Górnictwo: Jak fedrować, by zminimalizować szkody?

Górnictwo zawsze będzie związane z silną ingerencją w środowisko. Fedrowanie pod ziemią wymaga trudnych kompromisów na powierzchni.

Wydobycie węgla kamiennego w ciągu ostatnich dwustu lat potrafiło znacznie wydźwignąć upośledzone wcześniej gospodarczo regiony, jednocześnie mocno zmieniając ich krajobraz i warunki życia. Negatywne skutki eksploatacji złóż węglowych są często odczuwalne jeszcze przez długie lata po jej zakończeniu. Uporanie się z nimi (a to troska przede wszystkim samorządów) jest często trudniejsze niż likwidacja szkód wywołanych działalnością istniejących jeszcze kopalń.

Fedrują inaczej

Górnictwo węgla kamiennego wykreowało potęgę gospodarczą wielu regionów na świecie.

Wpływa jednak również negatywnie na swe najbliższe otoczenie. Osiadanie gruntów, pękanie ścian budynków, pożary hałd, to tylko niektóre z ujemnych skutków podziemnej eksploatacji.

Reklama

Najgłośniejszy w ostatnich latach przypadek dotyczy dzielnicy Karb w Bytomiu na Górnym Śląsku. W lipcu 2011 roku w wyniku wydobycia węgla prowadzonego przez miejscową kopalnię "Bobrek-Centrum" popękały ściany kilku tamtejszych budynków. Trzeba było ewakuować 567 osób zamieszkujących gminne lokale.

Dziś po budynkach nie ma śladu. Ich stan kwalifikował je wyłącznie do rozbiórki, którą na swój koszt przeprowadziła Kompania Węglowa. To ona musiała również pokryć koszty znalezienia nowych lokali oraz odszkodowań dla wysiedlonych lokatorów.

Wydawać by się mogło, że dla władz miasta nie ma nic gorszego niż taki kataklizm. Zapoczątkował on jednak pozytywne zmiany w relacjach między nimi a Kompanią Węglową.

- Widać, że Kompania Węglowa fedruje pod Bytomiem w sposób zupełnie inny, niż miało to miejsce jeszcze 2-3 lata temu. Robią to o wiele wolniej - stwierdził podczas konferencji Górnictwo 2013 Dawid Kostempski, który jako przewodniczący Górnośląskiego Związku Metropolitalnego śledzi na bieżąco zmagania ze szkodami górniczymi kilkunastu śląsko-zagłębiowskich miast. - Fedrunek jest teraz mniej skoncentrowany, a pod samym śródmieściem Bytomia następuje wyłącznie na podsadzkę. Nie ma w ogóle mowy, by węgiel był wydobywany na zawał.

Takie zmiany sprawiają, że wydobycie węgla w Bytomiu stało się droższe. Niewykluczone jednak, że jest to bardziej opłacalne od ponoszenia nadmiernych kosztów usuwania szkód górniczych.

A te i tak są duże. Przez ostatnie 10 lat na naprawę szkód górniczych Kompania Węglowa wydała 1,8 mld zł. Każdego roku wpływa do niej około 7 tysięcy dotyczących tego wniosków.

- Rocznie w skali całego górnictwa, z czego 93 procent przypada na górnictwo węgla kamiennego, naprawa szkód górniczych pochłania prawie 500 mln zł - wylicza Piotr Litwa, prezes Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach, dodając, że kwota ta podwoiła się w ciągu dekady. - W sumie, w ciągu ostatnich 10 lat dla górnictwa węgla kamiennego stanowiło to obciążenie rzędu 3,2 mld zł.

Pieniądze te do niedawna pokrywały jedynie koszty prac naprawczych prowadzonych przez samą kopalnię. Od 2012 roku poszkodowani przez kopalnie mogą się jednak ubiegać o rekompensatę pieniężną w celu samodzielnego wykonania naprawy.

Wszystkie poważniejsze przypadki szkód górniczych oraz działania na rzecz ich minimalizowania w przyszłości są ustalane na posiedzeniach zespołów porozumiewawczych, które utworzono w gminach najbardziej odczuwających skutki eksploatacji górniczej.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Powódź, wstrząs i inne plagi

W Bieruniu (woj. śląskie), który w 80 procentach znajduje się na terenie objętym eksploatacją górniczą, także dochodzi do wielu wstrząsów, nierzadko bardzo silnych. W 2010 roku miały one siłę 4 stopni w skali Richtera i były tym samym najsilniejszym takim zjawiskiem na Górnym Śląsku w ostatnim 20-leciu. Zgłoszono wtedy blisko tysiąc uszkodzeń budynków w Bieruniu oraz w 9 pobliskich gminach.

Za wstrząsy odpowiadała KWK Piast. Na karb jej działalności kładzie się również skalę powodzi, która nawiedziła Bieruń w maju 2010 roku. Przez działalność górniczą część terenów Bierunia znacznie się obniżyła, a co za tym idzie, łatwiej uległa zalaniu przez wezbrane wody Przemszy.

Wreszcie szkody górnicze potrafią na długie lata zdezorganizować transport. Tak jest w przypadku linii kolejowej nr 149 Zabrze-Makoszowy - Leszczyny. To najkrótsze kolejowe połączenie między Gliwicami i Zabrzem a Rybnikiem i Wodzisławiem Śląskim nie może funkcjonować, bo w Szczygłowicach pod Knurowem w 2008 roku powstało głębokie zapadlisko. Rok później zawalił się most nad rzeką Bierawką.

Kompania Węglowa, do której należy KWK Szczygłowice, zabrała się za naprawę uszkodzeń - nowy most będzie gotowy w połowie 2014 roku. Nie wiadomo jednak, kiedy do stanu przejezdności zostanie doprowadzona cała linia. We wszystkich wymienionych wyżej przypadkach Kompania Węglowa stanęła na wysokości zadania i ponosi koszty usuwania szkód. Tak samo jak inne przedsiębiorstwa górnicze, także te, które swoją działalność prowadzą dopiero od niedawna.

- W ubiegłym roku wydaliśmy kilkaset tysięcy złotych na remont drogi w Czechowicach-Dziedzicach - poinformował Michal Heřman, prezes zarządu PG Silesia, czeskiego przedsiębiorstwa, które od 2012 roku wydobywa węgiel w przejętej od Kompanii Węglowej KWK Silesia.

Kliknij i pobierz darmowy program PIT 2013

O ile Czechowice-Dziedzice nie mają większych zastrzeżeń do czeskiego inwestora, dzięki któremu pojawiły się nowe miejsca pracy, a opłaty z kopalni zasilają lokalny budżet, to już władze sąsiednich Goczałkowic-Zdroju podchodzą do działalności firmy z wyraźnymi obawami.

Gmina, bojąc się szkód górniczych, wystąpiła do ministra środowiska o częściowe wygaszenie koncesji PG Silesia dla tych terenów eksploatacyjnych, które znajdują się w obszarze administracyjnym Goczałkowic-Zdroju. Wniosek nie zyskał jednak akceptacji, ale PG Silesia zapewnia, że będzie bezzwłocznie reagować na interwencje mieszkańców i gminy.

O tym, że stosunki między kopalniami a władzami samorządowymi nie zawsze układają się dobrze, świadczy przykład gminy Gierałtowice niedaleko Gliwic. Od kilku lat spiera się ona z Kompanią Węglową o zapisy miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego z 2005 roku. Zupełnie świadomie jego autorzy ograniczyli w znacznym stopniu możliwości wydobywcze KWK Sośnica-Makoszowy. Z pomocą Kompanii Węglowej przyszedł jednak wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk, który w 2010 roku zaskarżył uchwałę rady gminy, uznając, że została ona przyjęta niezgodnie z prawem.

Przypadki takich sporów między gminami a przedsiębiorstwami górniczymi są jednak coraz rzadsze.

- Ostatnie lata w relacjach między spółkami węglowymi a gminami, w szczególności tymi, które w sposób najbardziej dotkliwy zostały okaleczone przez przemysł ciężki, są coraz lepsze - ocenia Dawid Kostempski.

Bo też samorządowcy wiedzą, że choć działalność kopalni bywa uciążliwa, to jednocześnie przynosi spore i zarazem pewne wpływy do ich budżetów. Składają się na nie: podatek od nieruchomości, opłata eksploatacyjna za wydobywanie węgla na terenie gminy oraz podatek CIT. Do tego należy też doliczyć podatki pochodzące od mieszkańców gminy zatrudnionych w danej kopalni oraz w kooperujących z nią zakładach.

Ruda Śląska, jak wylicza Kostempski, z samego podatku od nieruchomości z trzech kopalń na jej terenie uzyskuje 11 mln zł rocznie. Do tego dochodzi opłata eksploatacyjna w wysokości prawie 5 mln zł oraz kolejny milion z tytułu CIT, co daje prawie 17 mln zł z samych lokalizacji kopalń na terenie gminy.

Widma przeszłości

W październiku 2008 roku w Świętochłowicach doszło do nietypowej katastrofy - zapadł się szyb wentylacyjny nieczynnej kopalni "Matylda" - powstała dziura o głębokości 40 m i szerokości 6 m. Miasto zabezpieczyło teren, wynajmując firmę ochroniarską, a o naprawienie szkód wystąpiło do Katowickiego Holdingu Węglowego, do którego należała kiedyś kopalnia. Zabezpieczenie tego miejsca kosztuje budżet miasta 0,5 mln zł rocznie. Teren szybu został oficjalnie wyłączony z eksploatacji górniczej, KHW nie poczuwa się do konieczności naprawienia szkód.

Trwa proces sądowy. O ile w pierwszej instancji sąd przyznał rację miastu, to postępowanie apelacyjne wygrał KHW. Władze Świętochłowic wystąpiły jednak o kasację wyroku do Sądu Najwyższego.

- W Świętochłowicach do zdarzenia doszło na terenach pogórniczych, gdzie obszar górniczy został wygaszony decyzją organu koncesyjnego. W takim wypadku szansą dla samorządu jest znalezienie następcy prawnego zlikwidowanej kopalni - wyjaśnił Piotr Litwa, prezes WUG-u.

Jednocześnie wskazuje, że problematyka zlikwidowanych kopalń i wyrobisk jest znacznie poważniejsza od szkód górniczych występujących na terenach, na których ciągle trwa fedrunek.

- Dopóki istnieje przedsiębiorstwo górnicze i obszar górniczy, to za wszystko, co w jego obrębie stanie się w wyniku działalności górniczej (obecnego przedsiębiorcy górniczego czy jego poprzedników), odpowiada zawsze aktualnie prowadzący działalność górniczą przedsiębiorca - tłumaczy prezes WUG. Litwa szacuje, że w samym Zagłębiu Dąbrowskim tych połączeń wyrobisk z powierzchnią w zlikwidowanych zakładach górniczych jest aż 14 tysięcy. Gminy powinny się przygotować na scenariusze podobne do świętochłowickiego.

Paweł Szygulski, Nowy Przemysł

Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"

Dowiedz się więcej na temat: górnictwa | węgiel kamienny | szkody górnicze | gornictwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »