Inflacja. Czy Polska ma jeszcze szanse na miękkie lądowanie?
Inflacja rozpędziła się do niespotykanego od dwóch dekad poziomu, osiągając w grudniu 8,6 proc. a średniorocznie w 2021 r. przekraczając 5 proc. Do przebicia kolejnej psychologicznej bariery, tym razem 9 proc., najpewniej dojdzie już w styczniu. Dlatego kluczowe dzisiaj pytanie brzmi: czy możliwe jest jeszcze sprowadzenie inflacji do celu NBP bez schodzenia w głęboką recesję? Gospodarka jest w nierównowadze – podkreśla nowy członek Rady Polityki Pieniężnej Ludwik Kotecki - co znajduje odzwierciedlenie w szybkim wzroście cen. Nie brakuje również opinii, że tak wysoki odczyt inflacji dzisiaj to efekt błędów popełnionych przez RPP.
Lista zarzutów kierowanych pod adresem obecnej RPP jest długa. Zbyt późna reakcja, zła komunikacja, polityka osłabienia złotego z końca 2020 r. i pierwszych miesięcy roku poprzedniego, upolitycznienie czy bagatelizowanie presji inflacyjnej, która w Polsce narastała jeszcze przed wybuchem pandemii i pierwszym lockdownem - to te najpoważniejsze.
Na błędy RPP wskazują nie tylko byli członkowie rady, ekonomiści rynkowi, ale również - co może dziwić - obecni członkowie RPP, których kadencja dobiega końca. Odniósł się do tego Andrzej Wojtyna, b. członek rady (w latach 2004-2010) podczas seminarium Komitetu Nauk Ekonomicznych PAN, Rady Naukowej PTE oraz Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN "Inflacja w Polsce - przyczyny i perspektywy". Zresztą wcześniej, w komentarzu dla "Rzeczpospolitej" pisał: "(...) w obliczu rosnącej krytyki wobec dokonań RPP prof. Eugeniusz Gatnar i prof. Łukasz Hardt zdecydowali się na udzielenie samym sobie nie tylko rozgrzeszenia, ale i pochwały".
Nie ma i najpewniej nie będzie drugiego takiego tematu jak inflacja, który na równi by angażował w ogólnej dyskusji młodych i starszych, pracowników i pracodawców, tych z lewej i tych z prawej strony sceny politycznej. Inflacja w Polsce stała się problemem gospodarczym, społecznym i politycznym.
Łukasz Hardt, ustępujący w lutym członek RPP, podczas dyskusji dał do zrozumienia, że część członków rady zdecydowanie wcześniej widziała "ryzyka inflacyjne" i ostrzegała o tym podczas posiedzeń decyzyjnych w 2021 r., proponując m.in. sygnalną podwyżkę głównej stopy proc. i zmianę komunikacji banku centralnego.
Przypomnijmy, że tego typu propozycje nie znalazły poparcia, a pierwszą podwyżkę o 0,4 pkt proc. RPP przegłosowała dopiero w październiku. Wtedy stopa referencyjna wzrosła z 0,1 do 0,5 proc., przy inflacji 6,8 proc.
Wtórował mu Eugeniusz Gatnar, którego kadencja w RPP właśnie się zakończyła.
- Widzieliśmy to odbicie popytu stłumionego, 100 mld zł oszczędności przymusowych, które Polacy zgromadzili - powiedział i dodał, że "źródłem inflacji, która się rozkręciła w czerwcu były czynniki wewnętrzne".
- Dlatego poparliśmy wniosek o sygnalną podwyżkę stóp proc. wobec braku zmian w komunikacji. Celem RPP jest ograniczanie wzrostu cen, a nie bezrobocia. Nie jesteśmy Rezerwą Federalną - przypomniał.
Hardt nie szczędził gorzkich słów pod adresem RPP, której sam jest jeszcze członkiem. - Komunikacji stabilizującej w zeszłym roku zabrakło - mówił. Podkreślił także, że gdyby polityka pieniężna była zacieśniana przed pandemią, a obecny cykl rozpoczął się w 2021 r. wcześniej, to może nie miałoby to istotnego wpływu na inflację obecną, ale docelowy poziom stopy proc. mógłby być niższy.
- Polska tym się różni od Węgier i Czech, że większość kredytu jest na zmiennej stopie proc. Kanał transmisji jest bardzo efektywny i bardzo szybki. Dla wielu gospodarstw domowych to może być bolesne. Skoro mamy takie zjawiska inflacyjne, musimy reagować komunikacyjnie, ale również kursem walutowym - zauważył Hardt.
Przyczyn inflacji doszukiwać się trzeba tak w czynnikach zewnętrznych (ceny energii, problemy z łańcuchami dostaw), jak i wewnętrznych. Polska wystartowała do globalnego wyścigu wzrostu inflacji z podwyższonego poziomu. Przypomnijmy: na początku 2020 r. inflacja bazowa była blisko 4 proc., a CPI wzrosła w lutym do 4,7 proc. Do tego niskie stopy proc. (i ich obniżka w 2020 r.), program skupu aktywów w odpowiedzi na zamrożenie gospodarki i kryzys wywołany pandemią, ale też niedopasowanie popytu do podaży - swoje do inflacji dołożyły.
Inflacja nie jest w pełni importowana, tak samo jak nie jest prawdą, że RPP nie miałaby na nią żadnego wpływu. Tłumaczy to Hardt: - Czynników inflacji jest dużo. Po pierwsze trzeba powiedzieć o presji popytowej, spojrzeć na procesy inflacyjne w dłuższej perspektywie, żeby zobaczyć tę specyfikę inflacji dzisiaj.
Członek RPP przypomniał, że inflacja w grudniu 2019 r. wynosiła 3,4 proc. (była blisko górnego odchylenia od celu), a w lutym 2020 r. sięgnęła poziomu 4,7 proc. - znacząco tym samym ten cel inflacyjny przekroczyła.
- Na początku 2020 r. widzieliśmy w danych symptomy rozpoczęcia się procesu odkotwiczania oczekiwań inflacyjnych. Był to moment co najmniej na reakcję komunikacyjną ze strony NBP - dodał.
Podkreślił on, że "istotna część, ale nie najistotniejsza we wskaźniku inflacji 8,6 proc. pochodzi z globalnego wzrostu cen surowców", m.in. ropy naftowej, gazu, ale również uprawnień do emisji CO2. Oczywiście, na czynniki zewnętrzne RPP nie ma wpływu, ale - jak powiedział Hardt - polityka pieniężna ma wpływ na kurs walutowy.
Ostatnie dane z gospodarki nie pozostawiają złudzeń. Jest ona rozgrzana do czerwoności. Rośnie praktycznie wszystko: od produkcji (w grudniu +16,7 proc.) i płac (+11,2 proc.) po konsumpcję (+8 proc.). Rośnie też inflacja. Styczeń może być tutaj kolejnym niemiłym zaskoczeniem. Tym bardziej, że ceny producentów w grudniu zwiększyły się o ponad 14 proc. w ujęciu rocznym.
- Inflację mamy na poziomie 8-9 proc. rok do roku, a wzrost gospodarczy w ostatnim kwartale zeszłego roku był na poziomie blisko 8 proc. rok do roku. A cały rok zamknie się pewnie dynamiką ok. 6 proc. To pokazuje, że mamy pędzącą, rozgrzaną gospodarkę, w której nierównowagi narastają i wynikiem tego jest właśnie inflacja - powiedział w trakcie webinaru INE PAN Kotecki. Dodał, że w styczniu zobaczymy bardzo wysoką dynamikę wzrostu płac w przedsiębiorstwach. Kotecki właśnie zaczyna swoją 6-letnią kadencję członka RPP.
Jego zdaniem kolejne czynniki mogą napędzać inflację. Wymienił m.in. Polski Ład, być może Krajowy Plan Odbodowy oraz tarcze antyinflacyjne. - Mamy import inflacji z zagranicy z uwagi na słabego złotego. Moim zdaniem, również spóźniona była reakcja polityki monetarnej. Słaba jest komunikacja banku centralnego, a komunikacja mogłaby być instrumentem bezkosztowym w zmniejszaniu oczekiwań inflacyjnych - podkreślił Kotecki.
Wskazał również, że według niego, "zejście ze stopą procentową do niemal do zera było zbyt mocne".
Co dalej będzie się działo z poziomem cen w Polsce? Scenariusze w zasadzie są trzy. Dotychczasowe i przyszłe działania Rady Polityki Pieniężnej, nakierowane na ograniczenie inflacji, będą niewystarczające, zbyt łagodne, co w efekcie nie doprowadzi do sprawdzenia dynamiki cen do celu i nie przełoży się na zakotwiczenia oczekiwań inflacyjnych. To pierwszy możliwy scenariusz. Drugi, polega na tym, że zacieśnianie będzie zbyt ostre i zbyt szybkie. - To scenariusz twardego lądowania. W sytuacji, gdy popyt wyprzedza podaż (z czym mamy do czynienia obecnie), tak rekalibrujemy gospodarkę, że popyt spada w ujęciu absolutnym, co prowadzi do recesji. Nie jest to scenariusz niemożliwy - mówi Wojciech Paczos z Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN i Cardiff University. Jak zauważa: - Bardzo mało jest przypadków udanego zbijania inflacji dwucyfrowej do celu bez wywoływania recesji.
Pomiędzy tymi skrajnymi wariantami, jest opcja "miękkiego lądowania". - Popyt nadal rośnie, ale dynamika jest słabsza, a podaż dogania popyt. To scenariusz obniżenia inflacji bez kosztów dla gospodarki. Czy takie okno istnieje jeszcze i jak jest duże? - to dzisiaj najważniejsze pytanie. Czy jeszcze mamy opcję miękkiego lądowania? - zastanawia się Paczos.
Ekonomista prognozuje, że inflacja w styczniu 2023 r. wciąż będzie wysoka, wyniesie ok. 7 proc. Podwyższenie stopy nominalnej do 7-8 proc. to scenariusz twardego rozwiązania. Ale można tego uniknąć, jeśli uda się rozłożyć częściowo ten "koszt" na poziom stóp proc., a częściowo na oczekiwania inflacyjne. - Wtedy wystarczyłyby podwyżki o ok 2-3 pkt proc. To "miękkie lądowanie" - dodaje.
Ekonomista tłumaczy też, co nowa RPP powinna zrobić, by zarządzać oczekiwaniami inflacyjnymi. Powinna podkreślić wyraźnie, że nie będzie tolerować odchylenia od celu w perspektywie horyzontu polityki pieniężnej, który wynosi dwa lata. - Bardzo brakowało tego w komunikacji poprzedniej rady. Nie wiemy czy RPP była przywiązana do celu czy nie - mówi Paczos i dodaje, że "najprostszym sposobem na zakotwiczenie oczekiwań inflacyjnych jest jasna komunikacja, ile będzie wynosić inflacja na koniec tego roku". - Prognozy NBP nie są wiarygodne bo szybko się dezaktualizują - zauważył.
Do szybko tracących ważność projekcji NBP odniósł się Gatnar. - Z projekcjami mieliśmy ten problem, że ścieżka inflacji zawsze była naszym zdaniem zaniżona. Pomiędzy projekcjami dostawaliśmy tzw. prognozy eksperckie, do użytku wewnętrznego, ale one były bardziej zbliżone do realnych procesów. Tłumaczyłem to sobie tym, że projekcja jest na bazie modelowej (...), a więc ten model nie potrafi przyszłej trajektorii CPI odpowiednio odczytać i przedstawić. Prognozy eksperckie były już bliższe prawdzie. One były krótkoterminowe, tylko na cztery kwartały, ale pomagały nam w podejmowaniu decyzji - mówił.
Bartosz Bednarz