Kino na żądanie

Od swojego zarania kino rozdarte jest pomiędzy sztuką a rozrywką, misją a biznesem, Europą a Stanami Zjednoczonymi. Podstawowy dylemat powraca każdorazowo na styku filmu z nowym medium.

Tak było z telewizją, kiedy w latach osiemdziesiątych po jej upowszechnieniu wielu twórców filmowych wieszczyło śmierć tej najmłodszej ze sztuk, tak samo jest i dziś kiedy kino spotyka się z internetem. Czy nowe technologie oparte na sieciowym przekazie na życzenie wieszczą koniec kina?

Kino zawsze do tłumów się kierowało i od nastrojów "mas" było zależne. Wymagająca wielkich nakładów pieniężnych dziedzina szybko sama stała się lukratywnym biznesem. Ekonomiczny potencjał kina rozwinęli Amerykanie, już w pierwszej dekadzie XX wieku tworząc system produkcji i dystrybucji filmowej.

Reklama

Gdy we Francji magik kina Méličs sam reżyserował, produkował, robił scenografię, projektował kostiumy, kręcił i występował w swoich filmowych feeriach, w Stanach Zjednoczonych powstawały zręby wielkich studiów filmowych i systemu gwiazdorskiego.

Wielka produkcyjna piątka - Fox (później 20th Century Fox), Loew Incorporated (później Metro-Goldwyn-Mayer), Paramount Pictures, RKOWarner Bros. na początku lat dwudziestych na dobre osiedliła się w Hollywood, gdzie wiecznie świecące słońce sprzyjało wielkim pieniądzom. Posiadający sieci kin w całym kraju, najlepszych reżyserów i najpiękniejsze aktorki producenci zawładnęli umysłami i duszami widzów urzeczonych świetlistą projekcją w ciemnym pokoju. Być może taka sytuacja trwałaby i do dziś, gdyby nie pojawiły się inne medialne pokusy.

Pozycja kina radykalnie straciła po rozpowszechnieniu się telewizji, która zagwarantowała każdemu szczęśliwemu posiadaczowi odbiornika komfort domowego zacisza i pozór władzy w postaci zdalnie sterującego rozrywką pilota.

Filozofia "jednego dla wszystkich" zastąpiła kinowy przymus wszystkich dla jednego. Kolejne udogodnienia w postaci poszerzenia i specjalizacji oferty programowej, satelitarnego sygnału, a później kina domowego i dużo większych monitorów pokazujących obrazy w wysokiej rozdzielczości jeszcze bardziej utrudniły sytuację kina w walce o widzów.

To, co jeszcze w latach dziewięćdziesiątych wydawało się fałszywymi proroctwami, już na początku nowego millenium stało się faktem. Dzięki kombinacji cyfrowej telewizji z siecią internetową możliwe stało się spełnienie marzenia każdego leniwego kinomana, czyli kino na żądanie.

Popularnie zwane VoD, czyli Video on Demand, to nic innego tylko filmy i programy wedle życzenia użytkownika za jedyne 30 dolarów. Przez 24 godziny na dobę możesz filmy pauzować, przewijać i oglądać powtórnie razem z całą rodziną i przyjaciółmi. W porównaniu do weekendowego wypadu do kina zmniejsza to średni wydatek o co najmniej połowę. Dodając do tego wspomniany wyżej współczynnik intymności i luksus stuprocentowej kontroli widza uzbrojonego w PVR (Personal Video Recorder), czyli cyfrową nagrywarkę z dyskiem twardym, VoD stanowi współcześnie największe zagrożenie dla klasycznej projekcji.

Przynajmniej tak uważają szefowie sieci kin, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie zagrozili studiom filmowym, że przy pierwszej próbie udostępnienia hitów kinowych sieciom VoD zbojkotują ich produkcje. Póki co, pomimo iż w samej Europie funkcjonuje ponad 700 serwisów VoD, utrzymane są standardy dystrybucji filmowej z klauzulą siedmiu tygodni opóźnienia wydania DVD w stosunku do premiery kinowej i miesiąca wobec internetowej publikacji filmu.

Wydaje się jednak, że w dobie pokolenia Youtube egalitarna filozofia internetu, promująca hasło "Wszystko dla wszystkich" nie ominie także i kina, które będzie zmuszone śmielej wkroczyć w świat wirtualnej dystrybucji produkcji audiowizualnej, aby pozyskać coraz młodszych widzów, coraz rzadziej odchodzących od ekranów komputera i telewizji HD.

Nie dziwi więc fakt, że największe tuzy amerykańskiego kina, jak Warner Brothers, Disney, czy 20th Century Fox przymierzają się do wejścia na rynek kina na żądanie. Tajemnicą pozostaje, kto pierwszy wykona ten ruch. Należy także zadać sobie pytanie, kto więcej straci w sytuacji, gdy w dniu premiery film będzie można zobaczyć w kinie i/lub na ekranie swojego monitora - kino, czy kiniarze?

Michał Mądracki

Private Banking
Dowiedz się więcej na temat: zadania | filmy | video | kino
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »