Ciężka dola listonosza
Ponad 20 osób wzięło udział w manifestacji w obronie zwolnionego listonosza z Gdańska. Uczestnicy pikiety, która miała miejsce w środę rano przed budynkiem gdańskiej dyrekcji Poczty Polskiej (PP), protestowali też przeciwko niskim płacom i złym warunkom pracy doręczycieli.
W pikiecie wzięli udział koledzy z pracy zwolnionego listonosza - Bartosza Kantorczyka, jego znajomi i członkowie związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza.
Manifestanci pojawili się przed budynkiem dyrekcji PP m.in. z transparentem z napisem "Łapy precz od związku Inicjatywa Pracownicza". Przez kilkanaście minut skandowali hasła: "Dosyć wyzysku kosztem życia", "Dyrekcja do roboty za 1000 zł" czy "Dyrekcja na bruk, bruk na dyrekcję".
Kantorczyk został zwolniony z pracy przed dwoma tygodniami. -Zwolniono mnie za niewykonywanie poleceń służbowych. Odmówiłem roznoszenia rent i emerytur do momentu, aż mój pracodawca zapewni mi odpowiednią ochronę- powiedział Kantorczyk.
Zdaniem Kantorczyka i jego kolegów z pracy, którzy wzięli udział w pikiecie, listonosze roznoszący świadczenia są wyposażeni tylko w gaz pieprzowy, który ma ich obronić przed psami. -Tylko co dziesiąty doręczyciel ma paralizator, a przecież nosimy naprawdę dużą gotówkę. O konkretnych sumach nie mogę mówić, bo zabrania mi tego tajemnica służbowa- stwierdził Kantorczyk.
Oprócz lepszej ochrony dla listonoszy roznoszących gotówkę, uczestnicy manifestacji domagali się m.in. lepszych płac, przywrócenia posiłku regeneracyjnego, który ich zdaniem bezprawnie im odebrano oraz zapłaty za nadgodziny. Z dyrekcji PP nikt do protestujących nie wyszedł.