Grupy trzymające władzę

Związki zawodowe pokazały ministrowi skarbu, kto tu tak naprawdę rządzi. W ciągu kilku tygodni trzy razy zmusiły szefa resortu do kapitulacji.

Za dwa dni Ministerstwo Skarbu Państwa kończy negocjacje z chętnymi do kupna Polmosu Białystok. To już druga próba wyłonienia kupca na tę największą w kraju destylernię. Poprzednia zakończyła się fiaskiem, bo rozmowy z inwestorem utrąciły zakładowe związki zawodowe. Załoga Polmosu ogłosiła strajk w proteście przeciwko projektowi sprzedaży akcji firmie Sobieski Dystrybucja, a minister skarbu... ugiął się pod ich żądaniami, przerywając negocjacje, które znajdowały się już na finiszu. Związkowcom poszło o to, że - ich zdaniem - inwestor nie gwarantuje rozwoju destylerni i będzie dążył do marginalizacji białostockiego zakładu.

Reklama

- Nie wskazujemy palcem, co minister Socha ma zrobić. Jesteśmy tylko zdania, że Sobieski zaszkodzi naszemu zakładowi - to wypowiedź szefa "S" w Polmosie Bogdan Filipczuk.

Troska o losy firmy ze strony związków jest jak najbardziej zrozumiała, wszak załoga posiada blisko 7 proc. akcji destylerni, wartych grubo ponad 60 mln zł. Dodajmy, że zanim spółka została upubliczniona, załoga zagwarantowała sobie w trakcie negocjacji z zarządem - wtedy jeszcze wyłącznie państwowego przedsiębiorstwa - gwarancje zatrudnienia na sześć lat.

Na swoim postawili też związkowcy z Huty Częstochowa. To Ukraińcy z Donbasu, a nie hindusko-brytyjski koncern Mittal Steel kupią zakład. Minister znowu został wystawiony do wiatru, bo resort przyobiecał hutę Hindusom. Pod wpływem protestów związkowców, zrewidował swoje stanowisko i przy stole negocjacyjnym został tylko Związek Przemysłowy Donbasu. Ukraińcy podbili serca załogi bogatym pakietem socjalnym, który gwarantuje hutnikom: dziesięcioletni okres zatrudnienia, 350 zł jednorazowej podwyżki, 16 zł bonusu prywatyzacyjnego za każdy miesiąc pracy w zakładzie i jeszcze nagrodę świąteczną równą 10 proc. średniej miesięcznej płacy.

Kolejna konfrontacja i kolejna porażka ministra. Tym razem na nosie szefowi resortu skarbu zagrali związkowcy z KGHM, w którym państwo posiada 44 proc. udziałów. To, jak się okazuje za mało, aby skutecznie zarządzać spółką. Wbrew woli ministra związkowcy wybrali do rady nadzorczej firmy jako swojego przedstawiciela obecnego prezesa Wiktora Błądka.

Po serii porażek, marną pociechą dla ministra może być fakt, że udało mu się oprzeć żądaniom związkowców z Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa, którzy domagali się... jak najszybszej prywatyzacji przedsiębiorstwa. Według grafika resortu na ten rok, PGNiG miało trafić na giełdę w pierwszym tygodniu lipca. Na początku czerwca szef ministerstwa zawiadomił jednak, że odstępuje od tego planu i upublicznienie spółki przekłada na okres po wyborach, twierdząc, że nie chce, aby prywatyzacja strategicznego z punktu widzenia interesów państwa przedsiębiorstwa była rozgrywana podczas kampanii wyborczej.

Decyzja spotkała się z gwałtowną reakcją związkowców, którzy uważają, że tylko prywatyzacja PGNiG gwarantuje jawność decyzji zapadających w spółce. Dużo w tym racji, bo tylko dzięki prospektowi emisyjnemu poznaliśmy zarobki przedstawicieli firmy zasiadających we władzach EuRoPol Gazu, spółki polsko-rosyjskiej, nadzorującej odcinek rurociągu Jamalskiego, przebiegającego przez nasz kraj. Legendy o bajecznych pensjach okazały się w dużej mierze prawdziwe.

Troska o los firmy to jedno, drugie to pieniądze, jakie po wejściu PGNiG na giełdę przypadną załodze w formie akcji. Związkowcy liczą, że dostanie je ponad 60 tys. byłych i obecnych pracowników spółki. Na głowę, w zależności od stażu pracy, wypadnie od 12 do 20 tys. akcji.

INTERIA.PL/inf. własna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »