Chiny i inne klęski sektora stalowego
Kondycja i przyszłość europejskiego sektora stalowego zależą przede wszystkim od tego, co stanie się z chińskim hutnictwem i unijną polityką klimatyczną.
Pobierz: darmowy program do rozliczeń PIT 2015
W ostatnich latach Chiny, jako jeden z najsilniejszych czynników, wpływały na sytuację w światowej gospodarce. Gwałtowny rozwój ich mocy produkcyjnych w wielu dziedzinach stymulował budowanie mocy w innych krajach. Teraz, kiedy chińska gospodarka mocno wyhamowała, jej globalny wpływ jest równie silny, tyle że negatywny. Produkcja stali i związane z nią sektory przemysłu to jaskrawy przykład, jak może działać "chiński syndrom" w europejskiej gospodarce.
Rosnący eksport taniej stali z Chin do Europy nie jest nowym zjawiskiem. Przypomnijmy, że od roku 2012 wysyłka stali z Chin się podwoiła, a wówczas wynosiła już 51,2 mln ton. Według najnowszych szacunków, ten eksport w roku 2015 zamknie się sumą 112,4 mln ton, co oznacza roczną dynamikę rzędu 20 proc. To ponad dwie trzecie całkowitego popytu na stal, przewidywanego dla Unii Europejskiej na rok 2016 (154,1 mln t).
Według Tata Steel, w ciągu ostatnich dwóch lat import blach grubych do Europy wzrósł dwukrotnie, a import z Chin zwiększył się nawet czterokrotnie, co doprowadziło do szybkiego spadku ich cen. Po nadejściu do Europy wysokiej fali chińskiego eksportu ceny na europejskim rynku obniżyły się średnio o 40 proc.
Tymczasem produkcja stali w Chinach spada, ale znacznie szybciej spada wewnętrzny popyt. Opublikowane niedawno dane Worldsteel wskazują, że chińskie hutnictwo wyprodukowało w ubiegłym roku 803,8 mln ton stali (spadek o 2,3 proc. w porównaniu do 2014 roku). Zrzeszenie China Iron and Steel Association (CISA) podało, że w ciągu 11 miesięcy ubiegłego roku produkcja zmniejszyła się o 2,2 proc., a popyt o 5,5 proc.
Dane za rok 2014 wskazują, że w pierwszej dwunastce największych producentów stali na świecie jest 7 firm z Chin, dwie z Japonii, po jednej z Korei Południowej i Indii. Pierwsze miejsce zajmuje luksemburski ArcelorMittal, który wyprodukował wówczas 98,9 mln ton stali. Drugi na liście, japoński NSSMC, ma o połowę mniejszą produkcję - 49,3 mln ton. Trzecia jest już chińska firma Hebei Steel Group, z produkcją 47,09 mln ton.
Chińska branża stalowa traci w tym roku olbrzymie sumy pieniędzy. China Iron and Steel Association (CISA) informuje, że od stycznia do listopada straty największych chińskich firm stalowych sięgnęły 53,2 mld juanów, czyli ok. 8,07 miliarda dolarów. W Europie byłby to sygnał do natychmiastowych działań restrukturyzacyjnych, zwykle wiążących się ze zwolnieniami pracowników i wygaszaniem produkcji. W Chinach część firmy także chciałoby z takiej drogi skorzystać. Według cytowanego przez agencję Reutera Zhanga Guangninga, przewodniczącego CISA, a przy tym prezesa państwowego Anshan Iron and Steel Group, są firmy hutnicze, które chciałyby zamknąć produkcję i wycofać się z rynku, ale wciąż nie ma mechanizmów, które by im na to pozwalały.
- Droga wyjścia z rynku nie została otwarta, a część lokalnych administracji zmusza firmy stalowe do utrzymywania produkcji w interesie rozwoju regionu i spokoju społecznego - mówi Zhang. CISA zrzesza około 100 dużych i średnich firm hutniczych, odpowiedzialnych za około 80 proc. produkcji stali w Chinach. Zdaniem Zhanga członkowie zrzeszenia przewidują spadek przychodów o 19,3 proc., a ponad połowa deklaruje, że przynosi straty.
Wygląda na to, że możliwość zmniejszenia chińskich mocy produkcyjnych może się jednak pojawić. Rządowy China Metallurgical Industry Planning and Research Institute zapowiedział likwidację 100-150 mln ton mocy produkcyjnych, a to oznacza zmniejszenie zatrudnienia w samym hutnictwie o 400 000 osób, a po dodaniu redukcji w branżach pracujących na rzecz hutnictwa nawet o 1,2 mln.
Na spadek produkcji stali w Chinach mają wpłynąć także coraz silniejsze wymagania, dotyczące ochrony klimatu narzucane przez tamtejszy rząd. Wprowadzone na początku ubiegłego roku przepisy dotyczyły nie tylko branży stalowej. Pojawiły się nowe, wyższe standardy i wyższe kary zarówno za emisję spalin, pyłów i dwutlenku węgla, jak i za zanieczyszczanie wody, a także np. niewłaściwe pozbywanie się odpadów budowlanych. Mimo że z europejskiego punktu widzenia nowe standardy, choć w niektórych przypadkach kary podniesiono nawet pięciokrotnie, nie są zbyt wygórowane, to przepisy przewidują jednak również zamykanie szczególnie uciążliwych zakładów. Koszty, jakie chińskie hutnictwo musiałoby ponieść, by spełnić nowe wymogi klimatyczne, zostały jesienią 2014 roku oszacowane na niemal 20 mld dolarów.
Deklaracje Zhanga dotyczące problemów z zejściem z rynku można jednak uznać za kolejny dowód na to, że hutnictwo w Chinach nie jest przemysłem rynkowym. To ostatnio często podnoszona w Europie kwestia. Chiny oczekują przyznania im w tym roku statusu MES, czyli uznania za gospodarkę rynkową. Otwarłoby to rynki dla chińskich towarów, w wielu wypadkach produkowanych przez firmy o mocno uprzywilejowanej, wspieranej przez państwo pozycji. Zdaniem europejskiej branży stalowej, tak jest również w przypadku chińskich hut.
- Chiny argumentują, że protokół WTO zapewnia przyznanie im statusu MES do końca roku 2016. Jednak zapisy protokołu zostały stworzone na podstawie domniemania, że Chiny osiągną wystarczające postępy na drodze do przekształcenia swojej gospodarki w rynkową; postępy, których nie udało się osiągnąć - uważa Axel Eggert, dyrektor generalny Eurofer, czyli europejskiego stowarzyszenia producentów stali.
Ta kwestia budzi szczególnie dużo emocji w Wielkiej Brytanii, która latem przeżyła gwałtowne załamanie branży. Jedna z brytyjskich parlamentarzystek nazwała nawet ewentualne przyznanie Chinom tego statusu "gwoździem do trumny brytyjskiego hutnictwa". Wygląda na to, że niewiele już potrzeba, żeby zabić wieko...
Problem wybuchł latem, kiedy Tata Steel, tajlandzka SSI oraz brytyjska Caparo zapowiedziały wygaszanie produkcji i zwalnianie pracowników w kilku zakładach w Wielkiej Brytanii. W sumie chodziło o 6 tys. miejsc pracy. Jako główną przyczynę wskazywano połączenie mocnego funta, wysokich cen energii i silnego napływu taniej stali z Chin. Liczba zatrudnionych w brytyjskim hutnictwie spada poniżej 30 tys. osób - jednej dziesiątej liczby pracujących w nim w roku 1971.
W drugiej połowie stycznia zapowiedziano zamknięcie kolejnej huty. Tym razem chodzi o należący do ArcelorMittal hiszpański zakład Sestao, którego zdolność produkcyjna to 1,5 mln ton rocznie. Także w tym przypadku jako przyczynę podano spadające ceny stali, rosnące ceny energii i rekordowo wysoki poziom importu z Chin. Zamknięcie przewidziano na luty, a ponowne otwarcie... na lepszą sytuację rynkową.
Status MES dla Chin staje się więc kolejnym zagrożeniem dla europejskich producentów. Eurofer przypomina, że wprowadzenie ceł antydumpingowych będzie wówczas trudniejsze i nieefektywne, a inne środki ochrony rynku przed tanimi, dotowanymi przez rząd towarami z Chin także nie będą skuteczne.
- Przyznanie statusu MES Chinom oznaczać będzie, że zgadzamy się, iż gospodarka chińska działa na takich samych zasadach jak gospodarka Unii i spełnia wszystkie kryteria gospodarki rynkowej. W konsekwencji wszelkie mechanizmy ochrony rynku i konkurencji w stosunku do eksporterów chińskich w zasadzie przestaną działać - mówi Tomasz Ślęzak, dyrektor ds. nadzoru korporacyjnego i relacji z sektorem publicznym w ArcelorMittal Poland.
To duży problem, bo wraz ze spadkiem popytu na własnym rynku sprzedaż chińskiej stali za granicę w sposób gigantyczny rośnie.
- Okres szybkiego wzrostu popytu przeszedł już do historii, od teraz popyt będzie powoli spadał - powiedział Guangning, opisując sytuację na wewnętrznym rynku Chin. Wielu specjalistów uważa, że chiński eksport będzie musiał się zmniejszyć wraz z redukcją mocy produkcyjnych. Według ekspertów Platts, chiński eksport w przyszłym roku może jednak wzrosnąć, ze względu na osłabienie juana.
Przed chińskim eksportem broni się cały świat, nawet Unia Europejska, choć zdania na temat ewentualnej skuteczności unijnych zapór są podzielone. Zhang Guangning powiedział kilka dni temu, że w ubiegłym roku przeciw chińskim firmom stalowym prowadzono 36 postępowań antydumpingowych - dwa razy więcej niż rok wcześniej.
Chiny nie przyznają się do dumpingu, ale dane Metal Bulletin, przytaczane przez serwis Economist, wskazują, że typowe ceny eksportowe chińskich producentów są o 10 proc. niższe od stosowanych na wewnętrznym rynku, a to niemal książkowa definicja dumpingu.
W Europie kwestia ochrony rynku zdaje się jednak ustępować przed koncepcją ochrony klimatu. W ubiegłym roku znowu postanowiono ją zaostrzyć, zmieniając przepisy dotyczące systemu handlu emisjami ETS. Ekologiczne lobby zamierza doprowadzić do sztucznego podniesienia cen praw do emisji. Według analiz wprowadzenie planowanych zmian do ETS będzie kosztowało przemysł około 34 mld euro. Tyle w latach 2021-30 straci branża w formie bezpośrednich i pośrednich kosztów ETS, co będzie miało niekorzystny wpływ na i tak już bardzo niskie marże w tym sektorze.
- Ta propozycja jest zagrożeniem dla 330 tys. miejsc pracy w metalurgii i pracujących na jej rzecz branżach przemysłu - mówi Eggert.
Hans Jürgen Kerkhoff, przewodniczący Niemieckiego Związku Stali, podaje, że wprowadzenie planowanych zmian w systemie ETS narazi w tym dziesięcioleciu tylko niemieckie hutnictwo na wydatki w wysokości 10 mld euro.
- To koszty nie do wytrzymania. Zlikwidują jakiekolwiek możliwości inwestycyjne i przekreślą szanse na konkurencyjność na międzynarodowym rynku - twierdzi Kerkhoff.
Część producentów wskazuje, że przyjęte założenia polityki klimatycznej są całkowicie nierealistyczne i nie biorą pod uwagę niemożliwych do ominięcia reguł chemicznych, które warunkują produkcję stali.
- Dążenie do dalszego zacieśniania norm emisji to kolejne obciążenie dla przemysłu stalowego. Żadna firma stalowa w Europie nie jest w stanie produkować z zachowaniem tych norm. To ruch wyraźnie sprzeczny z planem dla hutnictwa. Jedynym konkretnym działaniem, jakie widzimy, jest zaostrzanie norm emisji - powiedział Aditya Mittal, dyrektor finansowy ArcelorMittal.
Zdaniem branży, garb ekologiczny, który powoduje, że w Europie produkuje się mniej stali, a rośnie jej import, de facto powoduje globalne zwiększenie emisji dwutlenku węgla.
- Wraz ze stalą importujemy do Europy dwutlenek węgla - ostrzegają niemieckie związki zawodowe.
To efekt przerzucania produkcji stali z Europy, gdzie zaawansowanie technologiczne zakładów jest wyższe niż na innych kontynentach, do rejonów, w których ta sama produkcja powoduje wyższą emisję gazów cieplarnianych.
- Przedsiębiorstwa działające na międzynarodowym rynku mogą być zagrożone przez niewspółmiernie wysokie koszty - powiedział Jörg Hofmann, pierwszy przewodniczący IG Metall.
Coraz częściej słychać o potrzebie chronienia własnego rynku przez cła antydumpingowe. W Unii Europejskiej jest to jednak proces trudny i długotrwały. Do jego rozpoczęcia potrzebne jest udokumentowanie już poniesionych strat. Sama procedura trwa wiele miesięcy.
Producenci żartują więc, że czasem firmy nie są w stanie dotrwać do czasu, gdy mogą z ochrony rynku skorzystać.
- Obecnie połowa spraw antydumpingowych w UE dotyczy stali, a większość z nich związana jest z Chinami - mówi Tomasz Ślęzak.
W Polsce nie odnotowano istotnego napływu chińskiej stali, jednak odczuwalna staje się presja producentów z Białorusi, Rosji i Ukrainy.
- Wydaje się, że sprawą najważniejszą przed podjęciem jakichkolwiek decyzji w sprawie przyznania Chinom statusu MES, jest dogłębne zbadanie potencjalnego wpływu na przemysł europejski. Economic Policy Institute twierdzi, że jeśli Chiny uzyskają status gospodarki rynkowej, zwiększony import przyczyni się do ograniczenia produkcji o 228 mld euro rocznie, co obniży PKB UE o 2 proc. i spowoduje, że pracę straci nawet 3,5 mln osób - konkluduje Ślęzak.
Piotr Myszor
Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"