Ceny prądu od lipca w górę. Inflacja podskoczy mocniej, są nowe prognozy
Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy dotyczący cen prądu i gazu. Rachunki za energię elektryczną w drugiej połowie roku mają pójść w górę o 29 proc. - wynika z szacunków. To więcej niż można się było spodziewać po wcześniejszych deklaracjach przedstawicieli rządu. To także więcej niż spodziewali się ekonomiści. Efekty odczujemy nie tylko płacąc rachunki. W górę pójdzie też inflacja.
Bon energetyczny dla najbardziej potrzebujących i podwyżki rachunków dla wszystkich. Tak będzie wyglądało drugie półrocze, jeśli chodzi o ceny prądu. Projekt ustawy regulującej te kwestie przyjął we wtorek rząd. Teraz projektem zajmie się parlament.
Przypomnijmy, że zgodnie z projektem wzrośnie maksymalna cena energii elektrycznej dla gospodarstw domowych. Wyniesie ona 500 zł za 1 MWh dla gospodarstw domowych. Obecnie to 412 zł za 1 MWh do określonego poziomu zużycia.
Gospodarstwa domowe o niskich dochodach, dla których ten wzrost cen będzie trudny do udźwignięcia, otrzymają od państwa bon energetyczny.
- 300 zł dla jednoosobowego gospodarstwa domowego,
- 400 zł dla gospodarstwa liczącego 2-3 osoby,
- 500 zł dla gospodarstwa liczącego 4-5 osób,
- 600 zł dla takiego, które liczy sześć lub więcej osób.
W Ocenie Skutków Regulacji (OSR) - czyli dokumencie załączanym do projektu ustawy - wskazano, że w drugiej połowie roku rachunki większości odbiorców energii elektrycznej w gospodarstwach domowych wzrosną względem pierwszego półrocza o ok. 29 proc. Brak żadnych działań osłonowych spowodowałby, że wysokość rachunku za energię elektryczną dla większości odbiorców wzrosłaby zaś o ok. 62 procent.
Wzrost cen, którego spodziewa się obecnie rząd, będzie jednocześnie wyższy niż wcześniej zapowiadano. Przypomnijmy, że w lutym ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska mówiła o wzroście o 15 procent. W pierwszych miesiącach roku przedstawiciele Ministerstwa Klimatu i Środowiska (MKiŚ) wskazywali także, że rachunki podskoczą o ok. 30 złotych.
Po tej deklaracji zapytaliśmy resortu, czy są to wyliczenia dla konkretnej grupy gospodarstw domowych - zużycie, a co za tym idzie rachunki różnią się przecież mocno w zależności od liczby osób w gospodarstwie domowym, trybu ich życia, wielkości mieszkania itp.
- Wspomniany przez panią ministrę wzrost cen dotyczy średniego rachunku. Chodziło o zobrazowanie rzędu kwoty podwyżki - odpowiedziało Interii w marcu biuro prasowe resortu. Nie zdradzono nam, czy w grę wchodzi rozwiązanie, które wprowadzi limit wzrostu cen na rachunku do określonej kwoty oraz czy wzrost o 30 zł na rachunku za miesiąc to szacunek dla konkretnego rodzaju gospodarstwa domowego, np. o określonym zużyciu prądu.
Pod koniec tamtego miesiąca ministra Hennig-Kloska podała jednak, że rzeczywiście chodziło jej o konkretny typ gospodarstwa domowego - jednoosobowe gospodarstwa emeryckie. Czyli takie, które energii elektrycznej zużywają mało, ale za to rachunki są dużym obciążeniem dla ich budżetu.
Brak jasności co do tego, w jaki sposób i o ile wzrosną ceny prądu zaważył też na prognozach makroekonomicznych. Ekonomiści działających w Polsce banków zrewidowali swoje prognozy dotyczące inflacji po tym, gdy poznaliśmy projekt nowej ustawy.
We wtorek nowe szacunki podał ING Bank Śląski. Wcześniej ekonomiści tego banku zakładali wzrost rachunków za prąd w drugiej połowie roku o ok. 16 procent. A więc spodziewali się mniejszych podwyżek niż te, które nas czekają. Ich wpływ na inflację miał być więc mniejszy.
"Szacujemy, że w scenariuszu przedstawionym przez MKiŚ wzrost cen prądu i gazu podbije CPI o ok. 1,7 pkt. proc. względem scenariusza wydłużenia mrożenia cen energii na obecnym poziomie" - wskazali w komentarzu.
"Przyjmujemy szacunki ministerstwa jako nowy scenariusz bazowy, co przesuwa ścieżkę inflacji na drugą połowę 2024 roku w górę o ok. 1 pkt. proc., względem naszych wcześniejszych oczekiwań. Oznacza to, że w grudniu 2024 inflacja CPI może być zbliżona do 5,5 proc. w ujęciu rocznym. Nadal oczekujemy, że do końca 2024 stopy NBP pozostaną bez zmian" - dodali.
Wyższej inflacji spodziewa się także PKO Bank Polski. Jak jednak wskazują analitycy największego polskiego banku, będzie ona i tak niższa niż w najbardziej pesymistycznym scenariuszu zakładał bank centralny. "W tych warunkach inflacja na koniec roku może wynieść ok. 5,4 proc. (wciąż wyraźnie mniej niż w najbardziej pesymistycznym scenariuszu NBP, zakładającym pełne odmrożenie cen energii i wzrost inflacji do ok. 8 proc.)" - czytamy w komentarzu.
Kwoty podwyżek cen gazu i prądu podane przez resort są z kolei zgodne ze scenariuszem zakładanym przez mBank. "Kwoty plasują się w okolicy naszego scenariusza bazowego. Oznacza to, że kategoria 'energia' podbije inflację w lipcu o około 1,5 pkt. proc. względem scenariusza nie uwzględniającego żadnych zmian" - wskazali ekonomiści banku.
Martyna Maciuch