Dystrybutorzy walczą z URE o taryfy

URE żąda wzrostu cen energii i obniżki stawek za przesył dla dużych klientów, a dla małych - odwrotnie. Jedni i drudzy mają skorzystać.

URE żąda wzrostu cen energii i obniżki stawek za przesył dla dużych klientów, a dla małych - odwrotnie. Jedni i drudzy mają skorzystać.

Urząd Regulacji Energetyki (URE) wezwał spółki dystrybucyjne do ponownej kalkulacji cen w przyszłorocznych taryfach.

- Dokonaliśmy analizy taryf - nie ukrywam, że zainspirowały nas sygnały płynące z rynku. Doszliśmy do wniosku, że dystrybutorzy nie stosują do kalkulacji cenników rzeczywistych kosztów. Okazało się, że w obrocie energią mali odbiorcy subsydiują dużych, a w przesyle odwrotnie - wyjaśnia Tomasz Kowalak, dyrektor departamentu taryf w URE.

Koniec z dopłacaniem

Regulator zażądał, by spółki dystrybucyjne ponownie przeliczyły ceny dla poszczególnych grup taryfowych, by to zjawisko zostało wyeliminowane. Według wytycznych URE, więksi odbiorcy mają płacić za energię więcej, bo - zdaniem urzędu - dotychczas w niektórych taryfach oferowano im prąd taniej niż wynika¸o to z rzeczywistych kosztów zakupu energii dla tej grupy, nadwyżką obciążając mniejszych klientów.

Reklama

- Okazało się, że to wcale nie duzi dotują małych, lecz odwrotnie. Dystrybutorzy obniżają ceny tym klientom, którzy mogą zmienić dostawcę, a podnoszą tym, którzy nie mają swobody wyboru - twierdzi Tomasz Kowalak.

Jego zdaniem, w działalności przesyłowej, w której spółki dystrybucyjne mają tzw. naturalny monopol, zachodzi zjawisko odwrotne.

Dobry początek...

- De facto oznacza to, że regulator przyznaje nam rację, iż dystrybutorzy subsydiują obrót energią przychodami z działalności przesyłowej. Od dawna wskazujemy to zjawisko jako główną barierę rozwoju konkurencyjnego rynku energii w Polsce - mówi Marek Kulesa, dyrektor biura Towarzystwa Obrotu Energii (TOE), zrzeszającego spółki obrotu.

Jego zdaniem, działanie URE to krok w dobrym kierunku.

- Z pewnością ułatwi to firmom obrotu konkurowanie o dużych odbiorców energii, nie rozwiąże jednak wszystkich problemów. W przypadku trzydziestki największych odbiorców w kraju o wyborze dostawcy prądu decyduje nie tylko cena, ale też specyfika ich wymagań techniczno-organizacyjnych. Dlatego zmiana sposobu alokacji kosztów w taryfach dystrybutorów nie musi oznaczać, że odbiorca na miarę Zakładów Azotowych Tarnów, Orlenu czy Anwilu natychmiast zmieni dostawcę. Z kolei dla średnich odbiorców problemem nadal będzie spełnienie wymogów dystrybutora w zakresie opomiarowania, a także system rozliczeń w dostawie energii - wyjaśnia Marek Kulesa.

...czy poważny błąd

Mimo to dystrybutorzy obawiają się, że po uwzględnieniu w taryfach zmian, których żąda regulator, mogą tracić odbiorców, choć - jak twierdzą - ta obawa nie jest główną przyczyną ich buntu.

- Zmiana dostawcy energii nie jest taka prosta. To procedura, która musi potrwać i zawsze wiąże się z przynajmniej tymczasowym wzrostem kosztów. Sprzeciwiamy się nowym wymaganiom URE przede wszystkim dlatego, że ich spełnienie musiałoby oznaczać sztuczne zawyżenie cen energii dla największych odbiorców. Trzeba pamiętać, że koszt zakupu energii na ich potrzeby jest znacznie niższy niż w przypadku małych klientów, bo z góry znane są dokładne charakterystyki odbioru - podkreśla Dariusz Lubera, prezes Polskiego Towarzystwa Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej (PTPiREE) zrzeszającego spółki dystrybucyjne.

Jego zdaniem, działania URE tylko pogłębiają subsydiowanie małych odbiorców przez dużych.

- To próba sztucznego wymuszenia tzw. zasady TPA (dotyczącej swobody wyboru dostawcy energii). Na korzyści mogą liczyć wyłącznie spółki obrotu, a nie odbiorcy energii. Gdy dojdzie do definitywnego rozdzielenia obrotu energią od jej przesyłu, na rynku będą obowiązywały sztucznie zawyżone ceny prądu - twierdzi Dariusz Lubera.

PTPiREE zarzuca też regulatorowi, że - skoro problem rzeczywiście istnieje - zauważył go dopiero przy okazji kalkulacji siódmej taryfy dla dystrybutorów.

- Stale doskonalimy proces taryfowania. Praprzyczyną zjawiska, z którym próbujemy się uporać w tym roku, jest brak standardów w zakresie ewidencji kosztów. W rezultacie spółki przypisywały koszty do poszczególnych rodzajów działalności i grup taryfowych niemalże "po uważaniu", a my nie dysponowaliśmy instrumentami prawnymi, żeby narzucić im wystandaryzowane rozwiązania. Wielokrotnie sygnalizowaliśmy istnienie tego problemu, ale resort finansów nie uznawał go za istotny. Teraz dystrybutorzy zostali pobici własną bronią - mówi Tomasz Kowalak.

URE twierdzi, że na taryfowej rewolucji w przyszłości skorzystają i duzi, i mali odbiorcy energii. Zapewnia, że niezależnie od przeliczania taryf łączne koszty dla odbiorców nie wzrosną w 2006 r. bardziej niż o przewidziane prawem 3,5 proc. lub o 6,5 proc. - w przypadku grup subsydiowanych. Teoretycznie zaś jest nadzieja, że spadną, jeśli uprawnieni klienci dostaną konkurencyjne oferty sprzedaży energii od firm obrotu.

Pytanie, jak skończy się cała burza. Według Dariusza Lubery, spółki dystrybucyjne nie w pełni dostosują się do nowych wytycznych URE. Jeśli żadna ze stron się nie ugnie, regulator odmówi zatwierdzenia taryf i dystrybutorzy będą musieli wszcząć procedurę odwoławczą, posługując się w przyszłym roku starymi taryfami.

Agnieszka Berger

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: dostawcy | URE
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »