Czy "kredyt na 2 proc." wpłynie na ceny mieszkań? Minister Buda wylicza
- Zakładam, że Bezpieczny Kredyt 2 proc. wystartuje planowo od lipca, bo nie widzimy ryzyk, które miałyby go opóźnić. Banki już się do niego przygotowują - powiedział Interii Waldemar Buda, minister rozwoju i technologii. Jak dodał, skala programu w stosunku do całego rynku mieszkaniowego "jest na tyle mała, że trudno mówić o tym, aby wywołał on wzrost cen".
- Zakładam, że Bezpieczny Kredyt 2 proc. wejdzie w życie od lipca. Nie identyfikujemy obecnie żadnych ryzyk, które by mogły opóźnić start programu, bo ustawa zgodnie z planem została uchwalona przez Sejm i trafiła do Senatu. Równolegle do ścieżki legislacyjnej wdrażane są procesy, które umożliwią bardzo szybki start tego kredytu - powiedział Interii minister rozwoju i technologii Waldemar Buda podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.
Zarówno BGK, jak i banki komercyjne, już przygotowują systemy informatyczne do jego obsługi.
- Wniosek o kredyt będzie można składać od 1 lipca, ale trzeba będzie poczekać na decyzję kredytową i ten czas będzie zależał już od banków - dodał Buda.
Minister wskazał, że dzięki dopłatom do rat i konstrukcji kredytu zdolność kredytowa będzie wyższa niż w przypadku standardowych kredytów mieszkaniowych.
- Mam nie tylko potwierdzenie z banków, ale również interpretację Komisji Nadzoru Finansowego, zgodnie z którą zdolność kredytowa w tym programie będzie mogła być zdecydowanie wyższa - mówił Waldemar Buda.
Jak podkreślił nasz rozmówca, "nie ma limitów na ten rok" i sfinansowane zostaną wszystkie przyznane w tym roku kredyty w ramach programu. Jednocześnie zastrzegł, że skala programu w stosunku do całego rynku mieszkaniowego "jest na tyle nieduża, że trudno uzasadnić tezę o tym, że może on wywołać wzrost cen".
- Nie ma rzeczywistych podstaw do tego, by sam program Bezpieczny Kredyt 2 proc. wywołał wzrost cen na rynku mieszkaniowym. Są inne czynniki, które mają to na to wpływ, przede wszystkim ceny materiałów budowalnych oraz koszty robocizny czy brak gruntów. Natomiast skala programu, w stosunku do całego rynku mieszkaniowego, jest na tyle mała, że trudno mówić o tym, żeby sam program wywoływał wzrost cen - stwierdził Waldemar Buda.
Minister wyliczył, że w tym roku byłoby udzielonych ok. 20 tys. kredytów w ramach programu "na około 200 tys. nowo wybudowanych mieszkań, czyli zaledwie 1/10".
- Do tego pamiętajmy, że pewnie tylko połowa mieszkań nabytych w ramach programu będzie pochodziła z rynku pierwotnego, a reszta to rynek wtórny oraz indywidualna budowa domów. Trudno więc mówić, że sfinansowanie w ramach programu 10 tys. mieszkań na rynku, na którym buduje się około 200 tys. mieszkań rocznie, miałoby wywołać wzrost cen - mówił szef resortu rozwoju i technologii. Przypomniał też, że program wystartuje w sytuacji zastoju na rynku.
- Pamiętajmy też, że popyt kredytowy mocno spadł i my go dzięki programowi lekko odbudowujemy, więc nie ma tu mowy o żadnych pompowaniu popytu. Dodatkowo jest ograniczenie podmiotowe, bo przecież kredyt z dopłatą jest tylko dla osób, które nabywają swoje pierwsze mieszkanie, więc całkowicie nieuzasadnione jest twierdzenia o wpływie programu na wzrost cen mieszkań - zapewniał Waldemar Buda.
Z ostatniego raportu analityków PKO BP wynika, że po krótszej niż wcześniej przewidywano korekcie na rynku ceny mieszkań znów zaczęły rosnąć.
"Z dużej chmury mały deszcz. Wobec symptomów ożywienia strony popytowej oraz niskiego poziomu nowych inwestycji, oceniamy, że okres spadków cen się zakończył. Był krótszy niż przewidywaliśmy, pomimo agresywnego cyklu podwyżek stóp procentowych i silnego spadku liczby transakcji w połowie ubiegłego roku" - napisali ekonomiści z PKO BP. Jak dodali, po krótkotrwałym okresie spadku cen na rynku, średnia ceny na rynku pierwotnym przebiły już rekordowy do tej pory poziom z drugiego kwartału ubiegłego roku.
Wcześniej pytani przez Interię analitycy wskazywali na ożywienie na rynku, ale jednocześnie szacowali, że wpływ tzw. "kredytu na 2 proc." będzie stosunkowo niewielki w stosunku do podaży mieszkań, czyli sam program skonsumuje niewielką część podaży.
Monika Krześniak-Sajewicz