Autostrada Wielkopolska odpowiada ministrowi

Spółka uważa, że wcale nie jest tak wielkim obciążeniem dla budżetu, jak twierdzą dziś urzędnicy.

Spółka uważa, że wcale nie jest tak wielkim obciążeniem dla budżetu, jak twierdzą dziś urzędnicy.

Piotr Stomma, wiceminister transportu, jest przekonany, że firmy odpowiedzialne za budowę i eksploatację autostrad wydrenują polskie finanse publiczne. W "PB" zarzucił niedawno Autostradzie Wielkopolskiej (AW), że bez umiaru korzysta z budżetowych gwarancji. Co na to spółka? Twierdzi, że na jej projekcie państwo nie straci, wręcz przeciwnie - może zaoszczędzić. AW proponuje rezygnację z już otrzymanej gwarancji skarbu państwa i zastąpienie jej innym poręczeniem. Andrzej Lewandowicz, wiceprezes AW, zapewnia, że spółka nie planuje przerzucania ryzyka na państwo.

Reklama

Może trochę taniej

Gwarancja skarbu państwa, sięgająca 800 mln EUR, została udzielona na 275 mln EUR kredytu, jaki na budowę trasy Nowy Tomyśl-Konin AW zaciągnęła w Europejskim Banku Inwestycyjnym (EBI).

- Wszystkie zobowiązania kredytowe regulujemy na bieżąco, według harmonogramu. Nie ma ryzyka uruchomienia gwarancji - twierdzi Andrzej Lewandowicz.

Obecnie AW planuje budowę 105-kilometrowego odcinka do Świecka po 6,1 mln EUR za kilometr. Projekt w większości ma być finansowany przez EBI. AW rozważa możliwość skonsolidowania finansowania wybudowanego odcinka Nowy Tomyśl-Konin z przyszłym finansowaniem trasy do Świecka. Wówczas mogłaby zrezygnować, za zgodą EBI, z udzielonej gwarancji. Bank musiałby wówczas otrzymać inny rodzaj poręczenia. Skonsolidowanie finansowania i gwarancji mogłoby jednak być tańsze niż kredytowanie i gwarantowanie każdego odcinka oddzielnie. Jaka byłaby forma gwarancji na skonsolidowany projekt - to zależy od EBI, ale bez państwa i tak się nie obejdzie.

Kto traci, kto zyskuje

Tymczasem rząd naciska na to, by AW zrzekła się koncesji na odcinek do Świecka. Choćby dlatego, że - jak twierdzi wiceminister Stomma - państwa nie stać na płacenie koncesjonariuszom za przejazd ciężarówek środkami, które pozyskuje z winiet. Roczne wpływy sięgają bowiem 400 mln zł i już w tym roku może nie wystarczyć na opłaty dla koncesjonariuszy. A co będzie, jeśli uruchomione zostaną kolejne odcinki koncesyjne?

- Problem nie tkwi w wysokości rekompensat, lecz w nieszczelności systemu pobierania opłat za winiety oraz kontroli ich wykorzystania. Nagminną praktyką jest unikanie prawidłowego wypełniania winiet. Wprowadzając winiety w 2001 r. planowano przychody wysokości 1 mld zł rocznie. Wpływa około 400 mln zł. Koncesjonariusze otrzymują około 300 mln zł, z czego 65 mln zł wraca do budżetu w postaci VAT - dodaje wiceprezes AW.

Sam druk winiet kosztuje 111 mln zł.

Andrzej Lewandowicz dodaje też, że to nie koncesjonariusze domagali się rekompensat. To Komisja Europejska wymagała jednego systemu poboru opłat, więc rząd i parlament w 2005 r. zgodziły się wprowadzić rekompensaty. Podkreśla też, że dzięki koncesji budżet nie tylko nie traci, ale wręcza zarabia.

- Zapłaciliśmy za gwarancję EBI 27 mln zł, 42 mln zł za koncesję, 50 mln zł opłaty dzierżawnej i 600 mln zł obciążeń podatkowych. Szacujemy, że do końca trwania koncesji przekażemy państwu 10 mld zł - szacuje wiceprezes AW.

Katarzyna Jaźwińska

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: autostrada | EBI | Wielkopolska | wiceminister
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »