Klęska negocjacji ws. budżetu na 2011 rok
Fiasko nocnych rokowań w Brukseli na temat budżetu w przyszłym roku zagraża Polsce. Po pierwsze, opóźnieniem wypłat unijnych funduszy na budowę dróg czy oczyszczalni ścieków. Po drugie, paraliżem podobnych inwestycji. Możliwe, że z krajowego budżetu trzeba będzie pokryć unijne dotacje dla rolników.
Można powiedzieć, że polska biegnie na unijnych sterydach. Gdy tych sterydów zabraknie, będzie problem - uważa ekonomista Krzysztof Rybiński. Za brak unijnego budżetu Polska zapłaci jeszcze wolniejszym niż w tej chwili wzrostem gospodarczym. Po nocnym fiasku negocjacji budżetowych w Brukseli zagrożone jest finansowanie unijnych inwestycji w naszym kraju.
Skutki nieuchwalonego budżetu odczujemy na własnej skórze już za miesiąc. Na kilka miesięcy możemy także zapomnieć o większych pieniądzach z Brukseli. Będą na tym samym poziomie, co w tym roku. To i tak dużo gotówki, ale wszelkie plany inwestycyjne, zakładające większe pieniądze, wzięły w łeb i można je wyrzucić do kosza.
- Polska nie miałaby takiego wzrostu, jaki ma teraz, jaki będzie miała w przyszłym roku, gdyby nie środki unijne. Drogi, stadiony, mosty - to tworzy miejsca pracy, to zwiększa inwestycje - wyjaśniał Krzysztof Rybiński w rozmowie z reporterem RMF FM Krzysztofem Berendą.
Ponadto do marca wypłaty z Unii będą przekazywane w równych, comiesięcznych ratach. Na niektóre inwestycje może chwilowo zabraknąć pieniędzy i to rząd lub samorządy będą musiały założyć za Brukselę. Skąd jednak wziąć fundusze z dziurawych już budżetów? Czeka nas zatem ogromny chaos i liczenie - jak z pustego przelać w próżne.
Na pewno nocne wydarzenia odbiją się na rynkach finansowych i osłabią euro. Z jednej strony chwieje się euroland. Zagrożone efektem domina są Portugalia i Hiszpania. Państwa strefy euro gotowe są wspierać ze specjalnego funduszu kryzysowego Irlandię, która takiej pomocy na razie nie chce.
Z drugiej strony kraje, które wpłacają najwięcej do budżetu, chcą, aby zaciskanie pasa dotyczyło nie tylko budżetów krajowych, ale i budżetu unijnego. Londyn, aby pokazać, że dba o portfele swoich obywateli, forsował trudne do przyjęcia stanowisko. I doprowadził w nocy do fiaska rokowań o przyszłorocznym unijnym budżecie.
Do tego dochodzi jeszcze jedna płaszczyzna - walka o władzę między instytucjami: Radą Unii a Parlamentem Europejskim. Europarlament chciał w tych negocjacjach uzyskać gwarancje wpływu na ustalanie wieloletniego budżetu Unii. A na to nie było zgody państw członkowskich.
- Ogólne wrażenie nie jest dobre. Niestety obawiam się, że to tylko początek długotrwałego kryzysu - podsumował szwedzki eurodeputowany, Goran Farm. Unia się kłóci i niewiele robi sobie z tego, że odbije się to na kieszeni zwykłych obywateli.
Katarzyna Szymańska-Borginon
Krzysztof Berenda
Inflacja, bezrobocie, PKB - zobacz dane z Polski i ze świata w Biznes INTERIA.PL
- - - - -
Na braku nowego unijnego budżetu stracimy 5,5 miliarda złotych. Do takich wyliczeń Ministerstwa Finansów dotarł reporter RMF FM Krzysztof Berenda. W nocy porażką zakończyły się rozmowy w sprawie europejskiego budżetu na przyszły rok.
Jeżeli nie uda się uchwalić nowego budżetu Unii Europejskiej i pozostaniemy przy starym, to najwięcej stracimy w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego - prawie cztery miliardy złotych. Pieniądze z tego funduszu trafiają głównie do regionów, do małych i średnich polskich firm.
Ponad miliard złotych stracimy także w ramach Funduszu Spójności, który współfinansuje największe inwestycje, na przykład drogi. To te pieniądze mają największy wpływ na rozwój polskiej gospodarki.
W ministerialnym piśmie urzędnicy resortu finansów twierdzą także, że bardzo prawdopodobne jest, że fiasko rozmów w sprawie unijnego budżetu spowoduje konieczność większego zadłużania się budżetu państwa.
- Poradzimy sobie bez pieniędzy z Brukseli - deklaruje Donald Tusk. Z powodu nieuchwalenia unijnego budżetu na przyszły rok nie dostaniemy 5,5 miliarda złotych. Premier uspokaja jednak, że "jeszcze piłka w grze" i że wciąż jest jeszcze szansa na porozumienie na grudniowym szczycie Unii. Według Tuska, mamy atut w postaci weta.
Na najbliższym szczycie możemy więc zablokować coś, na czym bardzo zależy Brytyjczykom, bo to właśnie oni blokują teraz przyjęcie budżetu.
- My będziemy też stosowali i używali narzędzia, jakie daje nam Traktat (z Lizbony - RMF FM ), jeśli będzie taka potrzeba nawet na najbliższej Radzie Europejskiej - mówił Tusk na konferencji prasowej, podsumowującej trzylecie rządu.
Premier nie sprecyzował dokładnie, co możemy wetować. Od razu jednak dodał, że liczy na to, iż Brytyjczycy przestaną być hamulcowym Europy. Gdyby jednak tak się nie stało i gdyby drugie podejście do uchwalenia unijnego budżetu się nie powiodło, to podobno i tak sobie poradzimy.
W najgorszym przypadku będziemy wspomagać inwestycje polskimi pieniędzmi. Skąd je weźmiemy? Na to pytanie na razie odpowiedzi brak.