Jest trzecia droga na kryzys!

Albo będziemy walczyć z kryzysem, albo utrzymywali dyscyplinę budżetową prowadzącą zdaniem koalicji - do euro, zdaniem opozycji do pogłębienia kryzysu. Zaciskanie pasa i budżetowe cięcia nie ożywią gospodarki. Taki był generalny ton debaty sejmowej (18.02) nad "Informacją rządu o zabezpieczeniu gospodarki i polskich obywateli przed skutkami narastającego kryzysu".

Trzecia droga na kryzys

Czy nie był fałszywy, czy diagnoza albo-albo nie przekreśla z góry rządowych apeli o to, aby - jak to ujął premier - razem chwycić się za ręce i razem przeciw kryzysowi stanąć. Spokojna refleksja na ten temat wydaje się tym bardziej konieczna, że rządowa argumentacja wobec propozycji i uwag opozycji nie była jednoznaczna. A zapewnienia ministra finansów: szukamy polskich rozwiązań na polskie problemy, nie wzruszyły nawet opozycyjnych patriotów.

Pos. Aleksandra Natalli-Świat (PiS) przekonywała, że niezbędne jest zwiększenie tegorocznego deficytu budżetowego o 7 mld zł (planowany - 18 mld zł). Najważniejszym celem polityki gospodarczej musi być podtrzymywanie wzrostu PKB. Dążenie do jak najszybszego wejścia do strefy euro - jej zdaniem - to utrudni.

Reklama

- Wpadlibyśmy wtedy w pułapkę zadłużenia i zaciągalibyśmy nowe długi, aby spłacić stare - ripostował minister finansów Jacek Rostowski. Polska nie stanie się drugą Argentyną, a rząd Donalda Tuska się nie zadłuży. Lekarstwem na kryzys jest, według niego, jak najszybsze przyjęcie euro. Zapewniał: - Jestem pragmatykiem, nie chcemy eksperymentować. - Ale właśnie eksperymentujemy, bo wszyscy naokoło robią inaczej - polemizował z ministrem pos. Marek Borowski. - Jest pan doktrynerem (...). Premier, w swoim kryzysowym expose, jak nazwała jego błyskotliwe przemówienie prasa, przekonywał:

- Nie ma dwóch szkół, zwiększyć deficyt, żeby inwestować, trzymać się twardo niskiego deficytu, żeby oszczędzać. Wiecie dlaczego? Bo naprawdę nie ma możliwości pożyczania dużych ilości pieniędzy. Po prostu nie ma.

W tym roku musimy pożyczyć 155 mld zł, a nasz dług jest drogi np. na obligacjach dwuletnich musimy dawać inwestorom 5,7 proc. zysku, a np. W. Brytania tylko 1,5 proc. Na świecie chętnie pożycza się największym i silnym.

Tak więc nie jest do końca jasne, czy nie chcemy, czy nie możemy zwiększyć deficytu. Możemy jednak - o co apelował premier - dać wyraźny sygnał, że idziemy w stronę euro, że Polska wokół tego zamierzenia jest zjednoczona. Jest to niezbędne w sytuacji, gdy rodzą się w UE decyzje, by wprowadzić europejski papier dłużny (euroobligacje).

- Europejski statek się chwieje na falach,

Będą wyrzucać najsłabszych - postraszył Donald Tusk. I po pewnym czasie dodał: - Jeśli na własne życzenie odwrócimy się od euro, to na własne życzenie za miesiąc czy dwa będziemy mieli kłopot ze sfinansowaniem deficytu, który niektórzy z was w dodatku chcą powiększyć. (Te 155 mld to tegoroczny deficyt i obsługa starych długów). Premier zwrócił się do posłów, by w sposób bardzo trzeźwy, a zarazem patriotyczny patrzyli na ten spór o przyszłość polskiej gospodarki, bo - jak to ujął - nie ma tak, że jest sześć dróg i każdy może wybrać swoją.

- Musi być jedna droga. My na fale nie mamy wpływu. Mamy wpływ na to, jak statek popłynie. Przestrzegał, że każda rada, która polega na tym, aby zdestabilizować rząd, kwestionować decyzje dotyczące waluty, strategiczne cele gospodarki (...) to nic innego niż siedzenie na dnie statku ze świdrem i wiercenie dziury. Fale są naprawdę wysokie, sytuacja jest naprawdę bardzo trudna. Konkluzja była taka: albo pomóżcie, albo nie przeszkadzajcie.

Spór o gospodarkę

Teza "o jednej drodze", na dodatek tak wymownie zilustrowana, nie kojarzy się jednak najlepiej. Mieliśmy w historii jedne jedyne - z jedynie słusznym ustrojem - drogi, które wiodły nas na manowce. Nie wydaje się więc zasadne, aby w imię tej jednej drogi, gromić z trybuny sejmowej - jak uczynił to minister finansów - posłankę opozycji, za to, że powołuje się na prof. Grzegorza Kołodkę, bądź co bądź wicepremiera i b. ministra finansów w III RP. Ciekawe, czy gromy spadłyby również na tego, kto powołałby się na komunikat Komisji Europejskiej (z 26 listopada ub. r.) zatytułowany "Europejski plan naprawy gospodarczej". Mowa w nim o "rozszerzeniu dyscypliny budżetowej ze strony państw członkowskich w wysokości 170 mld EUR (1,2 proc. unijnego PKB)...".

Nie chodzi o to czy deficyt zwiększać, czy nie, ale o to, by nie deprecjonować wyrazicieli innych niż rządowe, poglądów. Spór o przyszłość polskiej gospodarki toczył się "od zawsze", w sposób bardziej lub mniej jawny także w realnym socjalizmie, że wspomnę na przykład spory o sławne "bodźce ekonomiczne". Nie ma w tym nic złego, przeciwnie, spór sprzyja wypracowaniu optymalnych poglądów. Sądzę, że premier z tą swoją :jedną drogą" trochę się zapędził, zwłaszcza, że wcześniej namawiał w przemówieniu, aby przygotowując plan dla Polski na czas kryzysu, rozwiązywać problem po problemie i gorąco chwalił - wywołany kryzysem - autentyczny dialog pomiędzy pracodawcami i związkowcami.

Biorą w nim udział reprezentowane w Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych trzy największe centrale związkowe: "S", OPZZ i FZZ oraz cztery organizacje pracodawców: KPP, PKPP Lewiatan, BOC i ZRzP. Właśnie ten dialog dowodzi, że spór o kształt, czy przyszłość polskiej gospodarki, o deficyt czy euro nie musi przekreślać dobrych pomysłów i dogadywania się w konkretnych sprawach. Dialog doprowadził do racjonalnego projektu - nad którym już rząd pracuje - tzw. urlopów postojowych, częściowo płatnych także ze środków publicznych. Mimo braku zamówień nie zwalnia się ludzi, którzy za mniejsze wynagrodzenie czekają w firmie na robotę. - To pozwoli uchronić tysiące miejsc pracy dzięki temu, że my, związki zawodowe i pracodawcy, wszyscy gotowi jesteśmy do wyrzeczeń - podkreślił premier.

Bez stroszenia piór

Na posiedzeniu Trójstronnej Komisji (dalej: TK) lider "S" Janusz Śniadek przypomniał jak doszło do dwustronnych, autonomicznych rozmów związki - pracodawcy, które stanowią nową jakość w polskim dialogu społecznym.

- Partnerzy społeczni zaniepokojeni lawinowym narastaniem zjawisk kryzysowych i małą aktywnością rządu uznali za konieczne doprowadzenie do takich spotkań i rozmów.

Na pierwszym (2.02) uzgodniono priorytetowe obszary, które powinny być polem negocjacji: " utrzymanie miejsc pracy, " ochrona i stymulowanie popytu oraz " osłony socjalne. Na drugim spotkaniu (10.02) wyodrębniono te grupy zagadnień, co do których była wstępna zgoda związków i pracodawców na prowadzenie negocjacji. Dotyczą one: " lepszego i szybszego wykorzystania środków unijnych, " zwiększenia dostępu do kredytów bankowych, " przyspieszenia amortyzacji, " subsydiowania zatrudnienia, a także kilku kwestii z dziedziny prawa pracy: " bezrobocia tzw. częściowego bądź technicznego, " wprowadzenia 12-miesięcznego okresu rozliczeniowego, " uruchomienia zakładowego funduszu szkoleniowego, " pakietów socjalnych - jako źródła prawa pracy, " likwidacji wskaźnika wzrostu wynagrodzeń i ustawy "kominowej", " czasu pracy, w tym m. in. ruchomego czasu pracy dla pracownika wychowującego dziecko do lat sześciu, indywidualnych kont czasu pracy, zmian w rozliczeniu dobowym czasu pracy itp. oraz " umów na czas określony. Te wszystkie tematy trafiły (16 i 23.02) na posiedzenie zespołów problemowych TK, a rozmowy związkowców i pracodawców mają w efekcie doprowadzić do stworzenia wspólnej listy problemów i postulatów do negocjacji z rządem. Ustalono, że podejmowane tematy i nadzwyczajne rozwiązania mają dotyczyć wyłącznie zjawisk wynikających z kryzysu, niektóre z nich (ograniczające uprawnienia) będą przyjmowane na czas ściśle określony, a także delegowane do negocjacji układowych między pracodawcą, a związkami w danej firmie. Tak np. propozycje dotyczące czasu pracy będą możliwe do zastosowania tylko pod warunkiem wynegocjowania proponowanych rozwiązań na poziomie zakładu pracy.

- Z pracodawcami jedziemy na jednym wózku i myślę, że szybsza jest ta nić porozumienia właśnie w autonomicznych rozmowach, bez udziału władzy. Chociaż nie jest łatwo, strony, jak w każdym dialogu mają swoje interesy. Ogólnie jednak, podkreśla J. Śniadek, rozmowy oceniam jako bardzo rokujące.

- Jak patrzę na dziesięcioletnią historię TK, to z satysfakcją muszę powiedzieć, że chyba po raz pierwszy jest tak, że my - pracodawcy i oni - związkowcy autentycznie ze sobą rozmawiamy. Zagrożenie powoduje dużo większą odpowiedzialność partnerów, stąd też udało się wyodrębnić te trzy obszary i kilkanaście konkretnych propozycji do negocjacji - uważa Henryk Bochniarz, szefowa PKPP Lewiatan. I dodaje: - Może dlatego właśnie, że jesteśmy sami - nie ma tej trzeciej, rządowej, strony - wobec tego nie ma też powodów by stroszyć pióra i wygłaszać wielkie przemówienia, każdy, po prostu, mówi konkretnie.

Jej zdaniem najważniejsza kwestia to szukanie sposobów na to, aby za wszelką cenę utrzymać miejsca pracy. Każdy sposób na to, by nie tracić ludzi jest dobry. Zwolnienia to utrata kapitału, w którego przygotowanie i firmy i ludzie włożyli dużo wysiłku. - Ochrona miejsc pracy to jest ta wspólna troska. Zobaczymy czym skończą się te nasze rozmowy, ale sądzę, że jest duża szansa, że będziemy dążyć do tego samego, co jest dla TK zupełnie wyjątkowe.

- Przewodniczący Komisji, wicepremier Waldemar Pawlak jest zdania, że pierwsze efekty dwustronnych rozmów świadczą o bardzo konstruktywnym podejściu obu stron do najtrudniejszych problemów. - Dlatego ważne jest, abyśmy wykorzystali ten dorobek w bardzo szerokim zakresie także w pracach rządu - podkreśla w rozmowie z "NŻG".

- Czy rozmowy dwustronne mogą doprowadzić do szerszej umowy społecznej? - Być może, bo w Polsce jest także ciekawe zjawisko, że w sytuacjach dramatycznych i wyjątkowych potrafimy zdobyć się na rzeczy wielkie. Najgorzej nam idzie praca w czasach unormowanych i spokojnych.

A do tych, daleko. Może właśnie rozmowy, porozumienia w ważnych dla obywateli i pracowników sprawach, a w efekcie - umowa społeczna, o którą dopominali się posłowie, jest tą "trzecią drogą" na kryzys.

Irena Dryll

Polityka zaciskania pasa i cięć budżetowych w żaden sposób nie tylko nie zapobiega kryzysowi, ale naszym zdaniem jest czynnikiem pogłębiającym ten kryzys. Domagamy się od rządu koniecznych antykryzysowych działań polegających przede wszystkim na utrzymaniu poziomu zatrudnienia poprzez stymulowana pomoc dla firm i pracowników " utrzymania popytu wewnętrznego poprzez ochronę poziomu wynagrodzeń i przyspieszenie wykorzystania funduszy unijnych, " opracowania systemu pomocy dla najuboższych i najbardziej poszkodowanych w wyniku kryzysu, " odbudowie zaufania i solidarności. (...) Aby przeciwdziałać kryzysowi konieczne jest solidarne współdziałanie pracodawcy i pracownika, wsparte aktywnymi działaniami rządu. Nie godzimy się na wykorzystanie kryzysu do działań antypracowniczych. Solidarność jest kluczem do rozwiązania naszej trudnej sytuacji (...)

Janusz Śniadek, przewodniczący NSZZ "S" na konferencji prasowej (18.02) rozpoczynającej ogólnopolską kampanie społeczną pod hasłem "Solidarność na kryzys"

Nowe Życie Gospodarcze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »