Ceny w Niemczech. Stan alarmowy trwa

W ostatnich tygodniach wielu konsumentów z ulgą spoglądało na ceny artykułów spożywczych: przestały rosnąć, a czasem wręcz spadają. Jednak inflacja jeszcze się nie skończyła.

W porównaniu z innymi Niemcy mało wydają na jedzenie. Wzrost cen od czasu ataku Rosji na Ukrainę i wynikające z tego gospodarcze turbulencje zasadniczo wiele tu nie zmieniły. Sytuacja po lutym 2022 szczególnie dotknęła ludzi, u których zakupy spożywcze pochłaniają dużą część ich dochodów.

Ale nawet ci, którzy nie muszą liczyć każdego centa, też musieli przełknąć tę żabę: na przykład 400-gramowy pojemnik irlandzkiego masła przez wiele miesięcy kosztował 4,99 euro. Od kilu tygodni ten sam produkt kosztuje 4,29 euro. W lodówkach można też znaleźć masło niemieckie - sklepowej marki - w cenie 1,29 euro za 250 gramów. Podobnie jest w przypadku makaronu i sera.

Reklama

Potrzebna cierpliwość

Niemiecki Instytut Badań nad Gospodarką (DIW) dostrzega wręcz odwrócenie trendów inflacyjnych w Niemczech: - Prawdopodobnie osiągnęliśmy już szczyt inflacji. Odwrócenie trendu właśnie się rozpoczęło - powiedziała Kerstin Bernoth z DIW w rozmowie z RedaktionsNetzwerk Deutschland (RND). Dodała jednak, że nie należy oczekiwać, iż ceny teraz wszędzie spadną. - Oznacza to po prostu, że ceny nie będą już dalej rosły.

Musimy przyzwyczaić się do obecnych cen - tłumaczy. Według rozmówczyni trzeba uzbroić się teraz w cierpliwość i "ufać, że ceny w dłuższej perspektywie znów się niżej ustabilizują".

"Ceny będą nadal rosły"

Kai Hudetz, dyrektor Instytutu Badań nad Handlem Detalicznym w Kolonii (IFH), wypowiada się mniej entuzjastycznie. - Gwałtowne wzrosty kosztów energii, logistyki i surowców naturalnych wywołały reakcję łańcuchową - powiedział DW. - Wszystkie firmy borykały się i nadal się borykają z rosnącymi kosztami. Jednak wiele dodatkowych kosztów zostało już przerzuconych na konsumentów, dlatego wskaźniki inflacji są obecnie niższe i możliwe są przynajmniej selektywne obniżki cen - wyjaśnia.

Dlatego nie można jeszcze ogłosić końca inflacji, bo, jak zauważa Hudetz, "ceny większej liczby kategorii produktów wciąż bardziej rosną niż spadają. Niektórzy producenci zapowiedzieli podwyżki cen, które handel musi przerzucić ze względu na niskie marże na innych. Także stosunkowo wysokie decyzje płacowe wpływają na rosnące ceny".

Siła dyskontów

Jednym z powodów niskiego poziomu cen artykułów spożywczych w Niemczech jest silna pozycja dyskontów. Tylko cztery duże firmy: Rewe, Edeka, Aldi i Lidl mają największe udziały w rynku, ostro ze sobą konkurując. Wykorzystują swoją niemalże monopolistyczną pozycję, aby zmusić dostawców do oferowania coraz niższych cen.

- W ciągu ostatniego roku dyskonty mogły nawet zwiększyć swoje udziały w rynku - mówi szef niemieckiego Lidla Christian Haertnagel. Wyjaśnia, że rosnące ceny skłoniły większą liczbę klientów do robienia zakupów we wciąż stosunkowo tanich dyskontach, których obroty w ten sposób wzrosły.

Według Haertnagela trwają intensywne negocjacje w sprawie cen. "Znamy rozwój rynków surowcowych" - cytuje go Niemiecka Agencja Prasowa. "Mniej więcej wiemy, jakie koszty personalne i energetyczne tkwią w poszczególnych produktach. I robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby negocjacje zakończyły się sukcesem, byśmy mogli uzyskać możliwie najlepsze ceny dla klienta". Z drugiej strony sieciówki, takie jak Edeka i Rewe, wycofują ze sprzedaży niektóre produkty, aby w negocjacjach cenowych wywierać presję na producentach.

Bez szybkiego zwrotu

Christian Haertnagel podkreśla, że Lidl akceptuje fakt, iż producenci podnieśli koszty energii i surowców. - Oczywiście, jedno czy drugie żądanie jest na miejscu. Prowadzimy intensywne negocjacje, aby podwyżki cen mieściły się w granicach, i negocjujmy trochę dłużej, jeśli są one niewłaściwe z naszego punktu widzenia - tłumaczy.

Haertnagel mówi dalej, że Lidl chce szybko reagować, gdy na rynkach surowców nastąpi rozluźnienie, mając na uwadze wcześniejsze obniżki cen masła, makaronu czy sera. Niemniej jednak gasi nadzieje na szybką i kompleksową zmianę cen.

Dyrektor IFH, Kai Hudetz, również nie dostrzega żadnych zasadniczych zmian w kształtowaniu się cen. - Wprawdzie ceny podstawowych artykułów nie wzrosły tak bardzo jak pod koniec ubiegłego roku, ale spadają sporadycznie i to tylko nieznacznie. Przede wszystkim widzimy wzrost akcji promocyjnych, które przemawiają do konsumentów. Obniżki cen widać w przypadku warzyw i owoców, ale głównie z powodów sezonowych - powiedział Hudetz w rozmowie z DW.

Tanio to było wczoraj

Według ogólnej oceny powrót do dotychczasowego, niskiego poziomu cen artykułów spożywczych każe na siebie jeszcze długo czekać. Silna pozycja rynkowa wielkiej czwórki dyskontów będzie nadal wpływać na obniżanie cen tak bardzo, jak to tylko możliwe, ku wielkiemu rozczarowaniu producentów. Jednak ani Aldi, ani Lidl czy Rewe nie mogą zapobiec zwiększeniu kosztów personalnych, kosztów energii i dystrybucji po stronie producentów.

Kai Hudetz mówi wprost, że poziom cen pozostanie wysoki jeszcze przez długi czas. - Intensywna konkurencja i duże zagęszczenie supermarketów i dyskontów sprawi, że w przyszłości będziemy musieli wydawać na żywność stosunkowo mało. Nie oznacza to jednak, że ceny żywności wrócą do poziomu sprzed kryzysu. Musimy po prostu przyzwyczaić się do wyższych cen, przynajmniej w najbliższej przyszłości - dodaje.

Dirk Kaufmann

***

Deutsche Welle
Dowiedz się więcej na temat: ceny | inflacja | wzrost cen | Niemcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »