Jakby nie dość tego Fed znalazł się pod spektakularną, nieodnotowaną dotąd w historii presją ze strony Donalda Trumpa, który żąda od banku centralnego obniżek stóp procentowych. Nagonka ze strony Trumpa i jego otoczenia nie sprowadzała się tylko do obelg, ale również faktycznych działań, takich jak próba usunięcia z Rady Gubernatorów Lisy Cook. Prezydent USA stara się rozszerzać swoją władzę na instytucje publiczne i podporządkować je swojej politycznej woli. To znany nam dobrze model działania populistycznej dyktatury. Czy to mu się uda z Fed? To wątpliwe. O ile nie złamie prawa.
Trump, któremu udało się obsadzić sześć z dziewięciu stanowisk w Sądzie Najwyższym już w poprzedniej kadencji, co niebawem może skutkować wyrokiem pozwalającym prezydentowi odwoływać szefów instytucji federalnych bez uzasadnienia, ma teraz zakusy, by zmienić skład Rady Gubernatorów Fed.
Jak na razie w siedmioosobowym gremium ma trzy szable. Są to Christopher Waller, powołany przez Trumpa jeszcze w grudniu 2020 roku, a więc jego poprzedniej kadencji, oraz Michelle Bowman powołana jeszcze w 2018 roku, a od lutego tego roku wiceprzewodnicząca ds. nadzoru bankowego w miejsce Michaela Barra, który ustąpił z tego stanowiska, lecz pozostał gubernatorem Fed. Trzecią jest Stephen Miran, główny twórca polityki gospodarczej Trumpa. Zastąpił on we wrześniu Adrianę Kugler, która ustąpiła z rady. Problem polega na tym, że kadencja Kugler i tak wygasała w styczniu 2026 roku. Ponieważ Miran został powołany na "dopełnienie" kadencji Kugler, powinien w styczniu opuścić miejsce w Radzie Gubernatorów.
Z członkami Rady Gubernatorów nie tak łatwo sobie poradzić. Powoływani są na 14 lat, choć kadencja przewodniczącego i dwóch wiceprzewodniczących trwa cztery lata. Z tego powodu kadencja przewodniczącego Fed Jerome'a Powella kończy się 15 maja przyszłego roku, ale w Radzie Gubernatorów ma prawo zasiadać do stycznia 2028 roku. Jeśli Powell będzie chciał pozostać gubernatorem, może zniweczyć snute przez Trumpa plany podporządkowania sobie Fed.
Dlaczego Trumpowi zawadza Lisa Cook
Jeśli Powell nie odejdzie z Fed, Trump nie będzie mógł powołać na jego miejsce kogoś spoza Rady Gubernatorów, gdyż nie będzie w niej wolnych stanowisk. Prezydent będzie musiał wskazać przewodniczącego z grona sprawującego swoje funkcje. Ustawa powołująca bank centralny w 1913 roku mówi o siedmioosobowym składzie gremium. Trump musiałby ją złamać, żeby powołać dodatkowego, swojego człowieka. Albo ustawę zmienić. Mógłby też próbować odwołać któregoś z gubernatorów, żeby zrobić miejsce dla własnego nominata. Czy jednak może?
"Zgodnie z prawem prezydent nie może odwołać gubernatora, chyba że
Dlatego właśnie Trump tak bardzo stara się o odwołanie Lisy Cook. Przypomnijmy - jest ona obwiniana o to, że podała niewłaściwe dane we wniosku o kredyt hipoteczny (nie podała, że miałby to być kredyt na "dom wiejski"; nota bene nie jest wcale pewne, czy chciała kupić na kredyt "dom wiejski", czy nie). Sprawa toczy się w sądzie, który postanowił, że do czasu rozstrzygnięcia Lisa Cook ma pozostać na swoim stanowisku. A jej kadencja kończy się dopiero w styczniu 2038 roku.
Jeśli Trumpowi nie uda się usunąć kogoś z Rady Gubernatorów, jego "szable" będą w mniejszości. Może jedynie zastąpić Stephena Mirana swoim doradcą ekonomicznym Kevinem Hassettem, który na rynku predykcyjnym Kalshi ma druzgocącą przewagę nad pozostałymi potencjalnymi kandydatami na prezesa. Nie zmienia to faktu, że w decyzjach o polityce monetarnej pozycja przewodniczącego waży tylko jeden głos. A Trump, żeby podporządkować sobie bank centralny, potrzebowałby nie tylko o jedną szablę więcej. Potrzebowałby ich co najmniej kilka więcej. I właśnie stara się grać o nie.
Trump musi się pogodzić z imposybilizmem?
Wpływ prezydenta na Fed komplikuje fakt, że o polityce pieniężnej decyduje szersze gremium niż Rada Gubernatorów. Jest nim Komitet Operacji Otwartego Rynku (FOMC). W jego skład - poza gubernatorami Fed - wchodzi jeszcze dwunastu prezesów banków regionalnych. Z tej dwunastki w głosowaniach na każdym posiedzeniu FOMC uczestniczy prezes Fed w Nowym Jorku, oraz czterech z 11 pozostałych prezesów - rotacyjnie. Dokonanie zmian w tym gronie jest prawdopodobnie poza zasięgiem prezydenta.
Co prawda pogróżki już słychać. W zeszłym tygodniu sekretarz skarbu Scott Bessent podczas imprezy DealBook organizowanej przez "The New York Times" powiedział, że będzie naciskał, aby zarządy regionalnych banków Rezerwy Federalnej wybierały na stanowiska kierownicze osoby ze swoich okręgów, mieszkające tam co najmniej trzy lata. Dodajmy, że to jednak wymagałoby zmiany prawa.
Według obecnie obowiązującego - zgodnie z Davidem Wesselem - prezydent i Senat nie mają żadnego wpływu na wybór prezesów 12 banków regionalnych Fed. Wybierają ich 9-osobowe rady dyrektorów składające się z przedstawicieli banków, przedsiębiorców, a także konsumentów w danym regionie. Ich powołanie musi zostać zatwierdzone przez Radę Gubernatorów Fed w Waszyngtonie. Ta może nie zgodzić się na kandydata, ale nie może narzucić swojego, nawet gdyby wśród gubernatorów znalazła się posłuszna Trumpowi większość.
Na dodatek prezesi banków regionalnych powoływani są także na wiele lat. Najbliższa końca jest kadencja Thomasa Barkina, prezesa Fed w Richmond. Raphael Bostic, prezes Fed w Atlancie ogłosił, że zamierza odejść z końcem lutego przyszłego roku. Nawet gdyby Trumpowi udało się na ich miejsce wstawić swoich ludzi, to na razie za mało, by mieć pewność, że decyzje o polityce pieniężnej będą zapadać zgodnie z jego wolą. Nie udało mu się to zresztą w kwietniu, kiedy Fed w Filadelfii powołał na prezeskę Annę Paulson.
Czy prezesa banku regionalnego można odwołać? Można. Może to zrobić Rada Gubernatorów w Waszyngtonie. David Wessel zwraca uwagę, że prawo wyraźnie mówi, iż nie może tego zrobić bez "przyczyny", jednak zastrzega, że zapisy nie są tu całkowicie jasne i spójne. Wydaje się jednak, że taka sytuacja byłaby bardzo mało prawdopodobna.
Co zdecyduje Fed
W październiku i listopadzie przez 43 dni z powodu nieuchwalenia budżetu trwało tzw. zawieszenie rządu (shutdown). Nie działały agencje federalne, w tym zajmujące się zbieraniem kluczowych danych o gospodarce. Ostatnie dane o inflacji opublikowane zostały za wrzesień, kiedy ceny konsumpcyjne wzrosły o 3 proc., najwięcej od stycznia. Dane za listopad powinniśmy poznać dopiero 18 grudnia.
Stopa bezrobocia wzrosła we wrześniu do 4,4 proc., co oznaczało, że przez trzy miesiące pomału, ale systematycznie pięła się w górę. Listopadowe dane mają zostać ogłoszone 16 grudnia.
Czy w tej sytuacji Fed może z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, jaki jest bilans ryzyk dla zatrudnienia i dla inflacji? Przypomnijmy, prezes Jerome Powell pod koniec sierpnia w Jackson Hole powiedział, że w związku z polityką Donalda Trumpa ryzyka dla zatrudnienia są większe niż dla inflacji. Dlatego Fed we wrześniu obniżył po raz pierwszy stopy po długiej przerwie, a w październiku zrobił to ponownie. Niewykluczone, że jest tak nadal, ale brak danych może być powodem, dla którego Fed powie tym razem: "czekam". A to znowu rozsierdziłoby Donalda Trumpa.
To, że amerykańskie państwo na pewien czas oślepło, zapewne utrudni także członkom FOMC sformułowanie projekcji, które powinniśmy poznać w środę wieczorem. Przypomnijmy - we wrześniu mediana projekcji pokazywała, że członkowie FOMC spodziewali się tylko jednej obniżki stopy o 0,25 punktu proc. w przyszłym roku. Obecnie stopa funduszy federalnych jest w przedziale 3,75-4 proc.
Rynki wyraźnie liczą na obniżkę w środę o 0,25 punktu proc. Zdecydowana większość, bo 88,6 proc. zakładających się na giełdzie CME, na 20 godzin przed decyzją oczekiwała cięcia. Zaledwie 11,4 proc. było zdania, że Fed nie zmieni stóp. Są jednak wyraźne argumenty za tym, żeby nie działał pospiesznie.
Jacek Ramotowski















