Hojny nigdy nie traci
Z Markiem Krajewskim - twórcą postaci Eberharda Mocka z Breslau - rozmawia Marek Skała.
Pierwsze pieniądze w życiu zarobiłem...
... jako siedemnastolatek w roku 1983. Razem z moim kolegą z liceum pojechaliśmy na wykopki. Całą sobotę i niedzielę harowaliśmy prawie bez odpoczynku. W poniedziałek nie poszedłem do szkoły z powodu bólu pięt. Szybko jednak o nim zapominałem, kiedy poczułem w dłoni dwa nowiutkie szeleszczące banknoty tysiączłotowe. Byłem bardzo zadowolony - jak po przejściu ciężkiej próby. Podobnie się czułem dwa lata później, kiedy jako pomocnik murarza trzy tygodnie pracowałem na budowie. Wraz z moim kolegą musieliśmy przygotować zaprawę dla ośmiu murarzy. Wczesny letni poranek, wstaje słońce, a ja w przepoconej koszuli wyrzucam z dołu trzęsące się bryły wapna. I tak przez dziewięć godzin. Wytrzymałem chyba tylko dlatego, że miałem ściśle określony termin zakończenia mojej pracy. Jako pisarz debiutant otrzymałem w 1999 roku skromne honorarium w wysokości 1500 zł. Było to śmiesznie mało, ale miałem w sobie sporo pokory, by wiedzieć, że debiutantowi się więcej nie należy.
Czym dla Pana są pieniądze?
Świadomość, że - jako pisarz - jestem w stanie zapewnić utrzymanie mojej rodzinie, napełnia mnie błogim spokojem. A jednocześnie - jako urodzony pesymista - pytam się zawsze sam siebie: czy tak będzie zawsze? I to burzy mi ten spokój. A jednocześnie napędza do dalszej pracy.
Czasami ich brakuje...
Przez całe lata na coś brakowało. I teraz też by brakowało, gdybym miał jakieś rozbuchane potrzeby konsumpcyjne. Na szczęście poprzestaję na małym: mieszkam w bloku z wielkiej płyty, a wakacje spędzam zawsze w Wielkopolsce. W latach minionych niedostatek pieniędzy niwelowało się, po pierwsze - poprzez zakupy ratalne i kredyty, po drugie - wytężoną pracą. Udzielałem wtedy korepetycji z łaciny oraz tłumaczyłem rozmaite teksty; najczęściej były to okropnie napisane teksty prawnicze, które wyszły spod pióra niedouczonych urzędników I Rzeczypospolitej. Łacina bez znaków przestankowych, tasiemcowa, o potwornej składni - to wszystko odstraszało latynistów, przyzwyczajonych do wykwintnych fraz Cycerona. A ja to wszystko brałem! Niczego nie odrzucałem! Przecież trzeba było zapłacić kolejną ratę za telewizor.
Czym w istocie jest bogactwo?
To jest pytanie dla filozofa, a ja nie jestem nawet filozofem amatorem. Ale spróbuję: pieniądze dają szczęście, czyli święty spokój, wtedy gdy człowiek odczuwa ich niedostatek, a jednocześnie otoczony jest ludźmi kochającymi i kochanymi; jeśli problem niedosytu ogranicza się wyłącznie lub prawie wyłącznie do dóbr materialnych. Człowiek zamożny i nieszczęśliwy - a znam takich jest jak znudzone dziecko szukające nowych wrażeń, by w końcu zrozumieć, że ogarnia go ciężka nuda. Król bez rozrywek jest człowiekiem pełnym nieszczęść? - powiedział Pascal.
Co można zrobić z wygraną w wysokości pięciu milionów euro?
Po zapewnieniu utrzymania moim dzieciom (fundusz powierniczy), założyłbym fundację, która finansowałaby prywatny instytut naukowy. Zatrudniłbym w nim językoznawców badających łacinę w różnych podsystemach języka z zastosowaniem metod matematycznych i statystycznych. Zaoferowałbym im godziwe zarobki i patrzył z podziwem, jak wykonują swoją pracę pozbawioną zupełnie walorów praktycznych. Cel tych uczonych byłby tylko jeden: dotarcie do nagiej, zimnej i krystalicznej prawdy.
A co zrobiłby Eberhard Mock, gdyby w 1932 roku wygrał w Breslau 10 milionów marek?
Zainwestowałby wszystkie te środki w zorganizowanie zamachu na Adolfa Hitlera oraz w zniszczenie partii nazistowskiej.
Przesłanie o pieniądzach?
Kto jest hojny dla innych, ten nigdy nie traci.