Dlaczego prognozy inflacji były nietrafione?

Dlaczego wszyscy się tak mylili? Pytanie jest uzasadnione, jeśli chodzi o szalejącą i siejącą spustoszenia w naszych kieszeniach inflację. Dodajmy, że mylił się nie tylko nasz NBP, który jeszcze w projekcji z marca 2021 roku mówił, że ceny w zeszłym roku wzrosną o... 3,1 proc. Myliły się nawet najtęższe ekonomiczne umysły świata. Dlaczego?

Teraz wszyscy poważni ekonomiści zaczynają sobie zadawać to pytanie, bo takich błędów w historii nie było wiele. Niektórzy nie bez satysfakcji, bo w ich przypadku chodzi o pomyłki innych. Jednym z pierwszych, który takie pytanie postawił, jest Jason Furman, profesor polityki gospodarczej na Uniwersytecie Harvarda, badacz w waszyngtońskim ośrodku Peterson Institute for International Economics, a w latach 2013-2017 szef doradców ekonomicznych prezydenta USA Baracka Obamy. Na błędy w prognozach zwracał uwagę już w listopadzie zeszłego roku, a w styczniu postawił te kwestie jasno na dorocznym spotkaniu stowarzyszenia American Economic Association.

Reklama

Sprawa jest więc grubszego kalibru i nie sposób spuścić na błędy minionego roku zasłony miłosiernego milczenia. Bo - gdyby ktoś się uparł - te błędy mogą nawet kwestionować fundamenty ekonomii jako nauki. Prognozowanie inflacji jest jednym z podstawowych celów tworzenia modeli makroekonomicznych. Można powiedzieć, że wszystko jest OK, jeśli ktoś prognozował, że wzrost cen wyniesie 2,5 proc., a wyniósł 3 proc. Ale jeśli to jest prawie cztery razy więcej? 

- (...) kiepski wynik (prognoz inflacji dla USA) odzwierciedlał zbiorowe niepowodzenie w traktowaniu modeli ekonomicznych wystarczająco poważnie, a także inne niedociągnięcia analityczne - napisał ostatnio Jason Furman na stronach Project Syndicate.

- (...) najważniejszą lekcją prognostyczną z zeszłego roku jest pokora - dodał.

Przypomnijmy, że w ankiecie Fed w Filadelfii z maja 2021 roku przeprowadzonej wśród 36 profesjonalnych prognostów mediana przewidywań inflacji cen konsumpcyjnych na koniec zeszłego roku wyniosła 2,4 proc., gdy tymczasem okazało się, że ceny w USA wzrosły rok do roku o 7 proc. Najwięcej od czterech dekad. Federalny Komitet Otwartego Rynku, który ustala stopy procentowe, nie radził sobie lepiej, gdyż żaden z jego 18 członków nie spodziewał się w 2021 roku inflacji powyżej 2,5 proc.

A jak było w Polsce?

Ankieta NBP z grudnia 2020 roku przeprowadzona wśród polskich specjalistów wskazuje na inflację w wysokości 2,6 proc. na koniec 2021 roku. Centralna projekcja NBP z marca 2021 roku przewiduje inflację rok do roku w wysokości 3,1 proc. Kolejna projekcja z lipca 2021 przewiduje 4,2 proc. A nawet listopadowa, kiedy mieliśmy za sobą cztery miesiące spektakularnych skoków cen, mówiła o inflacji na koniec roku w wysokości 4,9 proc. Przypomnijmy, że ceny w grudniu, licząc rok do roku, wzrosły o 8,6 proc.  

Bądźmy uczciwi - mylili się, ale nie wszyscy. Niektóre psy szczekały, choć karawana jechała dalej, zupełnie to ignorując. Co do amerykańskiej gospodarki order honorowego szczekającego powinien przyjąć były główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego Olivier Blanchard. Przewidywał on już w lutym 2021 roku, że kolejne pakiety stymulujące gospodarkę doprowadzą do silnej inflacyjnej presji. W Polsce trzech na 10 członków RPP przestrzegało przed inflacyjnym zagrożeniem i zgłaszali wnioski - w różnym czasie - o podwyżki stóp, mogące pomóc w zapanowaniu nad sytuacją.

W lutym 2020 roku, a więc jeszcze przed wybuchem pandemii, emerytowany profesor Uniwersytetu Gdańskiego Dariusz Filar, członek RPP II kadencji zwrócił uwagę na silny wzrost inflacji bazowej, obrazujący procesy inflacyjne trawiące gospodarkę, a więc wcale nie "przejściowe" i nie spowodowane "zewnętrznymi czynnikami". Większość RPP nie poświęciła jednak temu ostrzeżeniu uwagi. Potem wybuchła pandemia i RPP obniżyła stopy niemal do zera. Za bardzo - ostrzegali niektórzy ekonomiści.

- Nie doceniono tego, że nonszalanckie podejście do inflacji i do polityki pieniężnej może mieć skutki długookresowe. Rynek przegapił to, co się działo, a było to psucie polityki pieniężnej krok po kroku. Nawet nie było dyskusji, kiedy Rada obniżyła stopy za nisko - mówi Interii Jerzy Pruski, członek RPP I kadencji

Co mówiły mnożniki

Wróćmy do Oliviera Blancharda, bo dokładnie wytłumaczył, w jaki sposób uwzględniać w modelach makroekonomicznych dopływ środków publicznych do kieszeni ludzi (oczywiście także w przypadku obniżek podatków). Przedstawmy to w uproszczeniu tak: dostajesz 500 plus i co z nim zrobisz? Jeśli natychmiast pójdziesz do sklepu i wydasz wszystko na towary konsumpcyjne, mnożnik odzwierciedlający wpływ otrzymanego transferu na popyt konsumpcyjny wynosi 1. Ale jeśli wydasz 200 zł, a 300 zaoszczędzisz, mnożnik wynosi 0,4.

Olivier Blanchard zwraca uwagę, że w budowaniu modeli prognostycznych najtrudniejsze jest właśnie określenie tego mnożnika. Bo wybory konsumpcyjne ludzi, którzy dostają do kieszeni transfery, mogą skrajnie się różnić. Jeden włoży do bieliźniarki wszystko lub wymieni na bitcoiny. Inny od razu wszystkie pieniądze wyda.

Mimo tych komplikacji, opisanych w wielkim uproszczeniu, transfery nie powinny uchodzić uwadze analityków tworzących prognozy. A uszły.

 - To prowadzi nas do ważniejszego źródła błędów prognozowania: nietraktowania naszych modeli ekonomicznych wystarczająco poważnie (...) Ostateczny zestaw błędów powstał, ponieważ w naszych modelach brakowało kluczowych danych wejściowych lub ich interpretacji - napisał Jason Furman.

I wytyka amerykańskim prognostom, że nie tylko nie uwzględnili pakietów stymulacyjnych, które - według szacunków - mają wartość ok. 25 proc. PKB USA. Nie zauważyli także, że kilka czynników zmniejszyło potencjał gospodarki USA. Były to przedwczesne zgony, zmniejszona imigracja, niedokonane inwestycje kapitałowe i wiele innych. A to wpłynęło na ograniczenia w podaży, co wraz z dodatkowym popytem spowodowało jeszcze wyższą inflację.

- Patrząc z perspektywy czasu, najbardziej przydatnym modelem do myślenia o 2021 roku było zastosowanie mnożników fiskalnych do nominalnego PKB, wykorzystanie ich do przewidywania, jaka część bodźca fiskalnego zostanie wydana, a następnie próba przewidzenia realnego PKB dzięki zrozumieniu zdolności produkcyjnych gospodarki. Różnica między nimi to inflacja - napisał Jason Furman.

- Mnożniki wskazywały, że całkowite wydatki w 2021 roku znacznie wzrosną, podczas gdy ograniczenia produkcyjne sugerowały, że produkcja nie wzrośnie aż tak bardzo. Różnica polegała na nieoczekiwanie wyższej inflacji - dodał.

Skala błędów w polityce pieniężnej

Wiemy, że prognozy polskich analityków były równie nietrafione jak ich amerykańskich kolegów. Zapewne byli nieco "zaczarowani" pewnością prezesa NBP, który mówił bardzo długo, że inflacji "nie ma", podpierając się całkowicie błędnymi projekcjami NBP. Zapewne też nie wyszło im z mnożnikami odzwierciedlającymi wpływ przedpandemicznych transferów, takich jak 500+, na inflację, ale też nie połapali się w szacowaniu mnożników w związku z "tarczami" antykryzysowymi i finansowymi po wybuchu pandemii. Jerzy Pruski widzi jeszcze jeden popełniony przez nich błąd.

- Analitycy albo nie dostrzegli. albo nie doceniali skali błędów w polityce pieniężnej.

Nie alarmowali, kiedy stopy obniżane były do zera, nie zauważyli strukturalnej zmiany w popycie na pieniądz, zmiany oczekiwań inflacyjnych i tego, że wiarygodność polityki pieniężnej spadła - mówi Interii.

Jason Furman wzywa analityków do zmiany podejścia i podjęcia próby szerszego spojrzenia na rzeczywistość gospodarczą. To ma kolosalne znaczenie teraz, kiedy banki centralne będą musiały zmierzyć się z inflacją.

- Zamiast sporządzać inercjalne prognozy, że przyszłość będzie przypominać przeszłość, poważne traktowanie modeli oznacza uwzględnienie (w nich) wysokiego poziomu popytu, ciągłych ograniczeń podaży i coraz bardziej napiętych rynków pracy z szybko rosnącymi płacami nominalnymi i wyższymi oczekiwaniami inflacyjnymi - napisał.

Jerzy Pruski wzywa do tego, żeby ekonomiści, eksperci i uczestnicy rynku podejmowali dyskusję z tezami przedstawianymi przez bank centralny, jego prezesa i członków RPP. Uważa, że właśnie brak dyskusji doprowadził do katastrofalnych błędów.

- Brak wrażliwości w dyskusji z polityką pieniężną to nowa cecha rynku. Myślę, że bardzo zła. Za czasów RPP I kadencji, kiedy inflację zaczęto obniżać, była dyskusja z rynkiem. Rynek krytykował, kiedy nie trafialiśmy w cel - powiedział.

Teraz o trafianiu w cel (2,5 proc. +/- 1 pkt proc.) nie ma już nawet mowy. Gra zaczyna się o powrót inflacji do celu i wiarygodność podjętej ścieżki. To będzie dużo trudniejsze zadanie.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: inflacja | gospodarka | NBP | PKB | inflacja w Polsce
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »