Europa nie może być zakładnikiem
Europa nie może być zakładnikiem rosyjsko-białoruskiego sporu gazowego - powiedział w środę komisarz UE ds. energii Guenther Oettinger. Zaapelował do obu stron konfliktu o jego rozwiązanie.
Komisarz rozmawiał we wtorek wieczorem telefonicznie z rosyjskim ministrem energetyki Siergiejem Szmatko i wicepremierem Białorusi Uładzimirem Siemaszko.
Przesłanie, jakie im przekazał, to: "Europa nie może być zakładnikiem tego dwustronnego sporu" - powiedziała w środę rzeczniczka Oettingera, Marlene Holzner. Podkreśliła, że komisarz zadeklarował pomoc Komisji Europejskiej w przekazywaniu informacji między obu stronami. Jak relacjonowała Holzner, Oettinger poprosił wicepremiera Białorusi o informacje dotyczące zapowiedzianego przez prezydenta Alaksandra Łukaszenkę wstrzymania tranzytu gazu do UE, ale ich nie dostał. "Strona białoruska ani nie zaprzeczyła, ani nie potwierdziła" polecenia Łukaszenki o wstrzymaniu dostaw tranzytowych - powiedziała Holzner.
"KE oczekuje, że przepływy gazu nie będą ograniczone, zmniejszone czy te przerwane i że zobowiązania dwustronne będą respektowane" - dodała rzeczniczka.
Zapewniła, że KE pozostaje w kontakcie z trzema krajami, które mogą być dotknięte białorusko-rosyjskim sporem, a mianowicie Litwą, Polską i Niemcami. "Polska i Litwa powiedziały nam o 8.00 rano, że nie przerwano dostaw gazu. A to znaczy, że sytuacja Niemiec też jest dobra, bo gaz do Niemiec przepływa przez Polskę" - powiedział Holzner.
Szef Gazpromu Aleksiej Miller poinformował w środę rano, że koncern zmniejszył dostawy gazu na Białoruś o 60 proc. w stosunku do normalnego przepływu. Dodał, że tranzyt gazu przez Białoruś do UE odbywa się normalnie.
do zapłacenia zaległych płatności za gaz szacowanych na 192 mln dolarów. Rosyjski koncern zmniejszył dostawy do tego kraju o 15 proc. w poniedziałek i o kolejne 15 proc. we wtorek. Rosja ostrzega Białoruś, że ostatecznie zmniejszy je o 85 proc., jeśli kraj ten nie spłaci długów.
Gazprom zapewnia, że jeśli Białoruś zacznie podbierać gaz, firma może zmienić trasę dostaw dla europejskich konsumentów i przerzucić go przez gazociągi na Ukrainie.
Dostawy gazu na Litwę i do Kaliningradu przez Białoruś spadły w środę o godz. 12 (11 czasu polskiego) o 30 proc. - poinformowała litewska spółka gazowa Lietuvos Dujos w komunikacie. "Obniżenie dostaw przez stronę białoruską wynosi obecnie około 30 proc. zapotrzebowania Litwy i obwodu kaliningradzkiego" - poinformowała firma. Jak dodała Lietuvos Dujos, spadek dostaw stwierdzono o godz. 12 czasu miejscowego. Prezes spółki Viktoras Valentukeviczius powiedział w radiu litewskim, że nie otrzymał żadnego ostrzeżenia z Białorusi.
Litewski minister energetyki Arvydas Sekmokas nie wykluczył wprowadzenia ograniczeń w zużyciu gazu. "Obserwujemy sytuację. Przewidujemy, że jeżeli dostawy gazu znacznie się zmniejszą, będzie ograniczane jego zużycie, jednakże gospodarstwa domowe nie odczują żadnych niedogodności" - zapewnił w środę dziennikarzy Sekmokas.
Według ministra, na razie Litwie wystarcza gazu, gdyż w okresie letnim zużywa się go znacznie mniej. Według spółki Lietuvos Dujos, Litwa jest też przygotowana na import surowca przez Łotwę, tak jak miało to już miejsce przed sześcioma lat. Spółka otrzymała od Łotwy zapewnienie, iż w razie potrzeby dostarczy ona sąsiadowi potrzebny surowiec.
Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka oznajmił we wtorek na spotkaniu z szefem rosyjskiej dyplomacji Siergiejem Ławrowem w Mińsku, że polecił wstrzymać tranzyt rosyjskiego gazu przez swój kraj, dopóki Gazprom nie zapłaci swego długu za tranzyt.
Według niego, Gazprom jest winien Białorusi z tego tytułu 260 mln dol. Także Rosja domaga się od Białorusi spłaty długu. Według Moskwy zaległe płatności Białorusi za rosyjski gaz wynoszą 192 mln dolarów. Gazprom zmniejszył z tego powodu w środę rano dostawy gazu na Białoruś o 60 proc. w stosunku do normalnego przepływu.
_ _ _
Nawet gdyby do Polski nie był dostarczany gaz z Białorusi, to dostawy z Ukrainy i zapasy tego surowca w magazynach wystarczą na nieprzerwane dostawy dla polskich odbiorców na kilka tygodni - powiedział w środę wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak.
Operator Gazociągów Przesyłowych Gaz-System oraz Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo poinformowały w środę PAP, że obecnie dostawy gazu ziemnego na granicy polsko-białoruskiej odbywają się bez zakłóceń, w ilościach zgodnych z kontraktem.
Zdaniem Pawlaka, nawet gdyby zostały zamknięte dostawy przez Białoruś, to dostawy z Ukrainy i zgromadzone w Polsce zapasy gazu wystarczą na dostarczanie tego surowca bez zakłóceń do polskich odbiorców indywidualnych i przemysłowych. "Taka sytuacja przez kilka tygodni może funkcjonować bez żadnego ryzyka braku dostaw" - powiedział Pawlak. Dodał, że niedostarczanie gazu przez gazociąg jamalski będzie za to bardzo komplikować sytuację odbiorców niemieckich, którzy także otrzymują gaz tą drogą.
Eksperci państw członkowskich oraz sprawozdawcy Parlamentu Europejskiego osiągnęli porozumienie polityczne ws. nowego unijnego rozporządzenia o bezpieczeństwie dostaw gazu - ogłosiła w środę rzeczniczka KE ds. energii Marlene Holzner. "To dobry znak i bardzo ważne wydarzenie. Oczekujemy, że po letniej przerwie porozumienie zostanie formalnie zawarte" - powiedziała Holzner. Głosowanie plenarne Parlamentu Europejskiego przewidziano wstępnie na drugą połowę września.
Według kompromisu, Komisja Europejska będzie mogła ogłosić unijny stan kryzysowy dla regionu dotkniętego przerwami w dostawie gazu albo całej UE, już na wniosek jednego kraju. Wykreślono warunek, by zakłóconych było 10 proc. dziennych dostaw do regionu. Na poziomie całej UE (albo w razie konieczności tylko w odniesieniu do danego regionu) KE będzie musiała ogłaszać stan kryzysowy, gdy zwrócą się o to władze dwóch dotkniętych krajów. Nie ma już warunku, by zakłóconych było 20 proc. dostaw (tyle ile w obecnej dyrektywie)."Polska chciała więcej, ale ogółem porozumienie jest dobre i korzystne dla Polski, a także dla wszystkich krajów całego naszego regionu. Nie ma żadnych szczególnych kryteriów procentowych" - powiedziała PAP eurodeputowana PO Lena Kolarska-Bobińska. Dodała, że "w kwestiach energetycznych - choć można narzekać, że to są małe kroki - mamy do czynienia z powolnym budowaniem wspólnej polityki w UE".
W ramach mechanizmu solidarności energetycznej, podczas stanu kryzysowego państwa mają pod okiem KE gwarantować wzajemny dostęp do instalacji magazynowych. By podnieść gotowość na wypadek sytuacji kryzysowej, budowana ma być odpowiednia infrastruktura przesyłowa (np. interkonektory). W celu ochrony integralności rynku wewnętrznego ma obowiązywać zakaz jakichkolwiek środków, które zakłócałyby przepływ gazu na rynku unijnym. Tak jak chciała Polska, kompromis zakłada zwiększenie roli Komisji Europejskiej przez nowe instrumenty szybkiego reagowania na szczeblu wspólnotowym, takie jak coroczna ocena ryzyka zakłóceń w dostawie gazu oraz ciągłe monitorowanie bezpieczeństwa dostaw. KE będzie miała decydującą rolę w zatwierdzaniu planów działania kryzysowego przygotowywanych przez kraje i będzie mogła domagać się poprawek, jeśli uzna plany za niewystarczające dla zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego.
"To dobrze, że decydujący głos będzie należał do KE. Wspólnotowa decyzja jest bardzo ważna - uniknie się zróżnicowanych decyzji państw członkowskich" - powiedziała Kolarska-Bobińska.
Wcześniej w Radzie UE, gdzie reprezentowane są rządy, nie było zgody na wzmocnienie kompetencji Komisji Europejskiej. Ponadto kraje zazdrośnie strzegły swoich dostaw gazu, dążąc np. do rozszerzenia grupy "odbiorców wrażliwych" na różne zakłady przemysłowe. Definicja tych odbiorców jest kluczowa w razie kryzysu, gdyż trzeba by im zapewnić dostawy w pierwszej kolejności, a dopiero ewentualną nadwyżką podzielić się z innym krajem UE w potrzebie.
Polska bezskutecznie postulowała, by grono "odbiorców wrażliwych" ograniczyć do żłobków, szkół czy szpitali - przyjęty kompromis zakłada szeroką definicję, co w praktyce oznacza, że kraje same zadecydują, kogo zaliczą do tej kategorii. Polski rząd przyznawał, że był w tej kwestii osamotniony w Radzie UE.
Przedstawiona w lipcu ub.r. przez Komisję Europejską propozycja rozporządzenia ma w przyszłości zabezpieczyć kraje UE przed takim kryzysem, jaki wybuchł na przełomie 2008/09 r. między Rosją a Ukrainą, gdy dostawy do UE zostały odcięte na dwa tygodnie. A także przed ewentualnymi skutkami takich sporów cenowych, jak trwający właśnie między Białorusią i Rosją.