Felieton Gwiazdowskiego: Laffer daje sobie w płuco
Zawsze uważałem (między innymi jak "liberał", czyli faktycznie socjalista, John Rawls), że "lepsze są proporcjonalne podatki pośrednie od konsumpcji, niż progresywne podatki bezpośrednie od dochodu", bo lepiej jest, jak człowiek więcej płaci, gdy pije czy pali, niż jak mu więcej wynagrodzenia zabierają, gdy pracuje i zarabia.
Jest okazja wrócić do tematu, bo w Sejmie procedowana jest kolejna zmiana ustawy o podatku akcyzowym. Usłyszałem przy tej okazji "heheszki", że bardzo się myliłem 10 lat temu w swoich analizach dotyczących akcyzy na tytoń - bo rząd akcyzę podniósł, a przemyt wcale nie wzrósł tylko zmalał, a wpływy budżetowe wzrosły. Owszem najazdu na granicę z Białorusią i budowy na niej muru pod uwagę nie wziąłem, ale wówczas gdy to pisałem, stało się dokładnie tak, jak pisałem. Szara strefa wzrosła, wpływy budżetowe przestały rosnąć - wbrew prognozom budżetowym.
Szczególnie "powaliła" mnie analiza złożona w Sejmie przez niezależnych ekspertów, że krzywa Laffera, na którą z lubością się od lat powoływałem i o której już tutaj pisałem, "nie oznacza, że obniżka podatków zawsze pomoże nam zwiększyć wpływy budżetowe". Bo co prawda, to prawda - obniżka podatków nie zawsze zwiększa wpływy budżetowe. Z tym, że Laffer nigdy nie pisał, że zawsze to właśnie oznacza.
Po pierwsze, nie chodzi o obniżkę podatków tylko stawek podatkowych. A to istotna różnica. "Podatek" to kwota, którą płacimy. A stawka - to kwota albo procent jakiejś kwoty, którą mamy zapłacić jako podatek. A w przypadku papierosów to jedno i drugie - o czym będzie mowa za chwilkę.
Po drugie, jak jesteśmy poniżej punktu E na krzywej Laffera (punkt equilibrum - równowagi), który wyznacza maksymalną wysokość stawki podatkowej, po przekroczeniu której wpływy podatkowe przestają rosnąć, a zaczynają maleć z uwagi na kurczenie się podstawy opodatkowania, to podniesienie stawek podatkowych rzeczywiście powoduje zwiększenie wpływów budżetowych. Dopiero gdy stawka podatku przekracza ten punk E, następuje ich zmniejszenie. Ja ten punkt nazywam "punktem G" (od pierwszej litery nazwiska oczywiście) - każdy wie, że on gdzieś tam jest, ale nie każdy potrafi go znaleźć.
Dalej czytam, że "model Laffera opiera się na założeniu, iż wszyscy podejmują racjonalne decyzje zgodne ze swoim interesem i mają równy dostęp do informacji". To też nieprawda. Model Laffera nie opiera się na takim założeniu. Nie jest to zresztą żaden "model Laffera", tylko krzywa ilustrująca graficznie pewną prawidłowość. "Model" to jest Monteskiusza, czy Hume'a. Zgodnie z tym modelem "więcej much złapie się na melasę niż na ocet". A ludzie postępujący "racjonalnie" nie kierują się "interesem" w rozumieniu prawa liczb czy logiki formalnej, lecz własną "użytecznością", która płynie z dążenia do przyjemności i unikania przykrości. Oczywiście w teraźniejszości mogą dyskontować przyjemność i przykrość z przyszłości w zależności od swojego stosunku do ryzyka, ale często tego nie czynią. Dlatego przyjemność z palenia tytoniu u wielu przewyższa w ich rachunku użyteczności przykrość z tego, że mogą kiedyś zachorować na raka płuc - bo przecież nie wszyscy palacze jednak chorują, a inni umierają wcześniej na co innego - zanim zdążą zachorować na raka, itp.
Rząd podwyższając akcyzę na tytoń zawsze twierdzi - na wypadek gdyby się pomylił co do tego, po której stronie "punktu G" się znajduje - że kieruje się troską o zdrowie obywateli. By palili mniej (nawet jakby wpływy podatkowe spadły). No ale tak się jakoś składa, że wśród 10 największych płatników do budżetu państwa są trzy koncerny tytoniowe i dwa alkoholowe. Jeden płaci nawet więcej niż Orlen i PZU. Dwaj inni - więcej niż KGHM, PGNiG i PKO BP. Z tym, że wśród koncernów tytoniowych jedne płacą więcej z tytułu podatku dochodowego, a inne z tytułu akcyzy. Budżetowi to bez różnicy, bo emeryt nie wie ile na jego "trzynastkę" idzie z jednego podatku, a ile z drugiego. Nawet w Ministerstwie Finansów tego nie wiedzą, bo one trafiają przecież do tego samego worka.
Stawka akcyzy na papierosy składa się z dwóch elementów:
1) stawki kwotowej - liczonej od ilości wyrobów tytoniowych - 1000 sztuk papierosów, oraz
2) stawki procentowej - liczonej od maksymalnej ceny detalicznej wyznaczonej i wydrukowanej na opakowaniu jednostkowym papierosów.
Akcyza kwotowa nazywana jest często specyficzną, a akcyza procentowa - proporcjonalną, udziałową lub ad valorem.
Ponieważ realny poziom akcyzy uzależniony jest od maksymalnej ceny detalicznej wydrukowanej na opakowaniu jednostkowym, ustalona jest dodatkowo "akcyza minimalna". W sytuacji, gdyby wyliczona zgodnie z przepisami kwota akcyzy miała być niższa niż to minimum, to i tak trzeba zapłacić minimum.
Czyli co łaska (bo w zależności od ceny ustalanej przez producenta) nie mniej niż...
Podobno to w tym się najbardziej myliłem 10 lat temu - pisząc, że to struktura akcyzy wpływa na rozwój szarej strefy - przemytu i produkcji minimalnej. Ponoć "podwyższenie minimalnej stawki akcyzy na papierosy powoduje ograniczenie podaży najtańszych papierosów palonych przez nieletnich". Tak napisano w OSR (Ocena Skutków Regulacji) do poprzednich zmian w ustawie. A ówczesny wiceminister finansów, opromieniony sukcesami przy wdrażaniu "Polskiego Ładu", nie ukrywał, że "w pierwszej kolejności obciążone akcyzą zostaną tańsze marki papierosów". To ciekawe samo w sobie, że ustawodawca zamiast opodatkowywać tak samo takie same produkty, postanowił opodatkowywać inaczej różne marki tych samych produktów.
Jeden z instytutów naukowych, z pracownikami którego ostro 10 lat temu polemizowałem, przedstawili opinię o "konieczności podwyższenia podatku minimalnego do przynajmniej 110 proc." i "potrzebie wprowadzenia zmian w strukturze opodatkowania papierosów, polegającej na znaczącej podwyżce stawki kwotowej oraz adekwatnym stopniowym obniżeniu stawki procentowej". Ponoć ma to pozwolić, jakżeby inaczej, "na realizację celów zdrowotnych". Tak po prostu. Bez analiz, bez wyliczeń. Ponoć - jak przekonywał jeden z podsekretarzy stanu w Ministerstwie Finansów, "bardzo istotnym elementem jest tu wykształcenie, które implikuje większą dbałość o zdrowie. Osoby, które mają wyższe wykształcenie i w związku z tym więcej zarabiają, de facto mniej tych produktów kupują, Największe zakupy są w przypadku osób, które mają niskie dochody".
Śmiem twierdzić, że to wszystko nieprawda. Nieletni palą głównie dla szpanu - wie to każdy, kto zaczynał palić będąc nieletnim. W głowie się kręci, jak się człowiek "sztachnie", łzy lecą, kaszel krztusi, ale się szpanuje. A trudno szpanować byle czym. Jak się zaczyna palić i nie odczuwa jeszcze głodu tytoniowego, to się pali mniej - więc można palić papierosy droższe. Szpanowanie nie interesuje dopiero palaczy starszych. Ale oni dadzą najwyżej swoim dzieciakom mniej na cukierki, a sami z palenia nie zrezygnują. Dla tych dzieciaków to może lepiej - bo cukier jest być może jeszcze bardziej niezdrowy od tytoniu.
No i teraz zobaczmy co się stało, gdy struktura akcyzy została zmieniona. Ceny najdroższych - tych "markowych" - papierosów mimo, że akcyza na nie wzrosła - to wzrosły. Ale za to ceny najtańszych papierosów, na które akcyza wzrosła - w zasadzie nie wzrosły. To znaczy wzrosły - ale tylko niektórych "marek". Innych marek - nie wzrosły.
Teraz jeszcze jedna ciekawostka. W pierwotnym projekcie ustawy o zmianie ustawy akcyzowej znalazła się definicja płynu do papierosów elektronicznych. A teraz już je nie ma. Jak z "lub czasopisma" w ustawie medialnej w aferze Rywina. Bo przecież ten sam płyn może służyć do różnych celów. I to akurat prawda. Kiedyś pojawiły się hektolitry "skażonego" alkoholu (bez akcyzy oczywiście) mającego służyć do... dezynfekcji foteli ginekologicznych. Było go tyle, że Polki chyba z tych foteli to wstawały tylko w celu ich dezynfekcji. Bo "skażenie" polegało na dodaniu do zwykłego alkoholu benzoesenu denatonium (handlowa nazwa Bitrex). Nie jest on trujący tylko gorzki jak cholera. No chyba, że się wlało do cysterny z tak skażonym alkoholem podchloryn sodu - zawarty na przykład w domestosie. I wtedy cały ten gorzki smak się wytraca.
Mają w takich sprawach w Ministerstwie Finansów duże doświadczenie. Sięgające jeszcze "olejów technologicznych", które z kolei "służyły" nie do jazdy samochodem, tylko do czyszczenia szybów górniczych w kopalniach. No, ale samochód z silnikiem diesla pomykał na nich aż furczało.
Mam więc taką prośbę uniżoną do tych, którzy obrabiają mi d*** za plecami. Zróbmy jakąś większą debatę o akcyzie. Minister sobie posłucha, podatnicy posłuchają i sami ocenią to, co zrobi minister. Zgoda?
Robert Gwiazdowski, adwokat, prof. Uczelni Łazarskiego
Autor felietonu prezentuje własne opinie i poglądy
(tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji)
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami