Inflacyjne tsunami szykuje nam „drugą falę”? "Istnieją uzasadnione powody"

Choć na razie ekonomiści mówią zgodnie, że proces globalnej dezinflacji trwa, pojawiają się coraz częściej głosy, że te miodowe miesiące niedługo się skończą i nadejdzie „druga fala”. A może wchodzimy w okres wysokiej, a przynajmniej podwyższonej inflacji, która potrwa wiele lat? Ekonomiści globalnego banku ING przytaczają na to liczne argumenty. Najważniejsze jest teraz, by banki centralne obroniły swą niezależność przed falą populizmu.

"Istnieją (...) uzasadnione powody, aby sądzić, że w nadchodzącej dekadzie inflacja będzie strukturalnie wyższa i bardziej zmienna niż w poprzedniej" - napisali ekonomiści banku ING w niedawnym raporcie "Inflation’s second wave: Are we really watching a 70s rerun?" ("Druga fala inflacji: czy naprawdę oglądamy powtórkę z lat 70.?")

Prognozy mówiące o tym, że zaczyna się epoka wysokiej inflacji nie są nowym poglądem. Przed "powtórką z lat 70." przestrzegał już kilka lat temu ekonomista Nouriel Roubini, kiedy ceny po pandemii ostro odbiły w górę, a Fed utrzymywał, że inflacja jest "przejściowa".

Reklama

Ekonomista Charle Goodhart w książce "The Great Demographic Reversal: Ageing Societies, Waning Inequality, and an Inflation Revival" napisanej z Manojem Pradhanem dowodził, że wielka zamiana demograficzna czyli starzenie się społeczeństw powoduje niebezpieczeństwo wysokiej inflacji i wysokich stóp procentowych na wiele lat.

Ekonomiści mówią też często o "drugiej fali inflacji" w kontekście lat 70. zeszłego wieku, kiedy roczny wzrost cen osiągnął w 1974 roku w USA 11 proc., po czym po dwóch latach obniżył się do 5,7 proc., żeby gwałtownie wybić w górę do 13,6 proc. w 1980 roku. Jak zwracał na to uwagę Nouriel Roubini, przyczyny tamtej inflacji były także - jak się to określa - "zewnętrzne", a spowodował ją szok na rynku paliw i surowców energetycznych. Dokładnie tak, jak po napaści Rosji na Ukrainę.

To się zgadza, jednak analitycy ING dodają, że doszło wtedy do dwóch kolejnych kryzysów naftowych i druga fala była wynikiem kolejnego z nich. Pierwszy nastąpił w 1973 roku po wojnie Jom Kipur, a drugi w 1979 roku wskutek rewolucji irańskiej. Na razie mieliśmy jeden kryzys energetyczny, dlatego analogia nie jest prawdziwa.  

Ryzyko „drugiej fali” mniejsze niż pół wieku temu

Globalna gospodarka wygląda zupełnie inaczej niż niemal pół wieku temu. USA są znacznie mniej podatne na szoki energetyczne niż w latach 70. Gdyby jednak doszło do kolejnego skoku cen gazu mógłby on wywołać ponowną falę inflacji w Europie, wciąż uzależnionej od importu surowców energetycznych, droższych niż wcześniej sprowadzane z Rosji.

Kolejny szok cenowy w strefie euro mógłby doprowadzić do spirali placowo-cenowej, do jakiej doszło w latach 70. zeszłego wieku w USA po pierwszym kryzysie energetycznym. Na razie np. w Niemczech wynagrodzenia realne spadają od kilku kwartałów. Europa zdążyła się przygotować do kolejnej zimy, magazyny są wypełnione gazem, a zapotrzebowanie na ten surowiec będzie w kolejnych latach spadać wraz z realizacją strategii RePowerEU i przejściem na odnawialne źródła energii.

Banki centralne wyciągnęły wnioski zarówno z opóźnionego startu w pogoni za inflacją w latach 2021-22, jak też z lat 70. i 80. zeszłego wieku, gdy Fed dopiero od 1981 roku zabrał się na poważnie do zwalczania inflacji. Zapowiadają "wyższe stopy na dłużej" i polityka pieniężna powinna hamować inflację w perspektywie krotko- i średnioterminowej. Stopy w przewidywalnym czasie nie powrócą do poziomów sprzed pandemii, a luzowanie ilościowe odstawione zostanie do lamusa. Rządy będą zmuszone zaostrzyć politykę fiskalną, ale równocześnie straciły przestrzeń do reakcji na kolejne możliwe kryzysy.

Powody wysokiej inflacji na lata

Czemu zatem inflacja miałaby być wysoka przez najbliższe lata? Jest kilka powodów. Rosnące ryzyko dla inflacji stanowią nie tylko ceny paliw, ale też niedobory metali, spowodowane nienadążaniem inwestycji za popytem, czy też wydarzeniami politycznymi, jak ostatni zamach stanu w Nigrze. Metale są konieczne dla transformacji energetycznej (choćby do produkcji akumulatorów i magazynów energii), a ich niedostatek może być źródłem stałej presji cenowej przez wiele lat.

W przypadku niklu, wykorzystywanego najszerzej w akumulatorach, aż 20 proc. udziału w światowej produkcji ma Rosja. Ponad 80 proc. aluminium notowanego na Londyńskiej Giełdzie Metali także pochodzi z Rosji. Na wzrost narażone są ceny miedzi. Dwanaście metali najbardziej krytycznych dla transformacji energetycznej jest zagrożonych najwyższym ryzykiem po stronie dostaw - twierdzi Departament Energii USA.

Do utrwalenia się wysokiej inflacji w USA w latach 70. przyczyniło się silne uzwiązkowienie gospodarki i siła przetargowa organizacji pracowniczych, zdolnych do tego, by wymuszać indeksację płac. Teraz związki zawodowe (poza kilkoma krajami w Europie) są w rozsypce, ale w wielu państwach obowiązują układy zbiorowe, którymi np. we Francji objętych jest niemal 100 proc. zatrudnionych. A nawet tam, gdzie układy zbiorowe mają mniejszy zasięg, gospodarki cierpią na brak rąk do pracy. Dlatego i bez związków siła przetargowa pracowników będzie rosnąć. Mimo śladowego "uzwiązkowienia" i niewielkiego zasięgu układów zbiorowych liczba dni strajku w Wielkiej Brytanii i USA jest najwyższa od początku tego stulecia.

Społeczeństwa w krajach rozwiniętych się starzeją (patrz - Charles Goodhart). Gospodarki Zachodu już w tej chwili odczuwają tego skutki. W USA pandemia spowodowała wcześniejsze odejścia na emeryturę milionów pracowników, co już przyczyniło się do niedoborów na rynku pracy i przełożyło się na wyższą dynamikę płac. Na razie nie widać wypełniania ubytków rąk do pracy przez postęp technologiczny (automatyzację, robotyzację, sztuczną inteligencję). Być może to nastąpi, ale pewności nie ma.

Czy banki centralne oprą się fali populizmu?

Presja geopolityczna powoduje zjawisko "nearshoringu" czy "friendshoringu", czyli przenoszenia ogniw łańcuchów dostaw do bardziej "zaprzyjaźnionych" lub bliżej położonych krajów. Niedawne opracowanie "The Economic Costs of Supply Chain Decoupling" ekonomistów Europejskiego Banku Centralnego stwierdza, że "reshoring" zwiększa poziom cen zarówno dla producentów, jak i konsumentów.

Dla cen żywności największe ryzyko stanowią zamiany klimatyczne. W ich wyniku plony i zbiory są niestabilne, powstaje ryzyko protekcjonizmu, gdyż kraje produkujące żywność starają się chronić krajowe rynki. Niedawno Indie wprowadziły zakaz eksportu ryżu, rzucane były już groźby wprowadzenia zakazu eksportu oleju palmowego przez Indonezję. Protekcjonizmem najbardziej zagrożone są kraje z rynków wschodzących, gdzie żywność stanowi nawet połowę koszyka konsumpcyjnego.

Bardzo wiele w tej sytuacji zależy od banków centralnych. W latach 80. zeszłego wieku niezależność i mocne zacieśnienie polityki pieniężnej położyły podwaliny pod niższe oczekiwania inflacyjne społeczeństw Zachodu. Choć ogromnym kosztem walka z inflacją została przez Fed wygrana.

"Od tego czasu wiarygodność banku centralnego stała się ważnym atutem w walce z inflacją" - napisali w raporcie analitycy ING.

Czy to się zmieni? Czy banki centralne staną się karnymi wykonawcami politycznych poleceń? Analitycy ING uważają, że banki centralne - przynajmniej w największych gospodarkach świata - przetrwały fale populizmu bez większego szwanku. Ale polityczna debata na temat "wysokich stóp" dopiero się szykuje.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: inflacja | banki centralne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »