Drogie mieszanie w głowach

Ile kosztuje przekonanie Polaka do swoich poglądów? Cena za fotel przyszłego prezydenta idzie w miliony złotych. Podobną kwotę trzeba będzie wyasygnować na przeprowadzenie referendum konstytucyjnego, którą ostatnio odrzuciły Francja i Holandia. Jaką cenę trzeba za to zapłacić?

Droga konstytucjo unijna!

Zdaniem lidera Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska traktat konstytucyjny jest "traktatem martwym" i dlatego nie warto wydawać na referendum konstytucyjne w Polsce 10 mln zł.

"Apeluję do polskich polityków, szczególnie do polskiej lewicy, żeby nie mieszali Polakom w głowach. Nie warto oszukiwać Polaków, że z przeprowadzenia referendum wyniknie coś pozytywnego dla naszego kraju. Ten traktat przestał obowiązywać i to nie z winy Polski, ale Francji, przy negacji Holendrów" - nawołuje Tusk.

Czy jest możliwa do zrealizowania propozycja lidera PO? Niestety, nie, i to niezależnie od tego, jaki będzie wynik referendum w innych krajach. Mimo że traktat powinien zostać przyjęty przez wszystkie państwa Unii, francuskie "nie" nie wstrzyma ratyfikacji.

Reklama

W zasadniczym tekście konstytucji powiedziane jest, że wejdzie ona w życie po zatwierdzeniu przez wszystkie kraje członkowskie. Jednak głęboko w załącznikach szefowie unijnych państw i rządów dodali kluczowy zapis. Jeżeli po upływie dwóch lat od podpisania konstytucji - czyli jesienią przyszłego roku - okaże się, że dokumentu nie ratyfikowało nie więcej niż 5 krajów, przywódcy spotkają się ponownie, aby zdecydować, co w takiej sytuacji zrobić. To typowy dla Unii "plan B" - wyjaśniła niedawno "Rzeczpospolita". Zatem czekać nas będzie uszczuplenie budżetu o 10 mln zł z przeznaczeniem na referendum.

Według informacji "Rzeczpospolitej", w Brukseli rozważa się np. powtórzenie referendum w państwach, które odrzuciły konstytucję europejską, lub wprowadzenie jej tylko w krajach, które przeprowadziły ratyfikację.

Czy na promocję konstytucji unijnej też trzeba będzie wyasygnować ze skromnego skarbca polskiego jakąś kwotę? Będą się tego zapewne domagać zwolennicy konstytucji, posiłkując się decyzją rządu Czech, który postanowił wydać 6,6 mln euro na kampanię mającą przekonać obywateli do konstytucji UE. Rzecznik rządu czeskiego powiedział, że 40 proc. tej kwoty zostanie wydane w tym roku, a reszta w 2006 r. Zastrzegł jednak, że suma ta zostanie ograniczona, jeśli zapadnie decyzja o ratyfikowaniu konstytucji UE przez parlament, bez referendum.

Drogi prezydencie!

Mniej z budżetu Polski popłynie na wybory prezydenckie. Kandydaci - za wyjątkiem partii korzystających z dotacji z kasy państwa - ze swoich kieszeni będą opłacać propagowanie własnych pomysłów na lepszą Polskę. Według "Życia Warszawy", najdroższą kampanię prezydencką będzie miał Lech Kaczyński. Mówi się nawet o 10 mln zł. Wyborczy budżet PiS planowany jest na prawie 30 mln zł (tylko ze składek partia przez trzy lata odłożyła 21 mln zł).

Rywale Kaczyńskiego: Donald Tusk z Platformy Obywatelskiej i Marek Borowski z Socjaldemokracji Polskiej o takich kwotach mogą tylko pomarzyć. Oba ugrupowania nie korzystają z dotacji budżetowych. Donald Tusk ma wydać na kampanię 4-5 mln zł. Pieniądze będą pochodzić z kredytu, darowizn, składek członkowskich.

Partia Marka Borowskiego uzależnia wydatki od kalendarza wyborczego. Jeśli wybory prezydenckie odbędą się łącznie z parlamentarnymi, to szacuje, że na obie kampanie wyda w sumie 7 mln zł - 2 miliony na prezydencką i 5 na parlamentarną.

Samoobrona podaje, że wyda na kampanię prezydencką Andrzeja Leppera 4 mln zł. SLD na swojego kandydata również przeznaczy olbrzymią sumę10 mln zł. LPR nie ujawnia na razie swoich wydatków.

Droga Polsko!

Nie tylko politycy promują swoją ideologię. W głowach mieszkańców świata chce pozytywnie zaistnieć nasz kraj, promujący za granicami zalety Polski i polskich produktów oraz usług. Od wielu miesięcy zespół kierowany przez Wally'ego Olinsa, światowej sławy specjalistę od marketingu narodowego, przygotowuje schemat promocji naszego kraju. Prace zespołu finansuje Krajowa Izba Gospodarcza i Instytut Marki Polskiej - uspokaja "Rzeczpospolita".

Dotychczas zespół Olinsa szukał jednego zdania, które ma wytworzyć pozytywny wizerunek Polski i Polaków. Wymyślił, że powinno to być hasło "Twórcze napięcie". Cynicy mogliby od razu skomentować, iż propozycja ta złośliwie może nawiązywać do syndromu PMS (ang. Pre-Menstrual Syndrom), w jakim może właśnie znajdować się nasz kraj.

W drugim etapie prac ma powstać m.in. symbol - logo, które będzie promować Polskę. - Trzeba to zrobić możliwie szybko, aby schemat marketingu narodowego znalazł się w Narodowym Planie Rozwoju na lata 2007 - 2013 - mówił "Rz" pod koniec maja br. Mirosław Boruc, prezes Instytutu Marki Polskiej. Prace na tym etapie mają kosztować od 5 do 10 mln zł. Być może sfinansuje je budżet państwa. Jeśli nie, trzeba będzie szukać prywatnych sponsorów - sugeruje dziennik.

Czy takie wydatki są uzasadnione? Może po prostu wystarczy uczciwie i zarazem efektywnie zarządzać krajem, a pozytywne opinie, dzięki zadowolonym obywatelom, a nie trikom marketingowym, same popłyną w świat. Promocja Polski na targach Expo w Japonii kosztowała ok. 30 mln zł. Czy szklany fortepian Chopina, który miał być głównym elementem polskiej ekspozycji, przyciągnie do nas japońskich inwestorów? Przekonamy się.

Na razie jednak w słupkach sumowane są wydatki na promocję Polski. A sarkastycznie można zapytać, czy to kwoty wydawane przez nasz rząd są za małe, że inwestorzy omijają kraj nad Wisłą? Zamiast wydawać pieniądze na promocję kraju, lepiej byłoby chyba przeznaczyć je na zmniejszenie stopnia biurokracji i zapewnienie lepszych warunków dla przedsiębiorczości w Polsce.

A.J.Kozak

INTERIA.PL/inf. własna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »