Inwestycyjny boom w polskim handlu
W pierwszym półroczu tego roku w Polsce oddano do użytku najwięcej centrów handlowych w całej Unii. Pod względem liczby takich obiektów w budowie także jesteśmy numerem 1. Oprócz centrów budują się u nas setki hipermarketów, supermarketów, sieciowych dyskontów, sklepów osiedlowych oraz specjalistycznych. Główną siłą napędową jest wciąż rosnąca konsumpcja.
Najpierw kilka przykładów, które dobrze obrazują skalę obecnego boomu inwestycyjnego w polskim handlu:
1. Sieć sklepów dyskontowych Biedronka powiększy się w tym roku w Polsce o 200 nowych sklepów, na których budowę inwestor wyda 338 mln euro. W zeszłym roku powstało w Polsce 197 Biedronek. W następnych latach sieć chce inwestować na jeszcze większą skalę.
2. Tesco w bieżącym roku finansowym tej firmy (kończącym się w lutym 2012 r.) wyda w Polsce miliard złotych na inwestycje, z czego 2/3 na nowe sklepy (chce ich otworzyć w tym okresie 87, czyli dwa razy więcej niż rok wcześniej). W kolejnych latach chce utrzymać takie tempo inwestycyjne.
3. Sieć drogerii Rossmann otworzy w tym roku w Polsce około 100 nowych placówek. W najbliższych latach zamierza się powiększyć o kolejne 400 sklepów.
4. Aż 1950 osiedlowych minicentrów handlowych chce w ciągu 10 lat wybudować w Polsce firma Czerwona Torebka, której właścicielem jest Mariusz Świtalski, twórca sieci hurtowni spożywczych Eurocash (dziś największej w kraju) oraz sieci sklepów Żabka i Biedronka. Pierwsze obiekty już otwiera.
Według firmy CB Richard Ellis, w połowie bieżącego roku w Polsce w budowie było 21 centrów handlowych o łącznej powierzchni 712 tys. m.kw., co dało nam w tej kategorii pierwsze miejsce w UE (w całej Europie wyprzedziła nas tylko Rosja z 19 projektami o powierzchni 856 tys. m.kw. i Turcja z 26 centrami). W pierwszej połowie 2011 r. oddano w Polsce do użytku 12 nowych centrów handlowych i 2 rozbudowane, o łącznej powierzchni 250 tys. m.kw., co także w tej kategorii pozwoliło się nam uplasować na pierwszej pozycji we Wspólnocie. Analitycy Jones Lang LaSalle prognozują, że ta sytuacja powtórzy się w przyszłym roku - w 2012 r. wśród 27 unijnych państw najwięcej centrów handlowych przybędzie w Polsce.
Do tego inwestycyjnego boomu doprowadziły trzy czynniki: nieprzerwany wzrost konsumpcji, olbrzymie rozdrobnienie polskiego handlu i jego przyspieszona konsolidacja spowodowana silną ekspansją kilku dużych zagranicznych i krajowych graczy oraz słabość tzw. ulic handlowych w polskich miastach.
Tempo wzrostu konsumpcji gospodarstw domowych w Polsce należy do najwyższych w UE. W latach 2006-2007 sięgało 5 proc., a w 2008 r. doszło do 5,7 proc. W kryzysowym 2009 roku spadło do 2,1 proc., ale już w 2010 r. przyspieszyło, dochodząc do 3,2 proc. W tym roku ma być jeszcze szybsze. W pierwszym kwartale wyniosło 3,9 proc., a w drugim - 3,5 proc. Ekonomiści prognozują, że cały 2011 rok zakończy się takim samym wynikiem, jak drugi kwartał.
Ciekawa w tym kontekście jest lektura raportu firmy King Sturge "European Retail Property 2011", wskazującego, że w latach 2000-2010 sprzedaż detaliczna w Polsce zwiększyła się o 54 proc. i w UE tylko Rumunia, Bułgaria i Słowacja zanotowały w tym okresie wyższy wzrost. Analitycy King Sturge prognozują, że w latach 2011-2020 sprzedaż detaliczna w Polsce będzie rosnąć średnio o 5,1 proc. rocznie, a w UE wyprzedzą nas pod tym względem tylko kraje bałtyckie i Rumunia.
To w połączeniu z przyzwoitym wzrostem gospodarczym Polski i pozytywnymi prognozami dla polskiej gospodarki bardzo przyciąga dużych zagranicznych graczy do inwestowania w handel w naszym kraju. To widać nie tylko po inwestycjach w budowę sklepów i centrów handlowych, ale także po akwizycjach. W zeszłym roku Unibail Rodamco, największy w Europie operator centrów handlowych, kupił udziały w dwóch dużych warszawskich centrach handlowych (Arkadii i CH Wileńska). Wartość tej transakcji szacowano na 400 mln euro. Tyle samo miał zapłacić fundusz inwestycyjny Mid Europa za sieć Żabka, którą kupił w tym roku od czesko-słowackiej Penty.
Kolejnym czynnikiem zachęcającym dużych graczy do inwestowania w naszym kraju jest olbrzymie rozdrobnienie polskiego handlu (innymi słowy mała koncentracja rynku) oraz to, że nasz rynek jest wciąż dużo mniejszy niż kraje zachodnioeuropejskie nasycone dużymi nowoczesnymi sklepami sieciowymi (hipermarketami, supermarketami i dyskontami) oraz centrami handlowymi. Według danych GUS w Polsce jest ponad 370 tys. sklepów, z czego tylko niecałe 9 tys. to sklepy o powierzchni powyżej 400 m.kw. To rozdrobnienie najlepiej w widać w branży spożywczej. Firma badawcza AC Nielsen podaje, że w Polsce jest prawie 150 tys. sklepów sprzedających tzw. dobra szybko zbywalne: żywność, alkohol, papierosy, środki czystości, kosmetyki i drobne artykuły gospodarstwa domowego. Dla porównania Niemcy mają 53 tys. takich sklepów (tyle samo ma Hiszpania), Francja - 38 tys., a Wielka Brytania - 82 tys. To rozdrobnienie naszego handlu widać też dobrze w strukturze sprzedaży detalicznej takich towarów. Udział w rynku hipermarketów wynosi jedynie 15 proc., supermarketów (w tym dyskontów) - 32 proc., a sklepów małych (poniżej 400 mkw. powierzchni) - 53 proc. W krajach zachodnioeuropejskich (a także w Czechach i na Węgrzech) proporcje są odwrotne: rynkowy udział małych sklepów nie przekracza tam 26 proc. We Francji hipermarkety mają 55 proc. udziału w rynku, supermarkety - 41 proc., a sklepy małe tylko 4 proc. W Niemczech to 28 proc. - hipermarkety, 68 proc. - supermarkety i 4 proc. sklepy małe.
Przekłada się to na dużo większą niż u nas koncentrację rynku. Na Zachodzie w branży dóbr szybko zbywalnych udział w rynku trzech największych sieci handlowych sięga 90 proc., a w Polsce nie przekroczył jeszcze 30 proc. Od paru lat trwa jednak postępująca konsolidacja polskiego rynku. Pierwsza duża fala koncentracji zaczęła się jeszcze przed kryzysem. Do Polski ściągnęły niemal wszystkie liczące się sieci handlowe w Europie (w żadnym innym kraju europejskim nie działało ich tak dużo) i zaczęły na dużą skalę inwestować. Przede wszystkim w hipermarkety. Polscy sklepikarze odpowiedzieli na to, tworząc i szybko powiększając własne sieci. Budowali setki supermarketów. Przyczyniły się do tego walnie największe krajowe sieci hurtowni spożywczych, którym ekspansja dużych zagranicznych sieci handlowych zabierała klientów. Hurtownicy tworzyli więc własne sieci detaliczne (żeby zabezpieczyć sobie popyt), w dużej mierze na bazie franszyzy, skupiające supermarkety i mniejsze sklepy. Polscy sklepikarze chętnie do nich przystępowali, bo dzięki temu mieli tańsze zaopatrzenie i wsparcie marketingowe.
Falę konsolidacji i ekspansji zagranicznych sieci zahamował kryzys finansowy. Koniec 2008 r. stał u nas pod znakiem wstrzymywanych i zamrażanych inwestycji, głównie z powodu trudności z uzyskaniem kredytów na te przedsięwzięcia. Do dziś banki w Polsce stosują ostrzejsze kryteria przy kredytowaniu budowy centrów handlowych, zwiększając np. wymagany udział powierzchni objętej wstępnymi umowami najmu przed rozpoczęciem inwestycji. Mimo to już w zeszłym roku znów zaczęło tych inwestycji u nas przybywać, bo deweloperzy staranniej niż przed kryzysem przygotowywali się do nich i lepiej dobierali lokalizacje. To zaś ułatwiało im zdobywanie wystarczającej liczby wstępnych umów najmu.
Sieci handlowe w pierwszych miesiącach kryzysu także spowolniły swoją ekspansję na naszym rynku. Najszybciej otrząsnęły się z tego dyskonty, które - dzięki zwiększonej skłonności do szukania tańszych produktów - gwałtownie zwiększały obroty. Ich udział w naszym rynku sięga już 14 proc. (w 2008 r. miały tylko 11 proc.). Przychody Biedronki, największej sieci dyskontowej w Polsce, tylko w zeszłym roku wzrosły o prawie 20 proc., do 19,2 mld zł. To zachęciło ją do przyspieszenia ekspansji. W ślad za nią poszli kolejni: niemiecki Lidl (ma w Polsce 400 supermarketów dyskontowych, w tym roku chce otworzyć kolejnych 70), a także Tesco i Carrefour. Biedronka ma w Polsce 1800 sklepów, ale do 2015 r. chce mieć ich aż 3 tysiące. Tesco, którego sieć w naszym kraju liczy dziś niespełna 400 sklepów, chce ją zwiększyć w najbliższych latach do 600. Inwestuje, podobnie, jak Carrefour, już nie tylko w hipermarkety, ale także w supermarkety, a też mniejsze sklepy.
Polscy handlowcy odpowiadają na to dalszą konsolidacją. Według Andrzeja Falińskiego, dyrektora Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, już ponad połowa małych osiedlowych sklepów spożywczych, należących do rodzimych sklepikarzy, tworzy grupy zakupowe lub współpracuje z sieciami (głównie polskimi), podpisując z nimi umowy franczyzowe i partnerskie. Ryszard Tomaszewski, prezes polskiego oddziału Tesco, uważa, że rosnącą konkurencję na naszym rynku dóbr szybko zbywalnych wytrzymają najwyżej trzy duże tradycyjne sieci handlowe i dwie sieci dyskontowe. Na razie tych sieci jest u nas kilkanaście, ale polska grupa hurtowa Emperia wystawiła niedawno na sprzedaż sieci sklepów detalicznych. Mówi się też o możliwym wyjściu z Polski Grupy Metro.
Jak to wszystko przełoży się na udział w rynku hipermarketów i supermarketów? Analitycy AC Nielsen wskazują, że struktura polskiego rynku detalicznego dóbr szybko zbywalnych przypomina tę zachodnioeuropejską sprzed 30 lat. Zaczyna się ona zmieniać w taki sam sposób, jak to miało miejsce na Zachodzie. W Polsce ubywa co roku po kilka tysięcy sklepów spożywczych, a większość z tych zamykanych to sklepy najmniejsze, o powierzchni poniżej 100 m.kw. Takie sklepy jeszcze w 2003 r. miały 26-procentowy udział w polskim rynku. Do 2009 r. spadł on do 16 proc. Rynkowy udział supermarketów wzrósł w tym okresie z 17 do ponad 30 proc.
Może być jednak i tak, że wciąż będziemy mieć sporo małych sklepów spożywczych, z tą różnicą, że w większości będą one należeć do wielkich sieci. Na taki rozwój wydarzeń wskazuje chociażby rynkowy sukces sieci niewielkich sklepów osiedlowych Żabka czy to, że nawet największe sieci handlowe w Polsce inwestują teraz przede wszystkim w supermarkety i mniejsze placówki, a nie w hipermarkety.
Symptomem nadchodzących zmian są badania opinii wśród polskich detalistów. Według wrześniowych danych GUS, dotyczących koniunktury w handlu tylko duże firmy handlowe (zatrudniające co najmniej 250 osób) nie sygnalizują spadku sprzedaży. W ostatnim Barometrze Handlu pokazującym nastroje detalistów (badanie GfK Polonia) jedynie właściciele dużych sklepów z branży dóbr szybko zbywalnych pozytywnie oceniali swą sytuację i optymistycznie patrzyli w przyszłość.
Podobna sytuacja jest w innych gałęziach handlu, co wynika z ekspansji specjalistycznych sieci handlowych (dla przykładu Rossmann ma w Polsce już 600 drogerii, a budowlana Castorama - 55). A także centrów i parków handlowych, których w Polsce jest już niemal 400. Owe centra i parki zdominowane są przez sklepy sieciowe (w dużej mierze należące do dużych firm zagranicznych). Jak wskazują dane Polskiej Rady Centrów Handlowych, obroty tych obiektów w Polsce rosną. Między innymi dlatego, że Polacy chętniej kupują wiele artykułów (np. odzież i obuwie) w centrach handlowych niż poza nimi. Jak zapewnia Magdalena Zimna, dyrektor Działu Custom Research Trade w firmie GfK Polonia, Polacy polubili marki. Tymczasem sieci markowych sklepów, choćby odzieżowych, lokują się przede wszystkim w centrach handlowych. Poza tym centra są w Polsce dużo lepiej, bardziej profesjonalnie zorganizowane i zarządzane niż polskie ulice handlowe.
Zarządcy centrów handlowych zatrudniają dziesiątki specjalistów, których praca to zorganizowanie danego obiektu w taki sposób (chodzi m.in. o odpowiednie zlokalizowanie poszczególnych sklepów, odpowiedni dobór najemców, uzupełnienie oferty o rozrywkę i gastronomię), żeby przyciągały one możliwie dużo klientów. Tymczasem na polskich ulicach, na których lokale handlowo-usługowe należą do wielu właścicieli, nikt nie wykonuje analogicznej pracy. Rezultat? Ich oferta jest przypadkowa, chaotyczna, mało różnorodna, lokale handlowo-usługowe zajmują ci, którzy najwięcej zapłacą, co skutkuje np. tym, że wiele miejsc jest zdominowanych przez oddziały banków. To zaś zniechęca do robienia na tych ulicach zakupów.
Radosław Knap z Polskiej Rady Centrów Handlowych opowiada, że na Zachodzie samorządy powołują specjalnych koordynatorów do organizowania i zarządzania ulicami handlowymi. W tę rolę wchodzą tam także coraz częściej firmy, zajmujące się zarządzaniem obiektami handlowymi. Trwająca w Polsce koncentracja rynku może być dobrym momentem do przeprowadzenia takich zmian w Polsce.
Jacek Krzemiński
Śródtytuły od redakcji INTERIA.PL