Jak rozwiązać kryzys budżetowy?

Prawie 90 miliardów złotych według wyliczeń ministra Bauca może zabraknąć w przyszłorocznym budżecie. 88 miliardów złotych to tyle, co 1/3 zadłużenia zagranicznego Polski, 4-5 razy więcej niż roczne wydatki na polską armię i 40 razy więcej niż wydatki dużego miasta. Mimo, takiej groźby zapaści finansowej Polski - na razie nie widać odważnych, którzy podjęliby niepopularne decyzje.

Prawie 90 miliardów złotych według wyliczeń ministra Bauca może zabraknąć w przyszłorocznym budżecie. 88 miliardów złotych to tyle, co 1/3 zadłużenia zagranicznego Polski, 4-5 razy więcej niż roczne wydatki na polską armię i 40 razy więcej niż wydatki dużego miasta. Mimo, takiej groźby zapaści finansowej Polski - na razie nie widać odważnych, którzy podjęliby niepopularne decyzje.

Nikt nie chce tak mocniej zacisnąć pasa i zastosować rozwiązań ministra Bauca. Oficjalnie brzmi to tak: Komitety Ekonomiczny i Społeczny Rady Ministrów nie przyjęły założeń do budżetu na 2002 rok i nakazały ministrowi finansów dalszą pracę nad założeniami w porozumieniu z innymi ministrami - taką formułką zamknął to wczoraj wicepremier Steinhoff.

Ale oczywiście sprawa jest otwarta. Większość ministrów ma do jutra do wieczora czas na składanie pisemnych uwag. Dłuższy czas ma jedynie resort pracy i polityki społecznej, który może to zrobić do poniedziałku.

Reklama

Przypomnijmy: Projekt cięć ministra Bauca przewidywał między innymi zaoszczędzenie ponad miliarda 70 milionów złotych na zniesieniu ulg w transporcie publicznym. Lwia część tej kwoty to ulgi w przejazdach koleją. PKP jednak nawet nikt nie chce myśleć o likwidacji takich ulg. Gdyby je zlikwidować koleje utraciłyby wielu klientów, dla których zwykłe bilety byłyby po prostu za drogie. W tej sytuacji jak tłumaczył Grzegorz Uklejewski z PKP trzeba by stworzyć nowy system opłat: "Opłat, które akceptowane byłyby zarówno w codziennych dojazdach do pracy i do szkół, jak i też w podróżach okazjonalnych". A te opłaty musiałyby być niższe niż obecnie, co dla zadłużonych kolei byłoby ciosem, który dodatkowo nie przyniósłby pewnie żadnych oszczędności. Jeszcze gorzej byłoby z likwidacją ulg i darmowych przejazdów dla pracowników kolei i ich rodzin. Te są wynegocjowanymi w układach zbiorowych świadczeniami. Na ich likwidację nie zgodzą się więc związki zawodowe. Z ulg korzystają

też np. żołnierze. Jednak likwidację takich ulg trzeba byłoby ustalać z poszczególnymi resortami. Ministerstwo obrony woli nawet nie myśleć o czymś takim. Rzecznik MON Jerzy Smoliński powiedział, że dla armii byłby to prawdziwy cios: "Nie tylko dla oficerów, ale przede wszystkim dla żołnierzy służby zasadniczej, którzy biorąc pod uwagę, że otrzymują 90-100 złotych żołdu - musieliby pokrywać koszty dojazdu do domu". To wydaje się po prostu niewykonalne. Trudno też wyobrazić sobie odebranie ulg np. uczniom, a co do emerytów, rencistów i inwalidów, którzy też z ulg korzystają premier Jerzy Buzek powiedział wyraźnie: "Nie będzie cięć ich kosztem i koniec".

RMF FM
Dowiedz się więcej na temat: wydatki | kryzys
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »