Interwencja na rynku ropy nie zadziała?
Planowane uwolnienie rezerw ropy w Stanach Zjednoczonych i kilku innych krajach miało doprowadzić do spadku cen, ale ropa po chwilowym osłabieniu znów zaczęła drożeć, m.in. ze względu na to, że skala interwencji jest mniejsza niż zakładał rynek. Teraz kluczowe będą decyzje OPEC+. Posiedzenie kartelu zaplanowano 2 grudnia. Eksperci oceniają, że decyzje USA nie skłonią kartelu do istotnego zwiększenia produkcji.
Stany Zjednoczone zamierzają przeprowadzić interwencję towarową, wprowadzając w najbliższych miesiącach na rynek około 50 mln baryłek ropy z rezerw strategicznych po niższych cenach. Podobne kroki zamierzają podjąć inne kraje. Część ekspertów uważa, że wielkość interwencji jest niewystarczająca, by wpłynąć na równowagę rynkową. Ich zdaniem uczestnicy OPEC+ nie zareagują na te decyzje, nie będą spieszyć się ze zwiększeniem własnej produkcji.
USA zapowiedziały wprowadzenie na rynek w ciągu kilku miesięcy 50 mln baryłek ropy z rezerwy strategicznej, która wynosi 600 mln baryłek. W ramach decyzji 32 mln baryłek zostaną pożyczone firmom, które oddadzą je w kolejnych latach, kiedy ceny ropy będą niższe, a pozostałe 18 mln zostanie uwolnione w wyniku przyspieszenia wcześniej autoryzowanej przez Kongres sprzedaży ropy naftowej.
Interwencja ma zostać przeprowadzona w koordynacji z innymi dużymi konsumentami surowców - z Chinami, Indiami, Japonią, Koreą Południową i Wielką Brytanią. Wielka Brytania ogłosiła, że sprzeda 1,5 mln baryłek, Indie mogą sprzedać 5 mln baryłek, a Chiny co najmniej 7,3 mln baryłek.
Wcześniej Joe Biden prosił kartel o zwiększenie produkcji, ale prośby te pozostały bez odpowiedzi. OPEC podkreśla, że pandemia jest wciąż dużym ryzykiem. W każdym momencie może dojść do spadku popytu na ropę. Dlatego kartel skłania się ku utrzymaniu w mocy swoich dotychczasowych planów.
Wielkość sprzedaży ropy z rezerw może wynieść około 70 mln baryłek. Tyle ropy zużywa się na świecie co około 16 godzin, skala przedsięwzięcia jest więc stosunkowo niewielka. Ciekawe jest natomiast to, że rezerwy strategiczne mają zostać wykorzystane do obniżki cen. W przeszłości uwolnione wolumeny miały raczej łagodzić przerwy w dostawach surowca.
Wzrost cen ropy wywołał drożyznę na stacjach. I tak na przykład za galon benzyny amerykański kierowca obecnie płaci 3,40 USD, o ponad 50 proc. więcej niż wiosną 2020 r. USA chciały wyjść naprzeciw oczekiwaniom konsumentów, doprowadzając do spadku cen paliw. Faktycznie, po ogłoszeniu 18 listopada planów amerykańskich władz, cena ropy Brent spadła z 85 do 78 dol. za baryłkę, ale nie na długo. Obecnie surowiec kosztuje 82,3 dol. za baryłkę.
OPEC+ planuje kolejne spotkanie 2 grudnia. Teraz rynek oczekuje na decyzje kartelu. OPEC+ ostrzegał, że uwalnianie rezerw nie ma uzasadnienia w obecnych warunkach rynkowych. Jak podaje Bloomberg, Damien Courvalin, szef analiz rynku energii w Goldman Sachs uważa, że działania podejmowane przez USA i kilka innych państw nie skłoni OPEC do zdecydowanego zwiększenia wydobycia. Tym bardziej, że uwolnione rezerwy są mniejsze niż zakładał rynek. Dlatego ostatecznie surowiec zaczął drożeć.
W podobnym tonie wypowiada się Caroline Bain, główna ekonomistka ds. surowców w Capital Economics. - Ten ruch nie jest wystarczająco duży, by w znaczący sposób obniżyć ceny, a może nawet przynieść odwrotny skutek, jeśli skłoni OPEC+ (w tym Rosję) do spowolnienia tempa zwiększania produkcji - uważa ekspertka.
Także Joseph McMonigle, sekretarz generalny Międzynarodowego Forum Energetycznego z siedzibą w Rijadzie, uważa, że ministrowie energetyki OPEC+ utrzymają swój obecny plan stopniowego zwiększania dostaw na rynek. Choć dodał, że "pewne nieprzewidziane czynniki zewnętrzne, takie jak uwolnienie rezerw strategicznych lub nowe blokady w Europie, mogą skłonić do ponownej oceny warunków rynkowych".
W lipcu kraje OPEC+ postanowiły o zwiększeniu od sierpnia wydobycia o 400 tys. baryłek dziennie. Produkcja ropy ma powrócić do poziomów sprzed pandemii koronawirusa na koniec przyszłego roku.
Monika Borkowska