Kiedyś produkowali tu ekskluzywne meble, teraz fabryka świeci pustkami. "Przykro było patrzeć"
Choć Pomorska Fabryka Mebli w Nowem, niewielkim mieście w woj. kujawsko-pomorskim, jeszcze niedawno była miejscem pracy dla około tysiąca osób, to teraz jej hale świecą pustkami. Wszystko przez kryzysy wywołane pandemią oraz wojną w Ukrainie. To ogromny problem dla kilku tysięcy mieszkańców, bowiem skutki zamknięcia zakładu odczuli nie tylko jego pracownicy, lecz również okoliczne firmy.
O Pomorskiej Fabryce Mebli w Nowem media rozpisywały się w ubiegłym roku. Podkreślano wówczas, że upadek zakładu, który działał na polskim rynku od trzech dekad, jest odzwierciedleniem kryzysu w branży meblarskiej. Pomorska Fabryka Mebli w Nowem była częścią grupy Klose, w skład której wchodziła też Fabryka Mebli w Czersku i Gościninie. Teraz Onet przyjrzał się temu, jak zamknięcie fabryki mebli wpłynęło na los liczącego około 5,5 tys. mieszkańców miasteczka.
- Panie, tu kiedyś pracowało ponad tysiąc ludzi. (...) Przykro było patrzeć, jak zakład popada w ruinę. W pandemii jeszcze dawaliśmy radę. Ale później wybuchła wojna, a my braliśmy trochę surowca z Ukrainy - powiedział w rozmowie z serwisem pan Marek, który przez niemal 40 lat pracował w zamkniętym już zakładzie. - Pod koniec to już pracowało u nas jakoś z 200 osób. Były problemy z wypłatą pensji na czas - dodał.
Z informacji przekazanych przez branżowy portal drewno.pl wynika, że pod koniec 2022 r. w Pomorskiej Fabryce Mebli w Nowem rozpoczęto restrukturyzację, a pół roku później podjęto decyzję o wstrzymaniu produkcji we wszystkich trzech fabrykach.
Zdaniem osób, z którymi rozmawiał Onet, to właśnie wtedy zaczęły się problemy z wypłatami pensji, które trwają do dzisiaj. Pracownicy fabryki nadal czekają na wypłaty zaległych wynagrodzeń. Podobno mają one zostać wypłacone w najbliższych miesiącach z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
Zamknięcie fabryki odczuli nie tylko pracownicy, lecz także inni mieszkańcy. Prowadząca położony w okolicy zakładu sklep spożywczy pani Bogumiła przyznała, że sporą część jej klientów stanowili właśnie pracownicy fabryki mebli. - Jak zamknęli ten zakład, moje obroty spadły tak o 30 proc. - przyznała.
Zdaniem burmistrza Zbigniewa Lorkowskiego upadek fabryki był "bolesnym wydarzeniem dla wszystkich". - Tylko część pracowników mogła ubiegać się o emeryturę. Recesja w meblarstwie spowodowała, że bezrobotnym trudno było znaleźć pracę w tym sektorze - przyznał włodarz cytowany przez Onet.