Jak zbankrutowali nobliści
Fundusz LTCM (Long Term Capital Management) - utworzony przez czterech noblistów z dziedziny ekonomii - miał być łatwym sposobem na ogromne pieniądze. Ale rzeczywistość przerosła noblistów.
LTCM miał w sobie łączyć zupełnie nowe strategie i instrumenty finansowe. Ze względu na charakter funduszu (hedgingowy) nie podlegał on Komisji Bazylejskiej, co dawało mu dużą swobodę działania. Sekretarz skarbu USA nazwał wizję noblistów "ekonomią keczupu". Nie była to jego zdaniem prawdziwa ekonomia, ale dywagacje, "czy pełna butelka wina to to samo co dwie puste butelki".
Początek ich zaślepił
Kiedy Robert Merton, Myron Scholes, Salomon Brothers i John Meriwether zakładali LTCM, zainwestowali w niego wszystkie swoje pieniądze. Na początku odnieśli ogromny sukces - w 1995 roku fundusz osiągnął 63-procentową stopę zwrotu, w 1996 - ponad 50-procentową. Niestety kilka lat po otwarciu został zrujnowany przez... jego własne założenia, bez których nie osiągnąłby początkowego sukcesu.
Kruchym fundamentem okazało się błędne założenie doskonałej ciągłości rynku, która miała polegać na tym, że ceny zamknięcia i otwarcia są do siebie zbliżone. 19 października1997 roku realia dały znać o sobie. Index Dow Jones na otwarciu spadł o 8,9 proc., co zgodnie z założeniami nie powinno się zdarzyć. To, co miało być "niemożliwe", stało się realne.
Na czym polegli
Początkowo LTCM opierał się na strategii martyngału. Polega ona na tym, że w razie "przegranej" podwaja się stawkę. Prowadzi to w końcu do sytuacji, w której po kilku przegranych dochodzi wreszcie do wygranej, która przewyższa wcześniejsze przegrane. Zapomniano jednak, że w takiej strategii może dojść do wyczerpania się kapitału, zanim nastąpi wygrana.
Potem LTCM zaczął grać na rynku opcji, który uważany jest za dość ryzykowny. Stało się to przyczyną kolejnych kłopotów. Kiedy w 1997 roku nastąpił kryzys azjatycki, LTCM wkroczył na rynek opcji mimo wysokiej zmienności indeksów. Pierwsze straty pojawiły się już w 1998 roku, kiedy to fundusz stracił 312 milionów dolarów. W następnych miesiącach sytuacja jeszcze się pogorszyła. Nie przejęto się tym zbytnio, gdyż uważano to za niefundamentalną zmianę. Tym sposobem zbytnia pewność siebie kierujących LTCM doprowadziła do stopniowego upadku funduszu.
Pogrążyła ich Moskwa
Nokautującym ciosem dla LTCM stały się transakcje z Moskwą. Mimo znacznego ryzyka fundusz wykupił krótkoterminowe obligacje skarbowe oprocentowane na 40 proc. LTCM zabezpieczył się kontraktem forward. 17 sierpnia 1998 roku Rosja ogłosiła zawieszenie spłat zobowiązań i dewaluację rubla. Ogólny kryzys rosyjski doprowadził do masowego wycofywania się inwestorów z rynku. A fundusz w bardzo wysokim stopniu korzystał z kapitału pożyczonego, którego wielkość przekraczała 30-krotną kwotę aktywów powierzonych przez klientów.
Bolesne straty
Warto dodać, że na LTCM przejechały się niemal wszystkie instytucje finansowe świata: Goldman Sachs, JP Morgan, Meriill Lynch, Morgan Stanley, Credit Suisse ,UBS, Salomon Smith Barney, Deutsce Bank, Chase Manhatan, Societe General, Lehman Broters czy Paribas. Spłacenie zobowiązań funduszu kosztowało amerykańskich podatników i Fed aż 3,6 mld dolarów.
Nie ma złotego środka
Historia funduszu LTCM dostarcza kolejnych dowodów obalających tezę o istnieniu idealnych instytucji finansowych. Na rynku zawsze istnieje ryzyko i nawet najwięksi tego świata nie są w stanie, pomimo swego niewątpliwego geniuszu, pokonać "sił gospodarczej natury". Czy kiedykolwiek uda się komuś choć zbliżyć do finansowego ideału? Chyba nie, "teoria chaosu" pokazuje bowiem, że rynki są nieprzewidywalne i można jedynie prognozować potencjalne kierunki ich zmian, zgodnie z zasadą, że większość się myli.
MZ