Estoński CIT w Polsce od 2021 r. W czerwcu ruszą konsultacje
Estoński CIT, który w Polsce - według planów Ministerstwa Finansów - zacznie obowiązywać od 1 stycznia 2021 r., ma za zadanie maksymalizować inwestycje w małych i średnich firmach. Dla budżetu państwa to koszt 5 mld zł.
- Estoński CIT ma za zadanie zmaksymalizować inwestycje w spółkach małych i średnich. Będzie to rozwiązanie opcjonalne - mówił podczas spotkania z dziennikarzami minister finansów Tadeusz Kościński.
Pomysł wprowadzenia w Polsce estońskiego CIT-u pojawił się w expose premiera Mateusza Morawieckiego. Po dwóch latach prac nad tym podatkowym rozwiązaniem, MF pokazuje szczegóły i zapowiada, że projekt ustawy do konsultacji powinien wyjść z resortu najpóźniej na początku lipca, a same przepisy obowiązywać od 2021 r.
- Spodziewamy się, że kilkadziesiąt tysięcy firm może z tego skorzystać. Koszt dla gospodarki to utrata ok. 5 mld zł z tytułu podatku CIT. Aby uniknąć działania tj. niesprawiedliwego uszczuplania podatków, jest to tylko dla firm, gdzie udziałowcami są osoby fizyczne a spółki mają co najmniej 50 proc. przychodów operacyjnych - dodał Kościński.
Pierwszym krajem, który prowadził to rozwiązanie była - jak sama nazwa wskazuje - Estonia. Od uruchomienia w 2000 r. stopa inwestycji w ciągu pierwszych trzech lat wzrosła o 17,2 pkt. proc. Wzrost inwestycji w tym kraju w ciągu trzech lat był o ok. 40 pkt. proc. szybszy niż w państwach sąsiadujących. Przedsiębiorcy mieli o 2-3 pkt. proc. wyższą płynność po reformie oraz 8 pkt. proc. wyższy udział zysków reinwestowanych. Zadłużenie z tytułu pożyczek spadło o 17 p.p. Estonia nie uniknęła jednak błędów wynikających z tytułu pionierskiego podejścia. Na pewne mankamenty tego systemu wskazuje m.in. OECD. To np. niewielki wpływ na dużych graczy (efekt widoczny jest głównie w MŚP, ale Estonia objęła przepisami cały rynek); nieprecyzyjność systemu, tj. brak mechanizmów, które zachęcałyby firmy do inwestycji w długim terminie zamiast kumulowania kapitału i nadpłynności; nieszczelność systemu i tworzenie "skarbonek" przez firmy z zagranicznym kapitałem, które składują oszczędności w Estonii, ale nie inwestują.
Polska - po rozmowach z przedstawicielami estońskiego MF i tamtejszego odpowiednika dla rodzimej Krajowej Administracji Skarbowej - tych błędów chce uniknąć. Dlatego wprowadza bardziej szczegółowe przepisy i limituje prawo do skorzystania z estońskiego CIT-u ograniczonej grupie podmiotów.
To brak podatku CIT tak długo jak zysk pozostaje w firmie. Co za tym idzie - brak rachunkowości podatkowej, deklaracji i minimum obowiązków administracyjnych, czyli mniej formalności i mniej czasu, który przedsiębiorca traci na sprawy podatkowe. Jeśli w Polsce poświęca 59 godzin na rozliczenie CIT, w Estonii 5 godzin.
I w końcu - podkreśla MF - prostota wynikająca z tego, że podatnik nie musi kalkulować co jest podatkowym kosztem uzyskania przychodu, obliczać odpisów amortyzacyjnych, stosować podatku minimalnego, czy poświęcać czasu i środków na optymalizacje podatkowe.
Założono dwie ścieżki dla tego rozwiązania w Polsce. Pierwsza to "pełny" model opodatkowania wyłącznie dystrybuowanych przez spółkę dochodów, tak jak w Estonii. Druga ścieżka to specjalny fundusz (rachunek) inwestycyjny. Podatnik będzie mógł zaliczać odpisy na taki rachunek inwestycyjny do kosztów uzyskania przychodów. W ten sposób osiągnie podobny cel ekonomiczny, ale przy zachowaniu klasycznych rozliczeń CIT.
Z rozwiązania będą mogły skorzystać spółki, które nie posiadające udziałów w innych podmiotach, zatrudniające co najmniej 3 pracowników oprócz udziałowców, których przychody pasywne nie przewyższają przychodów z działalności operacyjnej, wykazujące nakłady inwestycyjne. Przy czym wszystkie te kryteria muszą być spełnione jednocześnie.
Ile realnie podatników kwalifikuje się na nowe rozwiązania? - Bazując na danych podatkowych mogliśmy oszacować, ile firm spełnia poszczególne warunki kryteriów wejścia. Limit przychodowy to 97 proc. aktywnych w Polsce spółek kapitałowych. Limit 3 pracowników - ok. 200 tys. firm. Pozostałe warunki - ich zastosowanie będzie zmniejszać liczbę beneficjentów, ale przedsiębiorca może się do nich odpowiednio dostosować - wyjaśnił Jan Sarnowski, wiceminister finansów.
Trzeba też pamiętać, że zaproponowane przez rząd rozwiązanie nie jest dane firmom na zawsze. Z jednej strony, jeśli firma spełnia warunki to zostaje objęta przepisami na cztery lata, z możliwością wydłużenia tego okresu o kolejne cztery (pod warunkiem, że wciąż spełnia warunki). Po drugie, trzeba pamiętać, że określone wymogi dotyczą etapu wejścia. Obowiązują przez cały okres 4 lat nawet jeśli firma przekroczy - w efekcie rozwoju - np. limit przychodów. Po trzecie, estoński CIT to nie tylko preferencje, ale też obowiązki. Przedsiębiorca musi inwestować. Jeśli nie będzie wypełniać stawianych założeń, w tym minimalnego wzrost inwestycji - 15 proc. w ujęciu dwuletnim, nie będzie mógł dalej korzystać z estońskiego CIT-u. Jeśli tego wymogu nie zrealizuje - wychodzi z systemu estońskiego, nie może korzystać z preferencji, ale nie będzie musiał za wcześniejszy okres obowiązywania przepisów płacić CIT.
- Zmiana zapowiadana przez rząd co do zasady jest zdecydowanie pozytywna dla objętych nią firm, ponieważ nie tylko obniża wysokość opodatkowania, ale też zachęca polskie firmy do kumulowania kapitału oraz upraszcza sposób rozliczania podatków. Jednakże trzeba wskazać, że zaproponowane rozwiązanie ma również wady. Wadą zasadniczą jest to, iż nie będzie to rozwiązanie dostępne powszechnie, ale właśnie wyłącznie dla spółek, które spełnią wskazane kryteria. Nie będą mogli skorzystać z tej preferencji podatnicy PIT, czyli osoby fizyczne prowadzące działalność gospodarczą, czy wspólnicy spółek osobowych. Nie będą mogły skorzystać spółki, których udziałowcem jest inna spółka, czy to krajowa, czy zagraniczna. Nie będą mogły skorzystać np. start-upy, które korzystają z finansowania kapitałem pozyskanym od różnego rodzaju funduszy inwestycyjnych - ocenił w komentarzu Dariusz Bednarski, wiceprezes Grant Thornton.
bed