Inflacja jeszcze wzrośnie? W sierpniu jest możliwy spadek cen, ale to nie koniec problemów
Kto z nas nie widział orła wzbijającego się do lotu? Polska inflacja, podobnie jak orzeł, prze wciąż w górę i w górę, niemal nieprzerwanie, od prawie półtora roku. W upalnym sierpniu - co zapewne pokażą dane GUS - orzeł zaczął szybować, a być może nawet nieco obniżył lot. Spokojnie odetchnie trochę i poderwie się jeszcze wyżej. Dlaczego?
Dlaczego orzeł w sierpniu zapragnął wytchnienia? W lipcu i sierpniu spadły ceny paliw, co zauważyli kierowcy na stacjach benzynowych. Już w lipcu paliwa wpłynęły na obniżkę miesięcznego wskaźnika wzrostu cen najmocniej, bo aż o 0,19 punktu procentowego.
Przypomnijmy, że ceny konsumpcyjne wzrosły w lipcu miesiąc do miesiąca o 0,5 proc. i był to najskromniejszy miesięczny skok od prawie roku, nie licząc lutego, kiedy została wprowadzona tzw. tarcza antyinflacyjna. Tylko wtedy w miesięcznym ujęciu ceny lekko spadły.
Obniżki cen na stacjach benzynowych w sierpniu były już skromne, ale pomimo wzrostu cen na światowych rynkach w ostatnim tygodniu miesiąca (baryłka ropy Brent w Londynie od 23 sierpnia znowu kosztuje powyżej 100 dolarów), tankujący nie doznali jeszcze wyraźnych podwyżek. W tej sytuacji paliwa mogą nieco pociągnąć w dół całkowity wskaźnik cen.
Jaki będzie wkład w inflację innych nośników energii - bardzo trudno przewidzieć. W lipcu, w skali miesiąca, podbiły one całkowity wzrost cen towarów i usług o 0,2 pkt proc. Tu i ówdzie słychać o horrendalnych rachunkach, jakie za dostawy gazu, ogrzewanie czy ciepłą wodę w kranie otrzymują gospodarstwa domowe, wspólnoty mieszkaniowe lub spółdzielnie. Na razie nie wiadomo jaka była w sierpniu skala takich podwyżek i jak dokładnie ujmuje ją statystyka.
Wzrost cen nośników energii w najbardziej upalnym sierpniu od wielu lat pozostaje prawdopodobnie największą zagadką. Bo - słyszy się - że ceny węgla od zeszłego roku wzrosły kilka razy. Ale węgla nie ma. Nie wiemy jak metodologicznie podejdzie do tego GUS, czy np. w takim przypadku zda się na estymację cen, jak robił to w czasie lockdownów. Wiemy, że w lipcu opał podrożał o 5 proc., a w ciągu roku o 231,2 proc. Odpowiedź poznamy dopiero w połowie września, kiedy GUS poda pełne dane o inflacji za poprzedni miesiąc.
Trzeba pamiętać jednak, że w lipcu w porównaniu z czerwcem ceny związane z użytkowaniem mieszkania i nośniki energii wzrosły o 1,1 proc., a samych nośników energii - o 1,6 proc. Cała ta kategoria to bez mała 20 proc. "koszyka" konsumpcyjnego polskich gospodarstw domowych.
Żywność w miesiącach letnich przez całą potransformacyjną historię Polski (czyli od czasu, gdy udało się opanować hiperinflację) zawsze taniała. W lipcu tego roku podrożała o 0,6 proc. w porównaniu z czerwcem, a rok do roku o 15,3 proc. Niewykluczone, że w sierpniu wzrost cen żywności nie doszedł jeszcze z całą siłą do głosu. Patrząc na dane rok do roku za lipiec spośród towarów żywnościowych o blisko 30 proc. lub więcej podrożały tylko niektóre składniki koszyka. Tu drzemie jeszcze ogromny potencjał do wzrostu. Jaki? Prawdopodobnie okaże się to dopiero na jesieni.
Choć ludzie oszczędzają już na jedzeniu, trudno wyobrazić sobie, żeby ceny żywności natrafiły już na barierę popytu, przed którą musiałyby się zatrzymać. Zwłaszcza że popyt wspomagają wydatki uchodźców z Ukrainy. Przed barierą popytu stanęli już jednak producenci dóbr trwałego użytku, a więc np. mebli, rtv, agd, gdyż realne wynagrodzenia zaczęły spadać. To powinno wpłynąć na stabilizację, a być może także spadek cen tej szerokiej grupy towarów.
To kilka powodów, dla których orzeł inflacji nie powinien w sierpniu wzbić się bardziej w górę. Analitycy Credit Agricole Bank Polska napisali, że roczny wskaźnik wzrostu cen konsumpcyjnych powinien obniżyć się nawet do 15,2 proc. z rekordowych 15,6 proc. w lipcu.
- W kierunku wolniejszego wzrostu cen w sierpniu oddziaływała niższa dynamika cen paliw i innych nośników energii. Jednocześnie inflacja bazowa i tempo wzrostu cen żywności najprawdopodobniej zwiększyły się w sierpniu w porównaniu do lipca - napisali.
Ale we wrześniu orzeł może znowu mocno zamachać skrzydłami. A jeśli nie we wrześniu, to w kolejnych miesiącach, choć historyczne wieloletnie dane pokazują, że zwykle wrzesień przynosił silny wzrost cen. Nie wiemy oczywiście, jak zachowają się ceny towarów i surowców energetycznych na światowych rynkach.
Wiemy natomiast, że światowy wzrost cen energii nie odzwierciedlił się jeszcze w pełni we wskaźnikach inflacji konsumenckiej w Polsce. Według badań Międzynarodowego Funduszu Walutowego (które cytowała już Interia) wzrost cen energii w maju, kiedy inflacja w Polsce wynosiła 13,9 proc., miał wkład w wysokości niespełna 5 punktów procentowych.
Trudno uznać, że to wyczerpuje potencjał wzrostu cen energii, czy opłat za ogrzewanie ciepłem systemowym. O ile ceny opału wzrosły w ciągu roku o 231,2 proc., energii elektrycznej - zaledwie o 5,1 proc. Taryfy na gaz do kuchenek i ogrzewania mieszkań i domów zostały zamrożone i być może niewiele wzrosną. Wzrost rachunków za prąd i dostawę ciepła będzie prawdopodobnie zależał od decyzji rządu.
Powiedzmy tylko, że średnia ważona wolumenem obrotu cena prądu na Rynku Dnia Następnego na Towarowej Giełdzie Energii wynosiła w styczniu 666,90 zł za MW, a kontraktu rocznego 627,17 zł za MW. W lipcu za megawatogodzinę dostarczoną następnego dnia płacono już 1.125,94 zł, a w kontrakcie rocznym - 1.518,97 zł. Prawdopodobnie dopiero jesienią lub na początku przyszłego roku ceny energii naprawdę uderzą w kieszenie konsumentów.
O ile jednak - prawdopodobnie - ceny rynkowe gazu, prądu, ogrzewania tylko częściowo przełożą się na rachunki płacone przez gospodarstwa domowe, zupełnie inaczej jest w przypadku przedsiębiorstw, które już odczuwają ich wzrosty. Niedawna decyzja (następnie zmieniona) Azotów i Anwilu o zaprzestaniu produkcji nawozów tylko zapowiada możliwe do wyobrażenia szoki podażowe. Ceny szeroko rozumianej energii i jej surowców mogą zmusić producentów do zaprzestania działalności, a to - jeśli się zdarzy - będzie miało wpływ na ceny płacone przez konsumentów.
Rosnące ceny surowców energetycznych i energii już od wielu miesięcy "rozlewają się" po całej gospodarce. Powodują wzrost kosztów produkcji. W lipcu ceny produkcji sprzedanej przemysłu były wyższe o 24,9 proc. niż przed rokiem. Te koszty będą przerzucane na konsumentów, póki nie zderzą się z barierą popytu. Kiedy się zderzą, przedsiębiorstwa będą tracić rentowność.
Olbrzymi potencjał wzrostu mają jeszcze ceny żywności. W lipcu podstawowe produkty rolne były w skupie droższe o ponad 50 proc. niż rok wcześniej. Jeszcze na początku roku wzrost ich cen nie przekraczał 30 proc. To odzwierciedla rosnące koszty produkcji rolnej. Ale cały łańcuch przetwórstwa rolno-spożywczego jest także pod presją kosztów i efektów tej presji nie doświadczyliśmy jeszcze w pełni.
Ceny energii i żywności będą w kolejnych miesiącach dodawać inflacji skrzydeł. Być może będzie miała ona charakter coraz bardziej złożony. Towary i usługi, które natrafią na barierę popytu mogą zacząć nawet tanieć. Ceny towarów i usług pierwszej potrzeby, niezbędnych do życia, mogą jeszcze długo i bardzo mocno rosnąć.
Po sierpniowej pauzie inflacja może znowu podskoczyć.
Jacek Ramotowski