Ameryka wybiera, rynki drżą. Co czeka gospodarkę po wyborach w USA?

We wtorek, 5 listopada Amerykanie wybierają 47. prezydenta USA. Zostanie nim albo obecna wiceprezydent Kamala Harris, albo były prezydent Donald Trump. Nowy lokator Gabinetu Owalnego będzie realizował własną agendę gospodarczą, która będzie miała wpływ na rynki akcji, kursy walut i globalne relacje handlowe. Konsekwencje wyboru Ameryki na płaszczyźnie gospodarczej odczuje też polski rynek.

Około 240 mln obywateli Stanów Zjednoczonych uprawnionych do głosowania wyborach prezydenckich oddaje głosy na Donalda Trumpa i Kamalę Harris już od kilku tygodni, ale to właśnie we wtorek 5 listopada, w tzw. Election Day, przypada kulminacyjny moment zmagań między kandydatem Partii Republikańskiej i przedstawicielką Partii Demokratycznej. Zwycięstwo Trumpa i zwycięstwo Harris to realizacja dwóch różnych programów gospodarczych, które będą kształtować zachowania rynku akcji, rynku walutowego, rentowności obligacji, a także wpływać na globalne stosunki ekonomiczne. 

Reklama

W 1992 roku Bill Clinton wygrywał wybory prezydenckie w USA, forsując hasło "Gospodarka, głupcze!", ukute przez doradcę politycznego Jamesa Carville'a. Tak, jak wówczas, tak i teraz akcent na sprawy ekonomiczne odgrywa kluczową rolę w amerykańskiej kampanii - zarówno Kamala Harris, jak i Donald Trump mają bowiem świadomość, że doświadczeni kryzysami pandemii i inflacji Amerykanie bardziej niż kiedykolwiek interesują się tematami, które niegdyś wydawały się im odległe. Dodatkowo w szybko zmieniającym się globalnym krajobrazie gospodarczym i wobec wzrostu znaczenia Chin czy Indii kandydat na przywódcę globalnego mocarstwa nie może stracić z oczu ekonomicznej perspektywy.

Warto dodać, że Amerykanie wybierają dzisiaj także nową Izbę Reprezentantów (to niższa izba Kongresu USA), a także jedną trzecią Senatu (izba wyższa). Obecnie tę pierwszą kontrolują Republikanie, a tę drugą - Demokraci. Od powyborczej konstelacji w każdej z izb zależeć będzie to, jak duże pole manewru będzie miał nowy przywódca USA, jeśli chodzi o forsowanie swojej agendy.

Biały Dom to nie wszystko. Nowemu prezydentowi USA potrzebny będzie Kongres

Według ekonomistów Credit Agricole, najbardziej prawdopodobnym scenariuszem, jeśli chodzi o wynik wyborów w USA, jest zwycięstwo Donalda Trumpa połączone z przewagą Republikanów w obu izbach Kongresu (ekonomiści przypisują mu 40-procentowe prawdopodobieństwo). Taki rozwój wypadków, określany jako "republikańska fala", gwarantowałby swobodę działania Trumpowi, a więc oznaczałby największe zmiany w polityce gospodarczej w porównaniu z polityką prowadzoną przez obecną administrację Białego Domu.

"W tym scenariuszu można spodziewać się m.in. ekspansywnej polityki fiskalnej (poprzez obniżkę podatków), agresywnej polityki celnej oraz zmniejszenia napływu imigrantów. W kontekście rynkowym, materializacja tego scenariusza wiązałaby się z umocnieniem dolara i wzrostem rentowności amerykańskich obligacji. Oddziaływałby on również w kierunku wyraźnego wzrostu inflacji (proinflacyjny wpływ ceł, ekspansywnej polityki fiskalnej oraz zmniejszonego napływu imigrantów)" - piszą ekonomiści Credit Agricole w raporcie.

Jak przekonują niektórzy ekonomiści (m.in. Zeke Hernandez wykładający w szkole biznesu Wharton School of the University of Pennsylvania, którą ukończył nie kto inny, jak sam Donald Trump), ograniczenie napływu imigrantów do USA i pozbawienie rynku pracy znaczących zasobów siły roboczej zadziałałoby proinflacyjnie w tym sensie, że wiązałoby się ze spadkiem produktywności; wzrosłyby też koszty pracy.

"W drugim scenariuszu, którego prawdopodobieństwo szacujemy na 20 proc., D. Trump również wygrywa, jednak przynajmniej jedna z Izb Kongresu trafia w ręce Demokratów" - dodają. W tym przypadku Trump będzie musiał liczyć się z tym, że wcielanie swoich gospodarczych pomysłów w życie będzie musiał negocjować z Demokratami w Kongresie. "Materializacja tego scenariusza również przyczyni się do umocnienia dolara i wzrostu rentowności obligacji w USA, jednak w mniejszej skali niż w pierwszym scenariuszu" - zauważają eksperci Credit Agricole.

Wygrana Trumpa to ucieczka inwestorów do "bezpiecznej przystani" - i osłabienie złotego

Dlaczego dominacja Republikanów w powyborczym krajobrazie oznaczałaby umocnienie dolara? Tłumaczy nam to Rafał Sadoch, analityk walutowy Biura Maklerskiego mBanku.

- Jeśli wybory wygra Donald Trump, będzie to istotny pozytywny czynnik dla amerykańskiej waluty - mówi. - Z jednej strony Trump planuje dalsze podwyższanie ceł, a z drugiej - ekspansję fiskalną. To będzie czynnik inflacyjny, a w takim scenariuszu Fed będzie wolniej obniżał stopy procentowe i to właśnie będzie pozytywny kanał dla dolara. Amerykańska waluta istotnie zyskiwała w 2016 r., kiedy Donald Trump wygrał wybory prezydenckie, i teraz w przypadku jego powtórnej wygranej będzie tak samo. 

Umocnienie dolara nie pozostanie bez wpływu na polską walutę - uwidoczni się tutaj klasyczna negatywna korelacja: aprecjacja waluty USA oznaczać będzie osłabienie walut traktowanych przez inwestorów jako bardziej ryzykowne (od dolara nie ma bowiem bezpieczniejszej przystani na rynku FX, a niektóre pomysły gospodarcze Donalda Trumpa powodują wzrost awersji do ryzyka).

EUR/USD

1,0432 0,0067 0,64% akt.: 20.12.2024, 22:58
  • Kurs kupna 1,0430
  • Kurs sprzedaży 1,0433
  • Max 1,0447
  • Min 1,0343
  • Kurs średni 1,0432
  • Kurs odniesienia 1,0365
Zobacz również: CAD/JPY AUD/NZD AUD/JPY

- Jeśli dolar będzie zyskiwał na wartości, to kapitał będzie odpływał z rynków wschodzących, z naszego regionu, gdzie znajduje się złoty - będzie to naturalny trend - wyjaśnia Rafał Sadoch. - Zwróciłbym jednak także uwagę na jeszcze jeden czynnik ryzyka dla polskiej waluty. Zmiana warty w Białym Domu w postaci wygranej kandydata partii republikańskiej to zmiana polityki zagranicznej, także w kontekście wojny w Ukrainie. W scenariuszu wygranej Trumpa wzrośnie niepewność co do tego, jak będzie wyglądało podejście nowej administracji do wojny w Ukrainie, do relacji z Unią Europejską i Rosją. Zadziała to jako czynnik negatywny dla złotówki. 

- W przypadku wygranej Kamali Harris będziemy mieli do czynienia z odwrotnym rozwojem wypadków - dolar się osłabi, a polska waluta będzie zyskiwać - mówi ekspert mBanku.

"Demokratyczna fala" mniej prawdopodobnym scenariuszem

Wygraną Kamali Harris połączoną z przejęciem kontroli przez Demokratów w obu Izbach Kongresu eksperci Credit Agricole uważają za najmniej prawdopodobny scenariusz (10 proc.). Tzw. "demokratyczna fala" skutkowałaby "ekspansją polityki fiskalnej w zakresie wydatków, których zwiększenie byłoby częściowo skompensowane podwyżką podatków" - piszą. Materializacja tego scenariusza "oddziaływałaby w kierunku osłabienia dolara i wzrostu rentowności obligacji USA i lekkiego wzrostu inflacji (z uwagi na proinflacyjny wpływ polityki fiskalnej)" - dodają.

Kamala Harris może też wygrać wybory prezydenckie, a Republikanie utrzymać kontrolę nad przynajmniej jedną z izb Kongresu - zauważają ekonomiści, przypisując takiemu scenariuszowi 30 proc. szans na realizację. "Byłby to scenariusz najbardziej zbliżony do obecnej sytuacji i można w nim oczekiwać kontynuacji polityki gospodarczej bieżącej administracji. Wiązałby się on z ograniczonymi zmianami w zakresie polityki imigracyjnej i protekcjonistycznej oraz luzowania polityki fiskalnej. Scenariusz ten oddziaływałby w kierunku osłabienia dolara i wzrostu cen długu USA i miałby ograniczony wpływ na inflację, biorąc pod uwagę status quo w zakresie polityki gospodarczej" - wyjaśniają.

Dziura budżetowa w USA wzrośnie bez względu na to, kto wygra

Daniel Kostecki, główny analityk rynków w CMC Markets Polska, zwraca uwagę na to, że - niezależnie od różnic w programach gospodarczych Trumpa i Harris - obie agendy wiążą się z nieuniknionym wzrostem deficytu.

- Bez względu na to, kto wygra wybory, ścieżka deficytu budżetowego w USA wzrośnie, czyli wraz z upływem kolejnych lat w państwowej kasie będzie brakować coraz więcej pieniędzy - mówi w rozmowie z Interią Biznes.

W zależności od zwycięzcy dochodzenie do większego deficytu przebiegać będzie inaczej. - Program Kamali Harris skupia sie na polityce prospołecznej - można powiedzieć - w naszym "polskim stylu". To różnego rodzaju dofinansowania i dopłaty, np. na zakup domu czy mieszkania, czy bezpośrednie transfery do obywateli. Taka polityka gospodarcza będzie obciążać budżet USA, więc deficyt będzie większy. Polityka Donalda Trumpa jest przeciwna transferom socjalnym i działaniom prospołecznym, skupia się natomiast na obniżce podatków. To też oznacza mniej pieniędzy w budżecie, bo deficyt wzrośnie wtedy nawet szybciej niż w przypadku realizacji agendy Harris - tłumaczy nasz rozmówca.

Daniel Kostecki także zwraca uwagę na różne możliwe powyborcze układy sił w amerykańskim Kongresie. 

- Dopiero wtedy, gdy wyklaruje się sytuacja w tym aspekcie, będzie można określić, czy kandydat, który wygra, będzie mógł zrealizować swój program w stu procentach. Jeśli prezydentem zostanie kandydat Republikanów, a Kongres zdominują Demokraci, to wszystkie pomysły nowego prezydenta nie przejdą - tak samo będzie w przypadku, gdy w Białym Domu zasiądzie kandydatka Demokratów, a w Kongresie decydujący głos będą mieli Republikanie.

Ekonomiści Banku Millennium w tygodniowym raporcie przypominają, że dochodowość amerykańskich 10-letnich obligacji skarbowych na poziomie 4,30 proc. jest "najwyższa od końca czerwca tego roku". "Nie ulega wątpliwości, że paliwem do wzrostów w ostatnim czasie było przypisywanie większego prawdopodobieństwa zwycięstwa D. Trumpowi, a w konsekwencji realizacji jego pomysłów gospodarczych skutkujących m.in. sporo wyższym deficytem" - piszą.

Zadłużenie w dolarze, czyli problem Polski

- W konsekwencji mamy do czynienia z osłabieniem złotego i zniżkami na giełdach rynków wschodzących, bo te nie lubią wysokiego oprocentowania amerykańskich obligacji - tak naprawdę bowiem to jest problem nasz (i wszystkich krajów zadłużonych w dolarze), a nie Ameryki - zwraca uwagę Daniel Kostecki. - Zadłużenie Polski w amerykańskiej walucie to obecnie ok. 20 procent - dodaje.

Podwyższona rynkowa zmienność, którą obserwujemy w ostatnich dniach, związana z faworyzowaniem przez inwestorów coraz to innego powyborczego scenariusza, nie daje odpocząć różnym klasom aktywów. Po wyborach to się jednak zmieni - mówi Daniel Kostecki.

- Co by się nie wydarzyło, to na rynku pojawi się szansa na złapanie oddechu - będziemy świadkami tak zwanego rajdu ulgi. Najgorsze, co mogło zostać wycenione przez rynek, czyli pełna kontrola Białego Domu i Kongresu przez Republikanów, już zostało zdyskontowane, co będzie miało znaczenie nawet jeśli scenariusz ten się nie spełni. Nadejdzie chwila wytchnienia: dolar się osłabi, oprocentowanie długu może spaść, giełdy - w tym w Polsce - złapią ten przysłowiowy oddech, ale tylko na okres 4-6 tygodni, do połowy grudnia.

- Tak czy inaczej potrzeby pożyczkowe USA mogą się zwiększać; nastąpi wtedy szacowanie, ile kapitału trzeba będzie ściągnąć z rynku, żeby kupić amerykańskie obligacje. Do 1 stycznia 2025 r. zawieszony jest limit zadłużenia rządu federalnego w USA; po 1 stycznia debata na temat wysokości tego zadłużenia wróci, znów powodując niepewność na rynkach i zamieszanie w świecie finansów.

Widmo powrotu wojen celnych

Globalna niepewność wzrośnie też, jeśli Donald Trump zasiądzie w Białym Domu i rozpocznie kolejną rundę wojen celnych z Chinami. "Należy się (...) liczyć z tym, że wygrana D. Trumpa, szczególnie w scenariuszu "republikańskiej fali", będzie wiązała się ze znacznym wzrostem ostrości amerykańskiej polityki celnej wobec Chin" - piszą ekonomiści Credit Agricole, przypominając, że jedną z kluczowych obietnic wyborczych kandydata Republikanów stało się "wprowadzenie szerokiego 60-procentowego cła na wszystkie chińskie towary, w połączeniu z utrzymaniem już istniejących podwyższonych stawek na niektóre dobra (jak np. 100-procentowe cło na samochody elektryczne)".

Chiny będą chciały wówczas odpowiedzieć na zwiększony amerykański protekcjonizm. "Z jednej strony, prawdopodobne jest wprowadzenie ceł odwetowych na amerykańskie towary - jednak w odróżnieniu od ceł wprowadzonych przez stronę amerykańską, będą one najpewniej skoncentrowane na konkretnych kategoriach produktów, gdzie jest możliwość względnie prostego pozyskania ich od innego dostawcy" - uważają eksperci Credit Agricole, dodając, że w przypadku wielu amerykańskich produktów Pekin nie będzie miał jednak takiej opcji. "Możliwą odpowiedzią jest również ograniczenie eksportu niektórych rzadkich minerałów".

Turbulencje na linii USA-Chiny będzie z niepokojem śledzić Europa. Prezes Europejskiego Banku Centralnego Christine Lagarde wprost powiedziała, że niepewność w handlu międzynarodowym będzie miała kluczowe znaczenie dla europejskiej gospodarki i jej walki z inflacją.

Katarzyna Dybińska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Donald Trump | Kamala Harris | wybory w USA | dolar | gospodarka USA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »