Budowlanka chce 75 proc. stawki na Zachodzie

Polska może stać się jednym z największych placów budowy dróg w Europie.Tylko podwyżka pensji o dalsze 35-40 proc. przyhamuje odpływ pracowników na Zachód. W Polsce brak jasnych zasad konsultacji społecznych, dotyczących przebiegu tras.

Dzięki funduszom unijnym Polska już w tym roku może stać się jednym z największych placów budowy dróg w Europie. Aż 11 mld euro z programu "Infrastruktura i środowisko" zostanie przeznaczone na drogi. Za te pieniądze do 2013 roku ma powstać ponad 600 km autostrad i ok. 2250 km dróg ekspresowych. Rząd ze środków budżetowych powiększy tę kwotę o 30 proc.
- Te pieniądze zostaną przeznaczone na przygotowanie inwestycji oraz wymagany prawem unijnym tzw. wkład własny - mówi GP Barbara Kondrat, wiceminister transportu.

W ten sposób po raz pierwszy w historii organ odpowiedzialny za budowę dróg będzie mógł liczyć na skokowy wzrost środków. O ile w poprzednich latach nakłady na inwestycje drogowe były stałe - wynosiły ok. 4 mld zł rocznie - to już w ubiegłym roku wzrosły do ponad 9 mld zł.

Szanse są ogromne, ale pojawiają się coraz to nowe zagrożenia. Nie tylko wadliwe procedury przetargowe czy problemy z ochroną środowiska spowalniają proces inwestycyjny. By skończyć ze ślamazarnym tempem budowy dróg, potrzebne są też ekspresowe decyzje na niższych poziomach.

Wzrastają ceny

Jedną z przyczyn wolnych prac drogowych jest też odpływ pracowników na Zachód. Jak mówi Dariusz Słowiński, prezes Strabag, od września ubiegłego roku Strabag podniósł nawet o 50 proc. wynagrodzenia dla pracowników fizycznych i o 30 proc. dla kadry inżynierskiej.

- Przy podwyżce wynagrodzeń o dalsze 35-40 procent uda nam się zatrzymać wyjazdy pracowników. Jeśli będą oni zarabiać 70-75 proc. tego co na Zachodzie, nie będą mieli motywacji, by porzucać miejsca pracy w Polsce - ocenia prezes Strabag.

Problemy z transportem oraz brak surowców spowodował znaczącą podwyżkę cen ofert składanych w przetargach - nawet o 100 proc. Dlatego Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) musiała unieważniać przetargi, bo oferta żadnego z wykonawców nawet nie zbliżała się do kwoty, jaką była w stanie zapłacić. To prowadzi do opóźnienia rozpoczęcia inwestycji, tak jak w przypadku drogi ekspresowej S7 Grójec-Białobrzegi (trwa obecnie trzeci przetarg) i do tego, że wchodząca na rynek grecka firma JP AVAX była w stanie w konkursie na wykonawcę śląskiego odcinka autostrady A1 złożyć ofertę o 100 mln zł niższą niż konkurencja.

GDDKiA usiłuje radzić sobie z tym otwierając rynek dużych zamówień drogowych na mniejszych wykonawców. Dzieli projekty na mniejsze przetargi, tak by mogły w nich startować małe polskie firmy, które do tej pory zadowalały się rolą podwykonawców.

Materiałów zaczyna brakować

- W drugiej połowie 2006 roku zaczęło też brakować kruszywa i asfaltu. Dodatkowo zaczęła szwankować logistyka dostarczania materiałów na place budowy - mówi Zbigniew Kotlarek, dyrektor GDDKiA.

Dodaje, że z samego woj. świętokrzyskiego wyjeżdżało co dzień po tysiąc ciężarówek z materiałami. Koleją byłoby na pewno taniej.

- Od lipca sygnalizowany był niedobór wagonów oraz brak koordynacji w przebudowie i odnowie dróg - twierdzi Aleksander Kabziński, prezes Stowarzyszenia Związku Pracodawców Producentów Kruszyw. Jeśli w tym roku minimum 20 mln ton kruszyw nie trafi koleją na budowy dróg krajowych, to grozi nam powtórka z ubiegłego roku.

- Od zaraz transport kolejowy powinien przejąć odpowiedzialność za dostawy kruszyw. Bez tego rządowy program budowy dróg jest niewykonalny - alarmuje Kabziński.

Problemy z inwestycjami

Komisja Europejska, po fali protestów ekologów, skierowała do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości wniosek o stwierdzenie naruszenie unijnego prawa przy budowie obwodnic Augustowa i Wasilkowa. Ponieważ obie inwestycje już się rozpoczęły, Bruksela do pozwu o łamanie unijnego prawa załączyła wniosek o natychmiastowe wstrzymanie wszelkich robót. Decyzja w tej sprawie może zapaść w ciągu kilku dni.

- Konflikt społeczny wokół Rospudy to próba sił przed rozpoczęciem realizacji innych inwestycji - ocenia Barbara Kondrat.

Nie umiemy jeszcze przeprowadzać szerokich społecznych konsultacji. Proces przygotowania inwestycji przebiega w sposób urzędowy. Brakuje miękkich działań - ocenia Michał Skorupski, ekspert z firmy doradczej EC Harris. Jego zdaniem, brak konsultacji społecznych prowadzi do takich wydarzeń jak konflikt wokół doliny Rospudy.

W końcu pozostaje ułomne prawo, które powoduje, że inwestor i wykonawcy długie miesiące czekają na wydanie wymaganych zezwoleń. Ten problem został przez rząd zidentyfikowany w ubiegłym roku przy analizie słabego wykorzystywania funduszy unijnych. Ale na razie pojawiają się tylko propagandowe hasła.

- Powołany w Kancelarii Premiera zespół pracuje nad przygotowaniem szybkiej nowelizacji kilku ustaw. Efektem zmian ma być przyśpieszenie procesu przygotowywania inwestycji - dodaje Zbigniew Kotlarek.

SZERSZA PERSPEKTYWA
UNIA
W Wielkiej Brytanii konsultacje społeczne (public inquiry) w przypadku wielkich inwestycji budowlanych trwają nawet kilka lat, ale po ich zakończeniu nikt już nie może podważać lokalizacji inwestycji. Specjalnie wyznaczony urzędnik pełni w nich funkcję bezstronnego arbitra, starającego się pogodzić różne interesy krzyżujące się wokół inwestycji drogowej.

Reklama

Mariusz Gawrychowski

Gazeta Prawna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »