jest przy tym praktycznie niewykonalna - rząd nie zdąży przekazać sobie ich zadań.