Kiedy będzie lepiej? - oby nie było gorzej

Niniejszym dementuje się informację, jakoby w noc wigilijną zwierzęta mówiły ludzkim głosem. Ponad wszelką wątpliwość ustalono, że nic nie mówią.

Niniejszym dementuje się informację, jakoby w noc wigilijną zwierzęta mówiły ludzkim głosem. Ponad wszelką wątpliwość ustalono, że nic nie mówią.

Bo w innym przypadku moje dwa psy, które podczas naszej nieobecności w domu w noc wigilijną, nieobecności spowodowanej uczestniczeniem w Pasterce, wlazły do garażu, gdzie spożyły: kostkę masła, całą upieczoną gęś przygotowaną na świąteczny obiad i zapas swojej zupy na trzy dni, coś by powiedziały. Po nich nawet było widać, że są niebywale przeżarte i kiepsko się czują - ale milczały jak zaklęte. Tak więc zwierzęta, nawet w wigilię, nic nie mówią. Ale co tu się dziwić zwierzętom gdy mówienie ludzkim głosem sprawia spore trudności wielu politykom.

Reklama

Święta, święta - i po świętach, ale i... przed świętami. Zrobiliśmy sobie tylko małą przerwę. Zresztą nie wszyscy. Niegdyś mówiło się, że tak około 19 grudnia można Polskę zamknąć na kłódkę czy skobel, bo i tak nikt o niczym innym nie myśli jak tylko o świętach. Ale wtedy zdobycie dzwonka wigilijnego śledzika czy karpia, świątecznej szyneczki, wymagało długich i uporczywych zabiegów. Dzisiaj, gdy śledzików, karpi czy szyneczek u nas dostatek i wszystko można dostać od ręki - niewiele się zmieniło. Mimo zmiany ustrojowej, wolnego rynku, itp. itd... dalej w okresie przed i poświątecznym (a raczej międzyświątecznym) nic załatwić się nie da. Świętujemy.

Okres świąteczny, kończącego się roku, powoduje złagodzenie spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość, ale jednak nie sposób zamknąć oczu zupełnie. Zamierający wzrost gospodarczy, spadek produkcji przemysłowej, zanik popytu - obniżki cen przemysłowych - bankructwa przedsiębiorstw, spadek nakładów inwestycyjnych, zapaść w budownictwie, a przede wszystkim lawinowo rosnące bezrobocie (liczba bezrobotnych przekroczyła już 3 mln) i zwiększające się realne obciążenia podatkowe tych, którzy tę pracę jeszcze mają - nie tworzą idyllicznego obrazu końca Anno Domini 2001.

Świat, rzeczywistość, nie są takie, jakie są, ale są takie, jakimi je widzimy - to stara prawda. A sytuacja, kiedy mamy nieodparte wrażenie, że jesteśmy w sytuacji pacjenta, któremu co chwilę ordynuje się nowy lek, i to coraz paskudniejszy, mimo to czujemy się coraz gorzej, tylko lekarz kwitnie - nie jest chyba normalna. Technika, a może precyzyjniej socjotechnika, duszenia delikwenta dla jego własnego dobra jest stara jak świat, a w zadziwiający sposób wciąż aktualna. Oczywiście konieczne jest jeszcze okazywanie należnego współczucia podczas tego duszenia: o jak ci gały na wierzch wyszły - i zwiększa się siłę nacisku na szyję; ale sczerwieniałeś, och robisz się całkiem buraczkowy - i dociskana jest krtań; a ta żyła na skroni, tak nabrzmiała, chyba zaraz ci pęknie. I wtedy... Wtedy ucisk jest zwalniany, bo przecież nie chodzi o to by ofiarę udusić, a jedynie poddusić.

Czy możemy się więc dziwić i nie wykazywać zrozumienia dla dosyć powszechnie słyszanego na ulicach zdania: ech dzisiaj te święta, Sylwester, to już tak nie cieszą. I to nie tylko dlatego, że z każdym rokiem jesteśmy starsi i jest nas mniej (już trzeci rok z rzędu liczba naszych współmieszkańców, zmniejsza się). Kluczowe jest tu poczucie bezpieczeństwa, a raczej jego brak. Brak pewności pracy, ciągłości dochodów, bezpieczeństwa socjalnego - to wszystko powoduje pogarszanie nastrojów. Oglądanie otaczającego nas świata, pogarszających się obszarów biedy, również nie wpływa na wzrost optymizmu. Stąd coraz liczniejsi, z rozrzewnieniem, wspominają czasy, gdy chociaż jako społeczeństwo z pewnością byliśmy znacznie biedniejsi, właśnie bezpieczeństwo zaspokojenia podstawowych potrzeb było nieporównywalne. Takie resentymenty prowadzą jednak donikąd. Świat jest inny, "to se ne wrati", i trzeba się z nim wziąć za bary. A ponieważ jest tak źle, to chyba może być już tylko lepiej.

W każdym razie ten rok, dla koniunktury, ożywienia gospodarczego, wydaje się bezpowrotnie stracony. Pozostaje nam jedynie wiara w to, że nie będzie gorzej. Tym bardziej, że nawet założony przez Ministerstwo Finansów (po wszystkich korektach) wzrost PKB na poziomie 1,2 proc. wydaje się mało realny po słabych wynikach ostatnich miesięcy. Wszystkie dane makroekonomiczne straszą swoją wymową. I oby nie było tak, jak ze starego dowcipu o przemówieniu towarzysza Wiesława, czyli Władysława Gomółki, który - jak mówi anegdota - był łaskaw rzec: Rok temu byliśmy na krawędzi przepaści, a dzisiaj zrobiliśmy ogromny krok naprzód.

Zaciskanie pasa: Nadmierne zaciskanie pasa zawsze jest dolegliwe, ale jednak nie dla wszystkich równie dolegliwe. Nieprawdaż?

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: świat | święta | zwierzęta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »