Czy z WIBOR-em będzie tak, jak z frankami? „Skala jest porażająca”
To byłyby straty na setki miliardów złotych i zdmuchnęłyby polski sektor bankowy jak wietrzyk piórko z parapetu - tak mówią bankowcy o sytuacji, w której kredytobiorcom zadłużonym w złotych na zmienną stopę WIBOR udałoby się podważyć prawidłowość zapisania w umowach tego wskaźnika. Czy faktycznie tak by się stało? Czy banki popadłyby w tarapaty znacznie większe niż w przypadku roszczeń frankowiczów?
- Przygotowaliśmy analizę wpływu (zakwestionowania WIBOR przez sąd - red.). Skala jest porażająca. To setki miliardów złotych. Na razie patrzmy na to bardzo spokojnie - powiedział na konferencji prasowej poświęconej prezentacji wyników PKO Banku Polskiego za I półrocze jego prezes Szymon Midera.
Dlaczego bank "patrzy na to bardzo spokojnie", skoro straty budzą grozę? Bo - według danych Związku Banków Polskich - do sądów w ciągu dwóch lat do końca maja tego roku wpłynęło 1111 pozwów kwestionujących umowy kredytowe w złotych z oprocentowaniem ustalanym na podstawie WIBOR. Sądy - jak do tej pory - żadnej sprawy nie rozstrzygnęły na niekorzyść pozwanego banku, a w 24 przypadkach orzekły na korzyść pożyczkodawcy. PKO BP przyznaje, że otrzymał ok. 300 pozwów. Skąd więc pomysł, że jest jakieś zagrożenie?
Wszystko dlatego, że w maju Sąd Okręgowy w Częstochowie zwrócił się do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z czterema pytaniami prejudycjalnymi dotyczącymi sprawy, w której powód kwestionuje wskaźnik WIBOR jako podstawę oprocentowania kredytu. Sąd zapytał m.in., czy chroniąca konsumentów dyrektywa 93/13/EWG pozwala na badanie postanowień umownych dotyczących zmiennego oprocentowania ustalanego w oparciu o WIBOR. Dodajmy, że pozwanym jest PKO BP.
Wśród bankowców sam dźwięk akronimu "TSUE" budzi popłoch. Jeśli spojrzymy wstecz, pozwy frankowiczów ciurkały do sądów jeszcze długo przed pamiętnym "uwolnieniem" kursu franka w styczniu 2015 roku. Ale lawina ruszyła dopiero po orzeczeniu Trybunału w październiku 2019 roku w sprawie państwa Dziubaków przeciwko Raiffeisenowi. A tzw. sankcja darmowego kredytu? Co w takim razie będzie z kredytami WIBOR-owymi za 5 lat? Lepiej nie wybiegać aż tak daleko w przyszłość.
- W ciągu najbliższych kilku tygodniu TSUE zada pytanie interesariuszom. Szacujemy, że rozstrzygnięcie w TSUE to połowa przyszłego roku - powiedział Szymon Midera.
Interesariuszami będą zapewne polskie urzędy - Ministerstwo Sprawiedliwości, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta, prawdopodobnie NBP, być może Komisja Nadzoru Finansowego, bo tak było w poprzednich, "frankowych" sprawach. Do tej pory NBP, KNF i UOKiK jednoznacznie mówiły, że kredytobiorcy nie maja najmniejszych podstaw, by kwestionować WIBOR. Stosunkowo niewielka liczba pozwów, dotychczasowe korzystne dla banków rozstrzygnięcia, fakt, że wskaźnik WIBOR umocowany jest w europejskim prawie oraz sygnały płynące od urzędów świadczą o tym, że banki nie powinny obawiać się rozstrzygnięcia TSUE.
Ale gdyby popatrzeć na sprawę od strony jej skali, to jest faktycznie olbrzymia. W portfelach polskich banków jest obecnie ponad 420 mld zł kredytów hipotecznych, z czego zdecydowana większość na stopie WIBOR. Sam PKO BP ma ich ok. 100 mld zł.
- To, co się teraz dzieje, to rozlewanie się ryzyka prawnego - powiedział prezes PKO.
Bank nie podaje na razie, jaki mógłby być wpływ sytuacji, w której sądy znajdą coś przeciwko WIBOR i nakażą wyrzucić ten wskaźnik z umów lub umowy unieważnić. Jest też druga ewentualność - sądy mogłyby np. uznać, że klient nie został właściwie poinformowany o ryzyku stopy zmiennej i... No właśnie - nie wiadomo, co wtedy. Jest zbyt wiele niewiadomych i możliwych wariantów rozwoju sytuacji, żeby rzucać konkretne kwoty.
Żeby przybliżyć skalę problemu, zróbmy małą symulację - bardzo z grubsza. Powiedzmy, że bierzemy kredyt na 435 tys. zł, bo tyle mniej więcej wynosi przeciętny kredyt hipoteczny zaciągany w polskim sektorze bankowym. Mamy wkład własny uzupełniający 20 proc. ceny nieruchomości, więc nie potrzebujemy ubezpieczenia wkładu. Biorąc pod uwagę WIBOR (aktualnie 5,85 proc.) i marżę banku (ok. 2,4 proc.) do zapłacenia w ciągu 25 lat (przeciętny okres kredytowania hipotecznego) musimy spłacić bankowi kapitał kredytu plus 545 tys. zł z tytułu oprocentowania kapitału.
Oprocentowanie wynikające ze stopy WIBOR (w aktualnej wysokości) stanowi ok. 70 proc. całego kosztu kredytu, czyli ponad 380 tys. zł. Gdyby z podpisywanej teraz umowy "wyrzucić" WIBOR, bank zarobiłby o tyle mniej. Słowem - kredytobiorca w całym okresie spłaty kredytu bez WIBOR zapłaciłby o 40 proc. mniej, niż gdyby spłacał kredyt z WIBOR-em. Dla uproszczenia symulacji nie liczymy tu prowizji, opłat, innych ubezpieczeń itd. Podważenie WIBOR mogłoby dotyczyć także kredytów konsumpcyjnych. Tu sytuacja jest trochę inna, bo banki biorą za nie znacznie wyższe marże, a na dodatek sute prowizje.
Problem polega na tym, że banki nie tylko musiałyby się w takiej sytuacji liczyć z mniejszymi przychodami z tytułu odsetek w przyszłości. Musiałyby także zwrócić kredytobiorcom część zapłaconych już rat w przeszłości. Ktoś, kto spłaca hipotekę - powiedzmy - od 10 lat, dostałby od każdej ze 120 rat zwrot tej kwoty, która wynikała z oprocentowania kapitału stawką WIBOR. A przez kolejne - dajmy na to - 15 lat płaciłby raty oprocentowane stawką samej marży.
Oczywiście - stopa WIBOR jest stopą zmienną - dlatego straty banku (kwoty, które bank musiałby zwrócić kredytobiorcy z zapłaconych już rat) są niemożliwe do oszacowania. Pamiętajmy, że od czerwca 2020 roku do października 2021 roku stopa WIBOR wynosiła niemal cały czas 0,17 proc., a prowizje sięgały wówczas 2 proc. Straty za ten okres byłyby znacznie niższe.
Pewne jest jedno - nie da się zrobić wiarygodnych szacunków nawet bardzo "z grubsza" w skali makro, czyli całego sektora bankowego. Trzeba policzyć umowa po umowie. A co z kredytobiorcami, którzy kredyt spłacili już wiele lat temu, a zapisana była w nim stopa WIBOR? A co z kredytami konsumenckimi? Nie wiadomo, czy ci kredytobiorcy też nie poszliby do sądu, gdyby orzecznictwo okazało się przychylne dla spłacających hipoteki. Słowem - mamy do czynienia z ryzykiem o nieprzewidywalnej skali.
Banki tworzą coraz mniejsze rezerwy na poczet roszczeń frankowiczów od czasu, jak osiągnęły próg 100 proc. wartości portfela kredytowego podlegającego sporom, czyli pod koniec zeszłego roku. PKO BP utworzył w I półroczu 2,3 mld zł takich rezerw, gdy w I półroczu zeszłego roku było to o nieco ponad miliard złotych więcej. Od 2019 roku bank utworzył 16,7 mld zł rezerw na ryzyko prawne.
- Rezerwy (na ryzyko prawne - red.) pewnie będą obciążały rachunek wyników, ale nie na tak dużą skalę jak wcześniej (...) Mamy dużo klientów z ugodami, którzy już byli w sądzie - powiedział wiceprezes banku Piotr Mazur.
Przyznał, że głównym powodem jest orzeczenie TSUE z maja tego roku. Trybunał stwierdził, że kredytobiorcy w procesach z bankami mogą powoływać się na tzw. prawo zatrzymania, a banki - nie. To znaczy, że frankowicze - prócz głównego roszczenia - mogą żądać od banku odsetek za opóźnienie w spłacie. Wprawdzie nie jest całkowicie jasne, od którego momentu powinny być naliczane odsetki, ale fakt uprawniający frankowiczów do występowania o nie wznosi kolejną falę rezerw.
- Istotna cześć rezerw utworzona w tym roku związana jest z tym aspektem - powiedział Piotr Mazur.
Co więcej - po unieważnieniu przez sąd umowy o kredyt we frankach kredytobiorca zobowiązany jest zwrócić bankowi wypłaconą kwotę kapitału. A tymczasem frankowicze wcale się z tym nie spieszą. PKO BP na pokrycie tych strat utworzył w I półroczu odpisy w wysokości 313 mln zł.
Bank miał w I półroczu blisko 4,4 mld zl zysku netto, o 115,3 proc. więcej niż przed rokiem.
- Jesteśmy bardzo zadowoleni ze wzrostu dochodów podstawowych o ponad 18 proc. Przy wzroście marży odsetkowej dało nam to zysk 4,4 mld zł uwzględniając zdarzenia nadzwyczajne (rezerwy na ryzyko prawne oraz 488 mln mln zł na nowe "wakacje kredytowe") - powiedział Szymon Midera.
Wynik odsetkowy banku wzrósł w I półroczu licząc rok do roku o 19,4 proc. do 10,25 mld zł. Marża odsetkowa wzrosła w tym okresie do 4,48 proc. z 4,31 proc. przed rokiem. Stało się tak dlatego, że pomimo obniżki stóp procentowych łącznie o 100 punktów bazowych we wrześniu i październiku zeszłego roku oprocentowanie aktywów - gdyby nie liczyć "wakacji kredytowych" - spadło zaledwie o 70 pb, a oprocentowanie pasywów - aż o 110 pb.
Jacek Ramotowski