Budżet jest skrojony z lichego materiału
Sejmowa mądrość budżetowa na rok 2004 liczy 702 strony, z czego 288 obejmuje sam projekt ustawy z załącznikami, a 414 stron - uzasadnienie. Pierwsze czytanie przebiegło tak, jak wszystkich poprzednich budżetów III RP. Dosłownie po pierwszym zdaniu każdego posła można się było zorientować, czy przy głosie jest opcja rządowa, czy opozycyjna.
Budżet państwa w obecnym kształcie (minister finansów jest dysponentem zaledwie 45 proc. sektora finansów publicznych) stał się przede wszystkim kategorią polityczną, a znacznie mniej ekonomiczną. Dlatego można postawić każde pieniądze, że gdyby IDENTYCZNY projekt wniosła rządząca koalicja PO, PiS i LPR, to nad jego słabościami pastwiliby się posłowie SLD i UP. Kapitalnym przykładem jest postawa PSL, które zaledwie rok temu firmowało budżet skonstruowany podobnie, natomiast wczoraj nie pozostawiło na rządowym produkcie suchej nitki.
Do tego, co o budżecie pisaliśmy już na łamach "PB", trudno na razie coś dodać. Nową okolicznością stanie się ewentualne wprowadzenie przez rząd autopoprawki i dokonanie pierwszych cięć wydatków już w roku 2004. Oczywiście w tej samej autopoprawce musiałby zostać zmniejszony budżetowy deficyt, bo inaczej posłowie natychmiast zagospodarowaliby zaoszczędzone kwoty.
Zaskoczeniem in minus jest harmonogram. Kiedy 23 grudnia 2002 r. prezydent Aleksander Kwaśniewski podpisywał ustawę na rok 2003 - wyraził przekonanie, że oto wróciliśmy do normalności i już zawsze budżet będzie ukazywał się w Dzienniku Ustaw terminowo, czyli do 31 grudnia. Miał to być symbol sanacji finansów publicznych. Jak będzie w tym roku - już wiadomo. Od 1 stycznia 2004 r. podstawą działalności finansowej państwa będzie rządowy projekt w wersji z 30 września. Ale taka prowizorka jest dla Sejmu nieważna - grunt, żeby przekazać ustawę do podpisu najpóźniej 31 stycznia i tym samym uciec przed konstytucyjną gilotyną...