Bat na ekipy wyborcze
Ograniczenie głosowania i startu w wyborach samorządowych jedynie do osób, które przez rok nie zmieniały miejsca zameldowania, narusza konstytucję - uważa rzecznik praw obywatelskich. Problem w tym, że zaskarżone przez niego przepisy wprowadzono, by uniemożliwić manipulowanie listami wyborczymi.
Rzecznik praw obywatelskich zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego zmianę Ordynacji wyborczej do rad gmin, powiatów i sejmików, stosowanej również do wyborów wójtów, burmistrzów i prezydentów. Znowelizowane w 2003 r. przepisy Ordynacji, które mają zacząć obowiązywać od następnych wyborów samorządowych, przewidują, że prawo do głosowania i kandydowania mają tylko osoby, które zostały umieszczone w spisie wyborców najpóźniej na 12 miesięcy przed dniem głosowania. Oznacza to, że jeśli ktoś np. na 9 miesięcy przed wyborami przeprowadzi się z jednej gminy do drugiej, to w żadnej nie będzie mógł pójść do urny. Rzecznik podważa te regulacje w zakresie, w jakim pozbawiają one obywateli prawa wybierania (czynnego prawa wyborczego) i prawa wybieralności (biernego prawa wyborczego).
Według rzecznika, złamane zostały nie tylko prawa wyborcze obywateli polskich, ale również obywateli Unii Europejskiej, którzy również mogą uczestniczyć w wyborach samorządowych w naszym kraju. - Takie rozwiązania stawiają mieszkańców w kłopotliwej sytuacji. Na 12 miesięcy przed dniem wyborów obywatel musi zrezygnować albo z konstytucyjnej zasady zamieszkania i pobytu, albo też z prawa wyborczego - argumentuje prof. Andrzej Zoll. Jego zdaniem ustawodawca traktuje nierówno mieszkańców zamieszkujących tę samą gminę, dzieląc je na osoby, które mogą głosować, i takie, które takiego prawa nie mają, bo zostały umieszczone w spisie wyborców w okresie krótszym niż 12 miesięcy przed dniem wyborów.
Problem w tym, że o tej zmianie Ordynacji przesądziły nadużycia wyborcze. W przeprowadzanych dwa lata temu wyborach samorządowych na wniosek zainteresowanych było możliwe dopisywanie do rejestru wyborców mieszkańców spoza miejsca zameldowania - w miejscu rzekomego stałego zamieszkania. Część wójtów, burmistrzów i prezydentów wykorzystała taką możliwość do przyciągnięcia do swoich obwodów dodatkowych zwolenników.
Magdalena Wojtuch
Bogdan Szcześniak, dyrektor Zespołu Prawnego i Organizacji Wyborów Krajowego Biura Wyborczego
Problem dotyczy praktycznie tylko wyborów wójtów, burmistrzów i prezydentów. Te same rozwiązania dotyczące dopisywania do spisu wyborców na własny wniosek funkcjonują już od ponad 15 lat.
- w odniesieniu do wyborów parlamentarnych. W przeszłości nikomu nie przychodziło do głowy, żeby się fikcyjnie przemeldowywać, żeby głosować na inną listę posłów czy senatorów. To w wyborach samorządowych okazało się, że nawet kilkadziesiąt głosów może mieć wpływ na wynik. Niestety, rozwiązanie, które miało przeciwdziałać takim działaniom, skonstruowano jak gilotynę, która objęła wszystkich. Można mieć też wątpliwość, czy ograniczenie, którego nie przewiduje Konstytucja, można wprowadzić zwykłą ustawą.