Dołek na wyciągnięcie ręki?
Znikąd nadziei - takie wnioski płyną z ostatnich sesji na warszawskim parkiecie. Można odnieść wrażenie, że wszyscy już mają dość akcji i chcą się ich jak najszybciej pozbyć. Przy wszystkich obawach dotyczących wpływu kryzysu finansowego na realną gospodarkę i obaw, że przez długie miesiące będziemy borykać się z jego skutkami, można zaryzykować tezę o wejściu rynku w końcową fazę wyprzedaży.
Okolice 24-26 tys. pkt dla indeksu WIG wydają się nam dobrym miejscem do zakończenia tej fali przeceny i trwalszego odreagowania. Bierzemy pod uwagę, że może to być jeszcze trochę niżej, gdy WIG od szczytu spadnie o 2/3, co dawałoby poziom 22 tys. pkt. Dziś ma nieco ponad 25 tys. pkt.
W przedpołudniowej części dzisiejszej sesji kontrakty terminowe na WIG20 są notowane poniżej wartości indeksu, czyli baza stała się ujemna. To kolejny element wskazujący na rosnący pesymizm inwestorów, który przewrotnie zbliża nas do dołka. Brakuje jeszcze bardziej zmasowanej wyprzedaży mniejszych spółek. Pozytywnie odbieramy również zbliżanie się MACD, popularnego wskaźnika opisującego kierunek i siłę trendu, do dołka, jaki wyznaczył w styczniu tego roku. Przy aktualnym wyprzedaniu rynku jest mało prawdopodobne, by doszło do jego przełamania. Martwią wciąż dosyć wysokie obroty na zniżkach, a także duża szerokość spadającego rynku. To zmniejsza szanse na gwałtowne odwrócenie koniunktury. Powinno to zostać raczej poprzedzone okresem przynajmniej chwilowego uspokojenia się sytuacji. Do optymizmu też nie skłania perspektywa zejścia S&P 500 w rejon 777-800 pkt. Cały czas wydaje się to realny scenariusz, mimo tego, że wczoraj udało się uniknąć zniżki w Ameryce. Brakuje nam też okresu, kiedy giełdy wykazywałyby odporność na złe informacje, co zazwyczaj poprzedza trwalszą poprawę koniunktury. Zamiast tego mamy wciąż ignorowanie dobrych wiadomości, jak choćby o sprzedaży detalicznej we wrześniu w Polsce, czy reagowanie na złe doniesienia, jak o wysokiej wciąż liczbie nowych bezrobotnych w USA, czy gwałtownym spadku nowych zamówień w przemyśle strefy euro. Niepokojące jest również trwające sprzężenie zwrotne między rynkami, dotyczące umacniania się dolara, spadku cen surowców i słabości rynków wschodzących. Oceniamy więc, że bilans czynników rzutujących na koniunkturę giełdową poprawił się, ale wciąż nie jest jednoznacznie sprzyjający zakupom. Mówimy tu oczywiście o spekulacji, której powinny przyświecać rygorystyczne zasady zarządzania kapitałem (zaangażowanie na rynku nie może być duże ze względu na wysoką jego zmienność), a nie długoterminowym inwestowaniu na rozważenie którego przyjdzie jeszcze czas. Tak silna i długa bessa nie kończy się w jeden dzień. Tym bardziej, że na części rynków, jak na złotym, surowcach, akcjach z emerging markets, tak naprawdę zaczęła się ona dopiero kilka miesięcy temu.
Katarzyna Siwek