Historyczna odpowiedzialność za emisje zobowiązuje
Za największą część emisji dwutlenku węgla od 1850 roku do dziś odpowiadają Stany Zjednoczone. Wyemitowały one przez ten czas 509 gigaton CO2, czyli około 20 proc. całkowitej światowej emisji - wynika z analizy Carbon Brief. Na drugim miejscu znalazły się Chiny, ale ich udział wyniósł już 11 proc.
Trzecie miejsce zajmuje Rosja z 7-proc. udziałem w ogólnych emisjach, a dalej są: Brazylia (5 proc.) i Indonezja (4 proc.). Niemcy i Wielka Brytania odpowiadały za - odpowiednio - 4 i 3 proc. emisji.
Analiza Cabon Brief uwzględnia po raz pierwszy emisje wynikające nie tylko ze spalania paliw kopalnych, ale też z niszczenia lasów i zmian w użytkowaniu gruntów.
Kraje o niskich dochodach wzywały wielokrotnie państwa, które wzbogaciły się na paliwach kopalnych, do zaoferowania pomocy finansowej. Niedawno apel ten powtórzył sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres. Podkreślał on, że jeśli świat nie podejmie zdecydowanych działań, klimat ociepli się o "katastrofalne" 2,7 stopnia, co doprowadzi do "piekielnego krajobrazu".
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Prezydent USA Joe Biden mówił w zeszłym miesiącu Zgromadzeniu Ogólnemu ONZ, że będzie współpracował z Kongresem w celu podwojenia funduszy do 2024 r. do 11,4 bln dolarów, aby pomóc krajom biedniejszym w radzeniu sobie z kryzysem klimatycznym.
Międzynarodowa Agencja Energii podkreśla, że utrzymanie ocieplenia poniżej progu 1,5°C pozwoliłoby uniknąć ogromnego ryzyka wynikającego z bezczynności klimatycznej i stworzyłoby rynek czystej energii o wartości 1,2 biliona dolarów, który mógłby konkurować z obecnym przemysłem naftowym. IEA ocenia, że gdyby kraje spełniły swoje zobowiązania klimatyczne, popyt na paliwa kopalne osiągnąłby szczyt w 2025 roku, a następnie ustabilizowałby się.
Do września 2021 r. 53 kraje i UE zadeklarowały osiągnięcie zerowych emisji netto, co stanowi około dwóch trzecich światowych emisji. Od tego czasu do listy tej dołączyły jeszcze Rosja, Turcja i Zjednoczone Emiraty Arabskie.
Założenia i deklaracje to jedno, a rzeczywistość - drugie. Popandemiczne ożywienie gospodarek światowych w połączeniu z ostatnią chłodną zimą oraz długimi bezwietrznymi okresami zmniejszającymi produkcję OZE z wiatru spowodowały, że świat przeprosił się z paliwami kopalnymi. W wyniku wysokiego popytu w górę skoczyły ceny gazu, węgla i ropy naftowej. Na rynkach odczuwalny jest niedobór surowców.
To źle wróży tegorocznym światowym emisjom CO2. Tuż przed pandemią osiągnęły one szczyt, po czym w kryzysowym 2020 roku zanotowały największy od wielu dekad spadek. Spowodowane było to pandemią Covid-19 i zamknięciami wielu gospodarek. Wraz z tegorocznym ożywieniem nastąpił jednak ponowny wzrost. Według danych Carbon Monitor, w tym roku od stycznia do sierpnia światowe emisje gazów cieplarnianych były tylko o 1 proc. niższe niż w tym analogicznym okresie 2019 roku. Czy wejdą na nowe szczyty - zależeć będzie w dużej mierze od warunków pogodowych.
Oczywiście w różnych częściach globu wygląda to inaczej. W Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii emisje w okresie styczeń-sierpień 2021 r. spadły o 4,7 proc. w porównaniu z pierwszymi ośmioma miesiącami 2019 roku. Z kolei w Stanach Zjednoczonych zmniejszyły się o 3,5 proc.
Sceptycy obecną sytuację wskazują jako argument, że przejście wyłącznie na czystą energię jest niemożliwe. Zwolennicy zmian uważają natomiast, że podobnym problemom w przyszłości może zaradzić szybszy rozwój czystych technologii i tym szybciej trzeba budować nowe moce.
Kwestie te będą już wkrótce przedmiotem dyskusji światowych przywódców podczas szczytu COP 26, najważniejszej od lat debacie na temat kryzysu klimatycznego. Szczyt odbędzie się w szkockim Glasgow między 31 października a 12 listopada 2021 r. Przewodniczyć mu będzie Wielka Brytania.
Monika Borkowska