Kasjerka zbierała wyrzucone paragony, ukradła 320 tys. euro. Zapadł wyrok
Wielu z nas postrzega paragony jako zbędne świstki papieru, które po zapłaceniu możemy bez obaw zostawić przy kasie w sklepie, ewentualnie wyrzucić do pobliskiego kosza. Okazuje się, że takie myślenie może otwierać nieuczciwym sprzedawcom drogę do wyłudzeń. We wtorek Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał wyrok w sprawie dotyczącej polskiej kasjerki. Sąd odpowiedział na pytanie, kto ponosi odpowiedzialność w sytuacji, gdy pracownicy wystawiają fałszywe faktury na dane spółki - pracownik czy pracodawca.
- Paragon porzucony w sklepie może posłużyć sprzedawcy do fikcyjnych zwrotów lub wystawiania fałszywych faktur.
- Nie ma konieczności zabierać paragon po zakupach, ale klient robi to na własną odpowiedzialność.
- Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał właśnie wyrok w sprawie kasjerki, która przez 4 lata na podstawie porzuconych paragonów sporządzała fałszywe faktury.
Media wielokrotnie ostrzegały o konsekwencjach, jakie niesie ze sobą zostawianie paragonów po dokonanych płatnościach. Przykładowo, pewna kobieta z Żyrardowa zbierała porzucone przez klientów rachunki i robiła na nie zwroty. Gdy miała pewność, że nie jest obserwowana, wypłacała sobie gotówkę z kasy. Ostatni wyrok TSUE dotyczy jeszcze poważniejszej sytuacji, w której pracownicy posługując się danymi firmy szefa, dokonywali oszustw, a skarbówka żądała VAT od nieświadomego przedsiębiorcy.
Sąd Unii Europejskiej rozpatrywał sprawę przekazaną przez Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie. Jak podaje serwis infor.pl, do warszawskiego urzędu wpłynęła sprawa dotycząca fałszywych faktur na jednej z polskich stacji benzynowych. Pracująca tam kobieta miała wystawiać faktury nieodzwierciedlające rzeczywistych transakcji sprzedaży towarów. Proceder trwał od stycznia 2010 r. do kwietnia 2014 r.
Pracownica spółki z siedzibą w naszym kraju, prowadzącej stację paliw, wystawiła niezgodnie z prawem 1679 faktur. Jak podaje Business Insider, oszustwo polegało na tym, że kobieta wraz z współpracownikami zbierała paragony wyrzucane przez kierowców tankujących paliwo. Później wymieniała je na faktury, z których można było odliczać VAT. - Firmy, z którymi kierowniczka się dogadała, nie wpłaciły jednak podatku, a żądały zwrotu VAT od fiskusa - podkreśla serwis. Łączna wartość "lewych" faktur miała wynieść ok. 320 tys. euro.
Należy mieć na uwadze, że pracownica wykorzystała dane swojego pracodawcy bez jego wiedzy i zgody. Faktury stanowiące oszustwo nie zostały ujęte w deklaracjach podatkowych spółki i wykorzystano je do uzyskania nienależnego zwrotu podatku przez adresatów tych faktur. Spór toczył się o to, kto powinien zapłacić VAT z wystawionych rachunków.
Jak podaje infor.pl, organ podatkowy stał na stanowisku, że działania stanowiące oszustwo były możliwe ze względu na brak nadzoru i odpowiedniej organizacji u pracodawcy. NSA chciał ustalić, kto jest zobowiązany do zapłaty podatku: spółka, której dane zostały wykorzystane niezgodnie z prawem, czy pracownica, która posłużyła się tymi danymi do popełnienia oszustwa.
TSUE orzekł, że to pracownica jest zobowiązana do zapłacenia podatku, bo "VAT nie może być należny od widniejącego na fakturze wystawcy fałszywej faktury, jeżeli działa on w dobrej wierze, a organ podatkowy zna tożsamość osoby, która rzeczywiście wystawiła tę fakturę". Teraz polski sąd ma dokonać oceny, czy pracodawca wykazał się należytą starannością wymaganą w celu kontrolowania działań swego pracownika.