Jedna trzecia w ubóstwie
Uczniowie z ubogich rodzin - od zerówki do III klasy szkoły podstawowej - będą mogli starać się o 50-170 zł dopłaty do podręczników. A za rok darmowe książki dla wszystkich pierwszoklasistów. Ministerstwo Edukacji ogłosiło właśnie projekt rozporządzenia. Czeka na podpis minister Katarzyny Hall.
Taki program to konieczność: według raportu Komisji Europejskiej aż 29 proc. polskich dzieci żyje w ubóstwie. Tylko jedna trzecia uczniów kupuje podręczniki. - Pozostali najczęściej nie mają ich wcale - mówi Piotr Marciszuk, prezes Polskiej Izby Książki. Wydawcy chwalą rząd za wsparcie dla najuboższych uczniów, ale przekonują: można ją zorganizować lepiej i pomagać skuteczniej.
Według rozporządzenia rodzice kupią podręczniki w księgarni, a zwrot części wydatków dostaną w szkole na podstawie paragonów. Gdyby rząd zamawiał podręczniki np. bezpośrednio u wydawców, mógłby negocjować rabaty i pominąć księgarskie marże. Książki byłyby tańsze.
Jeśli MEN nie poprawi systemu pomocy ubogim uczniom, już w 2009 r. będzie w kłopocie. Szefowa resortu edukacji obiecała, że z powodu totalnej reformy programowej rząd ufunduje książki dla wszystkich uczniów z pierwszych klas podstawówek i gimnazjów.
Kosztów nie oszacowała. Ale gdyby przyjąć, że komplet podręczników kosztuje tylko 200 zł, to państwo musiałoby przeznaczyć na ten cel około 160 mln! W dodatku premier zapowiedział w orędziu, że gimnazjaliści otrzymają darmowe laptopy - ten program ma kosztować 500 mln zł rocznie.
To przemyślana polityka edukacyjna czy wędka dla elektoratu? O tym, że inwestowanie w uczniów się opłaca - także politycznie - wiadomo od dawna. Tony Blair właśnie dzięki oświatowym obietnicom został premierem Wielkiej Brytanii. Z edukacyjnych obietnic główny motyw kampanii wyborczej uczynił też PiS (obiecywał m.in. tanie podręczniki, mniej liczne klasy, komputery w każdej szkole). PO nie zostaje w tyle.
Więcej w "Polsce"