Chiński dylemat
Komunistyczne Chiny mają kłopot... Co począć z górami dolarów, euro, jenów?
Głównym atutem była tania siła robocza. Kapitał płynął coraz szerszym strumieniem i Państwo Środka stało się największą fabryką świata. Przez ostatnie 20 lat PKB rośnie średnio10 proc. rocznie. W 2009 r. - w czasie apogeum globalnego kryzysu finansowego - Chiny wyprzedziły Niemcy i stały się największym na świecie eksporterem. Produkty "made in China" dominują w większości supermarketów na świecie. W lipcu tego roku nadwyżka handlowa kraju wzrosła do 31,48 mld z 22,27 mld dolarów w czerwcu.
Eksport wspomagany był przez politykę Banku Centralnego Chin polegającą na utrzymywaniu kursu juana na poziomie zaniżonym w stosunku do innych walut. Na każdym spotkaniu przywódców amerykańskich i chińskich rewaluacja juana jest jednym z najważniejszych tematów rozmów. Amerykańskie naciski sprawiają jedynie tyle, że Chińczycy godzą się na symboliczne ustępstwa, co nie rozwiązuje problemu. Wielu polityków i ekonomistów twierdzi wręcz, że polityka sztywnego kursu juana zabija gospodarki Zachodu.
Dzięki bardzo ścisłej kontroli kursu wymiany walut, chiński juan jest wart 0,15 dolara i 0,11 euro, podczas gdy według MFW i ONZ juan jest wyceniany na 0,25 dolara i 0,21 euro. To prawie dwa razy więcej niż oficjalny chiński kurs. Ludowy Bank Chin skupuje od eksporterów dolary, by nie dopuścić do aprecjacji juana. Dzięki temu eksport do USA i Europy rośnie z roku na rok. Nadwyżka, jaką Chiny mają w handlu z obu obszarami wyniosła w roku ubiegłym ponad 400 mld dolarów. Pod koniec czerwca rezerwy walutowe Chin osiągnęły rekordowy poziom 3,2 bln dolarów.
Zarządzanie olbrzymimi rezerwami walutowymi jest jednym z podstawowych problemów władz w Pekinie. Chińczycy lokują swoje rezerwy tak, by nie zmieniać trendów na rynkach finansowych. Inwestując ogromne kwoty muszą to więc robić na rynkach bardzo płynnych. Najgłębszym i do niedawna uważanym za najbezpieczniejszy na świecie był ostatnio rynek papierów skarbowych rządu USA. Inwestycja w amerykańskie obligacje jest więc bardziej koniecznością niż dobrowolnym wyborem - z powodu niskiej rentowności jest wszak nieopłacalna.
Instytucje chińskie posiadają obecnie obligacje amerykańskie o wartości ok. 1,2 bln dolarów i ich wielkość stale rośnie, a ok. 70 proc. chińskich rezerw jest denominowana w dolarze amerykańskim. Od pewnego czasu Chiny sugerują konieczność zmiany struktury swych rezerw, lecz operacja taka byłaby trudna i mogłaby pociągnąć za sobą znaczne straty - dalsze osłabienie dolara, a tym samym straty Chin.
Ostatnia decyzja Standard & Poor's o obniżeniu ratingu długu USA zdenerwowała rząd chiński. Chiny są (po Fed) największym wierzycielem rządu Stanów Zjednoczonych i stopniowe osłabienie dolara oznacza dla Chin stratę. Chińczycy świadomie ponoszą ten koszt, bo w końcu USA są największym odbiorcą ich produkcji. Jednak wielkość rezerw walutowych zaczyna być postrzegana przez chińskich finansistów jako problem.
Już kilka miesięcy temu Zhou Xiaochuan, prezes Banku Centralnego Chin powiedział, że rezerwy te przekraczają potrzeby kraju. Wezwał do wzmocnienia wysiłków zmierzających do ich zredukowania. Podczas przemówienia wygłoszonego na pekińskim Uniwersytecie Tsinghua Zhou podkreślił, że rosnące rezerwy walutowe spowodowały nadmierną płynność i ich obecna wielkość przekracza "rozsądne wymagania".
Po decyzji S&P agencja Xinhua stwierdziła, że dalsza degradacja długu amerykańskiego będzie nieunikniona, jeśli kraj ten nie zredukuje ogromnych wydatków militarnych i społecznych. Chiny apelują o międzynarodową kontrolę nad emisją dolarów. Postulują też utworzenie międzynarodowej waluty rezerwowej, która zastąpi dolara, co oczywiście jest nie do przyjęcia dla USA.
Chińskie rezerwy walutowe chętnie widziałyby u siebie również europejskie państwa, szczególnie ostatnio w obliczu kryzysu zadłużeniowego krajów PIIGS. Chińczycy ze swej strony obawiają się, że kłopoty Europy mogą oznaczać obniżenie popytu na chińskie towary, a osłabienie euro zmniejszałoby opłacalność chińskiego eksportu do Europy. Chińscy przywódcy deklarują pomoc w utrzymaniu stabilizacji w strefie euro, ale w rzeczywistości ich zaangażowanie finansowe w obligacje najbardziej zagrożonych krajów jest niewielkie.
W zeszłym roku Chiny nabyły portugalskie obligacje o wartości ponad 1 mld euro. Wolą jednak inwestować w papiery krajów o najwyższych ratingach. Często jednoznacznie sugerują, że ich finansowe zaangażowanie wiąże się z warunkami politycznymi, np. milczeniem europejskich przywódców na temat praw człowieka. Chińskie instytucje nie publikują statystyk, jednak szacuje się, że około 25 proc. inwestycji portfelowych utrzymywanych jest w euro.
Od drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych Chiny zaczęły swoje nadwyżki angażować w formie inwestycji bezpośrednich, ale istotne rozmiary ta działalność osiągnęła dopiero w latach 2007-2008. Zajmują się tym specjalnie powołane instytucje: Państwowy Urząd ds. Rezerw Walutowych (State Administration of Foreign Exchange - SAFE) - dysponuje środkami o wartości ok. 2,4 bln dolarów; wehikuły inwestycyjne korzystające ze wsparcia kapitałowego SAFE, np. Chińska Korporacja Inwestycyjna, Chiński Bank Rozwoju oraz Chiński Bank Eksportowo-Importowy; przedsiębiorstwa państwowe korzystające, na preferencyjnych warunkach, ze środków zgromadzonych przez wymienione instytucje finansowe.
Ostatnie lata to dynamiczny wzrost chińskich inwestycji w krajach rozwijających się. Chiny są największym inwestorem w Afryce i ich kapitał ma duży wpływ na tempo rozwoju tamtejszych gospodarek. Mówi się nawet o "kolonizacji" krajów afrykańskich oraz współpracy z miejscowymi władzami, których relacje z europejskimi państwami z powodów politycznych są złe. Chińskie firmy realizują potężne inwestycje infrastrukturalne, m.in. w Nigerii, Kongo, Algierii, RPA, krajach Afryki Subsaharyjskiej. Chińska gospodarka pochłania coraz więcej surowców energetycznych i metali, więc zainteresowana jest przede wszystkim inwestycjami w krajach, które je posiadają. Stąd wielkie nakłady również w Ameryce Południowej, krajach arabskich i Kazachstanie.Strategia chińskich inwestycji ma charakter długofalowy i często nie jest nastawiona na szybki zysk, ale dostarcza często cenniejszej od pieniędzy informacji. Tak jest często, gdy inwestują oni w sektor finansowy i nieruchomości. Przejęcie kontroli nad niektórymi bankami w krajach rozwiniętych ma na celu nie tylko dalsze finansowanie projektów, ale przede wszystkim zdobycie wiedzy o sytuacji przedsiębiorstw. A zła informacja jest, jak na razie, jednym z problemów chińskich inwestorów, którzy nie rozumieją właściwie wymagań instytucji regulacyjnych w krajach - gospodarzach inwestycji. Przejawem tego problemu była klęska z budową autostrad w Polsce.
Największą chińską inwestycją w Europie było przejęcie za 7,2 mld dolarów przez China Petrochemical Corporation Group (Sinopec Group) dużej korporacji naftowej, zarejestrowanej w Szwajcarii, ale mającej siedzibę w Calgary w Kanadzie, a operującej głównie w Afryce - Addax Petroleum. Korporacja China Ocean Shipping, znana jako COSCO Group, jeden z największych armatorów na świecie, dysponujący flotą 550 okrętów w 2008 r. przejęła kontrolę nad terminalem kontenerowym w Pireusie. Został on wydzierżawiony za 3,3 mld euro - na 35 lat.
Chiński koncern samochodowy Geely w marcu 2010 r. kupił od Forda za 1,8 mld dolarów i 900 mln dolarów zobowiązań inwestycyjnych ikonę szwedzkiego przemysłu - Volvo, realizując największą chińską inwestycję zagraniczną w przemyśle samochodowym. Wykorzystał sytuację bliskiego bankructwa Forda, który przejął Volvo przed 11 laty za około 6 mld dolarów. W Szwecji i nie tylko transakcja wywołała skrajnie negatywne opinie. Najnowsze technologie przemysłu samochodowego znalazły się w rękach Chińczyków.
Co prawda ceny nieruchomości w wielkich miastach nieco spadły, ale popyt na mieszkania na pewno nie spadnie. Zarobki w miastach rosną znacząco, nawet o kilkanaście procent rocznie. Zakupy mieszkań są finansowane głównie z własnych oszczędności i niewielki udział kredytów w finansowaniu rynku nieruchomości jest jednym z istotnych czynników różniących Chiny od USA. Spadek cen mieszkań nie przekłada się zatem na sytuację w sektorze bankowym, a dodatkowa podaż tanich mieszkań powoduje, że sektor dóbr luksusowych może mieć przejściowe kłopoty wynikające ze zmniejszenia popytu, ale w dłuższym okresie nie grozi mu załamanie.
Pojawiają się pogłoski o wycofywaniu się inwestorów z przemysłu przetwórczego i nadzieja nieprzyjaciół władz chińskich na wielkie bezrobocie i związane z tym niepokoje społeczne, a także "zatkanie" chińskiej gospodarki niewyeksportowanymi towarami. Istotnie, można zaobserwować spadek wzrostu produkcji w przemyśle przetwórczym. Ale spory odsetek zatrudnionych w tym przemyśle to robotnicy napływowi, którzy mogą znaleźć zatrudnienie w innych sektorach gospodarki, np. w rozbudowie infrastruktury.
Planuje się budowę tysięcy kilometrów linii kolejowych, dróg i lotnisk. Inwestycje te w wielkim stopniu przesuwają się na zachód, tam gdzie kraj jest najmniej rozwinięty i płace niższe. Tam też przesuwa się częściowo przemysł przetwórczy w poszukiwaniu większej ilości tańszych robotników. Mitem jest też skala uzależnienia Chin od eksportu, szacowana na 35-40 proc. PKB. Gwałtownie rośnie wymiana handlowa Chin z krajami regionu Azji Południowo-Wschodniej, Afryką i Indiami. Zatem nadwyżki produkcji znajdują tam rynki zbytu. W regionach wschodnich Chin nie widać także jakiegoś szczególnego kryzysu. Chiny już dawno postawiły na edukację i badania naukowe.
Wykształceni fachowcy znajdują zatrudnienie w przemyśle IT i szybko rozwijających się usługach. Nie jest bowiem prawdą, że produkcja Chin to najniższe ogniwo łańcucha wartości dodanej. Chiny szybko wspinają się na wyższe poziomy. Większość ich eksportu to elektronika i maszyny. Ponadto, mając ogromne rezerwy walutowe, nie boją się importować i w niektórych miesiącach mają nawet przewagę importu nad eksportem.
Oczywiście nie brakuje w Chinach kłopotów. Pierwszy - natury globalnej: co zrobić z ogromnymi rezerwami walutowymi, jak je zainwestować, jak zdywersyfikować? Na świecie brakuje dostatecznie atrakcyjnych aktywów, a te, które są, nie zawsze są dostępne ze względów np. politycznych. Drugi to opanowanie procesów inflacyjnych. Tutaj znów naciski z zewnątrz idą w parze z interesem Chin, rewaluacja juana może być bowiem jednym z remediów na zbyt duży wzrost cen dóbr importowanych.
Rośnie zadłużenie władz lokalnych wynikające z prawie nieograniczonego ich dostępu do kredytów w bankach państwowych, co może grozić narastaniem złych długów. Rząd może nakazać przejęcie części tych długów różnym instytucjom i już zabiera się za rozwiązywanie problemów. Władze lokalne otrzymają zapewne prawo emitowania własnych obligacji, część długów mają przejąć nowo powstające firmy z kapitałem mieszanym, część będzie zapewne musiała być bezpośrednio przejęta przez rząd.
Lech Godziński