Bruksela zna dane GUS lepiej niż nasz premier

Trzydniowa wizytacja najwyższych przedstawicieli Unii Europejskiej w Polsce trochę zawiodła oczekiwania naszej strony. Romano Prodi zręcznie unikał konkretów, uciekając zwłaszcza od dyskusji o dacie akcesji.

Trzydniowa wizytacja najwyższych przedstawicieli Unii Europejskiej w Polsce trochę zawiodła oczekiwania naszej strony. Romano Prodi zręcznie unikał konkretów, uciekając zwłaszcza od dyskusji o dacie akcesji.

Trzydniowa wizytacja najwyższych przedstawicieli Unii Europejskiej w Polsce trochę zawiodła oczekiwania naszej strony. Romano Prodi zręcznie unikał konkretów, uciekając zwłaszcza od dyskusji o dacie akcesji. Przewodniczący KE i tak jest tylko urzędnikiem, który samodzielnie niewiele może. Związany jest Traktatem Nicejskim piętnastu państw, które zgodnie i ostatecznie rozstrzygnęły, iż najwcześniejszą możliwą datą rozszerzenia UE jest 1 stycznia 2005 r. Odpowiedni fragment traktatu reprodukowaliśmy 27 lutego w ăPBÓ nr 41.

Jednym z ważnych wątków rozmów było hipotetyczne zagrożenie rynków pracy dotychczasowej "piętnastki" masowym napływem siły roboczej z Polski. Starając się rozwiać obawy kierownictwa KE, premier Jerzy Buzek rzucił na szalę argument (nb. nie po raz pierwszy), iż obecnie do Polski ludzie WRACAJĄ. To fakt, ale wypadałoby dodać, iż nadal kilkakrotnie więcej ich WYJEŻDŻA! Dekada przemian ustrojowych nie zmieniła faktu, że w kategoriach demograficznych jesteśmy krajem surowcowym. Przyrost naturalny realizuje się w rodzinach wielodzietnych i ubogich, za to migracja (w obie strony) obejmuje jednostki najaktywniejsze, lepiej wykształcone itp.

Reklama

Diagram obrazuje statystykę emigracyjną ostatniej dekady. Widać wyraźnie, że słupki wyjazdowe (ciemniejsze) są dużo dłuższe od przyjazdowych. Różnicę wyznacza ta czerwona krecha. Bardzo dużo do myślenia daje zjawisko, które wystąpiło w roku 2000 - imigracja pozostała w normie (7,3 tys.), natomiast emigracja gwałtownie skoczyła (do 27 tys.). Pierwsze miesiące roku 2001 potwierdzają przedłużenie się tego niepokojącego trendu. Powtórzy się zatem sytuacja z lat 1999 i 2000 - malutki przyrost naturalny nie zrównoważy ujemnego salda emigracyjnego i całkowita liczba ludności Polski znowu spadnie.

Migracje zagraniczne dzielą się na krótkookresowe (wyjazdy poniżej roku) oraz długookresowe (rok i dłużej). Do tych drugich należą migracje na stałe, którymi głównie zajmuje się GUS. Podstawą uznania przyjazdu/wyjazdu do/z Polski za imigrację/emigrację jest zameldowanie/wymeldowanie się z pobytu stałego. W rejestrach wyborców w gminach figurują tysiące osób, które już od lat faktycznie mieszkają w Kanadzie, Australii etc. Jest ich dużo więcej, niż z kolei ludzi przebywających w Polsce na stałe bez dopełnienia formalności. Uwzględniając te okoliczności - rzeczywiste saldo migracyjne jest jeszcze bardziej ujemne, niż to wyliczone na podstawie dokumentów.

Oczywiście prezesowi GUS nie wypada zwracać premierowi - w końcu to zwierzchnik służbowy - uwagi, aby ten nie rozgłaszał teorii nieprawdziwych. Mediom wypada jak najbardziej, dlatego dedykujemy Jerzemu Buzkowi powyższy diagram. Polskie dane statystyczne są na wszystkie strony rozbierane przez analityków w Brukseli i cieszą się tam zainteresowaniem dużo większym, niż pobożne życzenia naszej klasy politycznej.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: deta | oczekiwania | Bruksela | danie | Romano Prodi | GUS | Dana
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »