Budżetowa prowizorka
W pakiecie czwartkowych głosowań Sejmu znajduje się całkiem nowa ustawa o dochodach jednostek samorządu terytorialnego, mająca obowiązywać od 1 stycznia 2004 r.
Tymczasem weszła w życie pilna zmiana ustawy dotychczasowej, obejmującej lata 1999-2003 i wygasającej 31 grudnia. Nowelizacja nieprzypadkowo weszła 14 października, albowiem przesunęła w czasie startujący 15 października stały kalendarz prac nad budżetami gmin, powiatów i województw.
Trudno znaleźć lepsze od takiej epizodycznej ustawy potwierdzenie, iż całe finanse publiczne w Polsce - od góry do samego dołu - znajdują się w stanie jednej wielkiej prowizorki. Najgorsze, że w roku 2003 nastąpiło zdecydowane obniżenie sprawności rządzenia ekipy Leszka Millera w stosunku do roku 2002, kiedy to udało się jej nawet uchwalić i terminowo ogłosić budżet! W tym sezonie wszystko się rozłazi, rząd spóźnia się z projektami, ustawy przyjmowane są w niedoczasie, a poprawki wnoszone na kolanie.
Budżetowa ryba psuje się od głowy. Wiadomo już, że w rok 2004 wejdziemy bez budżetu państwa, który zostanie uchwalony dopiero w końcu stycznia. Epizodyczna ustawa obalająca stały terminarz dla samorządów praktycznie wyklucza uchwalenie do 31 grudnia budżetów gmin, powiatów i województw. Oczywiście trafią się ambitne gminy, które dosłownie staną na uszach i mimo kłód rzucanych pod nogi przez władzę centralną, zdołają między Bożym Narodzeniem a Sylwestrem uchwalić budżety. Będą to jednak absolutne wyjątki.
Chyba nie o takim stanie finansów państwa u progu pierwszego unijnego roku 2004 premier Leszek Miller myślał jeszcze kilka miesięcy temu.