Amerykanie ostrzegają: Milionowe pensje bankierów spowodują kryzys
Kadra zarządzająca amerykańskim sektorem finansowym może go popchnąć do kryzysu. Przyczyną ma być nieuregulowany system płac, nie tylko dla największych, ale też regionalnych banków - ostrzega komisarz Amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) Jaime Lizarraga. Twierdzi, że wciąż nie wyciągnięto wniosków z ostatniego kryzysu finansowego.
Dyrektor generalny JPMorgan Jamie Dimon zarobił w zeszłym roku 36 milionów dolarów (33,5 miliona euro). Od początku roku jego pensja wzrosła o 4,3 proc. - prawie o jeden punkt procentowy więcej niż inflacja. O prawie 19 proc. wzrosła pensja Charliego Scharfa, dyrektora generalnego Wells Fargo. Kierujący holdingiem usług finansowych zarobił 29 milionów dolarów - tyle samo co dyrektor generalny Bank of America Brian Moynihan. Na szczycie rankingu znalazł się James Gorman - prezes banku inwestycyjnego Morgan Stanley. W ostatnim roku na jego konto wpłynęło 37 milionów dolarów.
Komisarz SEC Jaime Lizárraga obawia się, że jeśli nie zostanie wstrzymany obecny system wynagrodzeń dla kadry kierowniczej, sektor finansowy “zostanie skazany na ponowne przeżycie własnej historii”. Problem nie dotyczy tylko gigantów z Wall Street, ale także podmiotów regionalnych, gdzie - wskazuje Lizarraga - od zakończenia pandemii “pensje najwyższej kadry menedżerskiej rosną co roku o ponad 20 proc.”
Uważa, że wciąż nie wyciągnięto wniosków z ostatniego kryzysu. - Mimo że od tych wydarzeń minęło piętnaście lat, nie odrobiliśmy lekcji. Są one nadal aktualne i jeśli zostaną zapomniane, historia pokaże, że będziemy skazani na powtarzanie tych samych problemów - ostrzegał komisarz SEC.
Swoje obawy wyraził na forum Americans for Financial Reform, think tanku z siedzibą w Waszyngtonie, który opowiada się za bardziej rygorystyczną reformą sektora bankowego. Przypomniał, że „w latach 2007–2011 jedna czwarta amerykańskich rodzin straciła co najmniej 75 proc. swoich oszczędności". - A ponad połowa wszystkich rodzin straciła co najmniej 25 proc. swojego majątku - podkreślał Lizarraga.
Stwierdził, że ryzyko rośnie mimo wysiłków podjętych od tego czasu na rzecz zreformowania w Stanach Zjednoczonych systemu finansowego. Na przykład przyjęcia w 2010 r. ustawy Dodda-Franka, (Barneya Franka i Chrisa Dodda). Rozporządzenie m.in. nałożyło na organy regulacyjne, posiadające uprawnienia nadzorcze na rynku finansowym, obowiązek wyrażenia zgody, w terminie krótszym niż rok, na kontrolę polityki wynagrodzeń. Mimo przyjęcia pakietu, regulacja wynagrodzeń najwyższej kadry kierowniczej pozostaje wciąż nierozstrzygniętą kwestią.
Sektor finansowy argumentuje, że stosowanie jej nie jest już konieczne. Opinii tej nie podziela SEC. Przypomina, że jedną z przyczyn upadku Banku Silicon Valley (SVB) były zarobki kadry kierowniczej. Po przeanalizowaniu sytuacji, organ regulacyjny doszedł do wniosku, że pakiety wynagrodzeń zarządzających wyższego szczebla były powiązane z krótkoterminowymi celami, które nie uwzględniały żadnego ryzyka.
Przemawiając w Waszyngtonie, komisarz SEC przypomniał słowa jego poprzedniczki, Mary Schapiro. Podsumowując kryzys sprzed 15 lat zwróciła ona uwagę, że „wiele dużych instytucji finansowych stworzyło asymetryczne pakiety wynagrodzeń, które wypłacały pracownikom ogromne sumy za krótkoterminowy sukces. Robiły to mimo że te same decyzje przełożyły się na znaczne długoterminowe straty, zarówno dla podmiotu, jak i dla inwestorów i podatników”.