Kochalski, RPP: Inflacja jest pod kontrolą
- Inflacja jest pod kontrolą. Jeśli podwyższalibyśmy dalej stopy, zwiększylibyśmy prawdopodobieństwo zduszenia gospodarki – mówi w rozmowie z Interią Biznes Cezary Kochalski, członek RPP. Pytany o ewentualne obniżki stóp procentowych, stwierdził, że obecnie temat ten stracił „mocno na aktualności”. - Dywagacje na temat obniżek stóp są niepotrzebne. Dziwne by było, gdybyśmy teraz się zastanawiali nad obniżkami stóp w sytuacji, kiedy widzimy wyższą ścieżkę inflacji – dodaje.
- Wszystkie banki centralne, wyraźnie wskazują, również EBC, że schodzenie z inflacją do celu musi się odbywać stopniowo. Niczego nowego nie proponujemy, nie eksperymentujemy. Moim zdaniem warto zaakceptować tempo wolniejsze - mówi Interii Biznes członek RPP Cezary Kochalski.
- Scenariusz bazowy jest taki, że czeka nas duże wyhamowanie wzrostu w 2023 r.
- Recesja w sensie ekonomicznym prawdopodobnie nie wystąpi. - Musimy się jednak przygotować na dyskusję o bardzo głębokim załamaniu - zauważa Kochalski.
- - Mówimy że to przerwa w podwyżkach, nie ich zatrzymanie. Czy mamy determinację w walce z inflacją? - Tak, mamy - podkreśla Kochalski.
- Nam wszystkim powinno zależeć na tym, aby nie powstawało w jakimkolwiek formacie wrażenie, że ostateczna decyzja rady nie jest decyzją optymalną, merytoryczną (...) i podjętą bez jakichkolwiek uchybień - ostrzega Kochalski.
- Nie twierdzę, że nie można poprawiać, doskonalić zasady funkcjonowania każdego kolegium, instytucji, ale wystarczy nie formułować alternatywnych komunikatów, wystarczy nie mówić że inflacja nie jest pod kontrolą. Wystarczy żeby wszyscy członkowie zachowywaliby się zgodnie z dobrymi praktykami i nie byłoby problemu - mówi Kochalski.
- Rynki finansowe zaczynają wierzyć w to coraz bardziej, że inflacja u nas może spadać. W związku z tym budują przekonanie, że (...) prawdopodobieństwo podwyżek stóp będzie malało co się przełoży i już przekłada na rentowność obligacji - ocenia członek RPP.
Bartosz Bednarz, Interia Biznes: RPP zrobiła wszystko co należało w walce z inflacją?
Cezary Kochalski, RPP: - Rozpoczęliśmy podwyżki stóp procentowych relatywnie wcześniej niż inne banki centralne. Nie mieliśmy jeszcze tej skali zacieśnienia polityki pieniężnej w Polsce. Podwyższyliśmy bardzo wyraźnie stopy procentowe, rosły one 11 razy z rzędu. Przez ten cały rok w zasadzie nie było wśród członków RPP wątpliwości, że powinniśmy to czynić. Jeśli były jakieś różnice, to one dotyczyły skali, czyli o ile podwyższać, a nie czy podwyższać.
Może trzeba było zrobić więcej? Inflacja cały czas rośnie.
- Na ostatnich dwóch posiedzeniach przyjęliśmy stanowisko "wait and see". Rada jest czasami krytykowana za to, tutaj różne sformułowania moglibyśmy podać: że nie walczymy z inflacją, że "wywiesiliśmy białą flagę". Ale my mamy możliwie precyzyjnie policzony wpływ dotychczasowych podwyżek na inflację. I wbrew temu, co czasami się mówi, on jest już znaczący. Oczywiście mówimy o wpływie na komponent popytowy inflacji, który stanowi około 1/3 całej inflacji konsumenckiej. Wedle naszych modeli ekonometrycznych dzięki dotychczasowym podwyżkom, w przyszłym roku inflacja będzie niższa o około 3 pkt proc., a w 2024 r. nawet więcej. Widzimy że dotychczasowe podwyżki działają. Cały czas z uporem to podkreślam, że w horyzoncie oddziaływania polityki pieniężnej widzimy inflację w celu. Dlatego uważam, że rada zrobiła to, co powinna zrobić.
O tym wywieszaniu białej flagi to i część członków RPP mówi.
- To jest potwierdzenie tego, że każdy członek RPP może wypowiadać swoje własne stanowisko odnośnie do procesów inflacyjnych i gospodarczych. Ale stanowiskiem rady jest stanowisko większości, jeśli nie uda się uzyskać konsensusu i tego powinniśmy się trzymać.
Ile inflacja wyniesie w listopadzie?
- Warto ciągle podkreślać, bo się to nie przebija, że lepiej jest abyśmy posługiwali się danymi za kwartały. Zakładamy w RPP, że w IV kwartale inflacja średnio będzie w okolicach 18 proc. W I kw. spodziewamy się nawet wyższej inflacji. Taki przekaz powinien być formułowany - nie powinno być zaskoczeniem, jeśli te dane będą już spływały i będziemy w okolicach tych wielkości, tj. 18, 19 czy nawet ponad 19 proc. w I kw. 2023 r., by uspokajać nastroje inflacyjne. My zakładamy, że tak będzie.
Tylko Polacy nie wyciągają z trzech miesięcy średniej. Patrzą na dane GUS dwa razy w miesiącu i łapią się za głowę, bo inflacja cały czas z miesiąca na miesiąc rośnie. Dlatego też pytam o listopad.
- A ja konsekwentnie unikam odpowiedzi na takie pytania, bo głos członka RPP powinien być sygnałem spokojnym. To nie jest najważniejsze czy będzie 18,3 czy 18,4 proc. Ważne aby w tych okresach kwartalnych to się nam mniej więcej zgadzało. Dlatego mówię, że zakładamy w RPP wysoką inflację, nikt tego nie kwestionuje. Mamy i będziemy mieć wysoką inflację w tym i kolejnym kwartale.
Nie przekroczymy 20 proc. w I kw. 2023 r.?
- Zakładam na dzisiaj, że I kw. to będzie powyżej 19 proc. Chcę w imię takiego spokojnego stanowiska odchodzić od dyskusji czy inflacja przekroczy 20 proc. czy nie. To by się mogło wydarzyć ale nie o to chyba chodzi by podbijać atmosferę inflacyjną i straszyć Polaków. Spodziewam się, że dwa najbliższe kwartały będą okresem wysokiej inflacji. Będziemy w tym okresie mieli 12 odczytów wysokiej dynamiki inflacji (najpierw odczyt wstępny a później potwierdzający, które publikuje GUS - red.) i 12 razy będziemy musieli uspokajać, że jest tak jak się spodziewaliśmy, że nie zostaliśmy zaskoczeni danymi.
Tarcza antyinflacyjna, która obniża wskaźnik inflacji o blisko 4 pkt proc., będzie zmieniana, a w części - pewnie większej - wygaszana. Czyli sporo to jednak nam do wskaźnika inflacji dołoży. Może trzeba przygotować Polaków do wskaźnika powyżej 20 proc.?
- Ostateczne rozstrzygnięcia nie są po stronie banku centralnego i my ich do końca nie znamy. To oczywiście nam podbije wskaźnik inflacji, przyjmujemy jednak, że to będzie efekt przejściowy. Z drugiej strony odejście od rozwiązań w tarczy zacieśni politykę makroekonomiczną, co też będzie miało wpływ na stan gospodarki. To też ważne w kontekście inflacji. Wydatki sektora finansów publicznych będą mniejsze. Czyli polityka fiskalna będzie bardziej zacieśniona.
To się też wpisuje w zapowiedzi premiera o odpowiedzialnej polityce fiskalnej, o szukaniu oszczędności.
- I to wyraziliśmy jako rada w opinii do uchwały budżetowej.
Co do uchwały budżetowej to duże zamieszanie z tym jest.
- A w czym to zamieszanie się przejawia?
W dwóch komunikatach: tym oficjalnym rady i wydanym przez dwóch członków RPP. Ludwik Kotecki i Joanna Tyrowicz opublikowali w sieciach społecznościowych swoją własną opinię do budżetu, zdanie odrębne. Tam są jednak poważne rzeczy. Widział pan to?
- Widziałem. Po pierwsze, my co do zasady nie powinniśmy komentować działań i opinii innych członków RPP. To niestety jest pewnym dla nas ograniczeniem wobec czasami niektórych zachowań, które wymagałyby może bardziej radykalnego komentarza. Po drugie, rada wydała opinię na temat budżetu i na tym powinienem zakończyć.
Widać, że nie wszyscy się z nią w pełni zgodzili.
- W opinii rada wypowiedziała się co do założeń makroekonomicznych przyjętych w budżecie państwa na 2023 r., kształtu polityki fiskalnej i jej wpływu na gospodarkę, na temat stanu finansów publicznych. Uważam że opinia rady jest wyważona. Przecież zwracamy uwagę, że być może wzrost gospodarczy, który założono w uchwale budżetowej jest zbyt wysoki co do przewidywań NBP, na poziom inflacji, że skala inwestycji założona w budżecie jest wyższą niż wynika z projekcji banku centralnego. Zadaliśmy sobie pytanie, bo to jest dla nas kluczowa sprawa, czy polityka fiskalna będzie bardziej luzowana czy zacieśniana, bo to ma znaczenie i oddziałuje na politykę monetarną. Po analizie stwierdziliśmy, że w 2023 r. nie będzie ona luzowana, a neutralna. I to jest bardzo ważna konkluzja i wniosek rady. Naszym zdaniem prognoza deficytu sektora finansów publicznych jest realistyczna, co nie zmienia faktu, że w przyszłości należałoby dążyć do ograniczenia niektórych wydatków.
- Natomiast praktyka formułowania alternatywnych komunikatów, i to nie po raz pierwszy, nie wpisuje się w zasadę kolegialności.
Przez tę zasadą nikną odrębne głosy, może stąd te alternatywne komunikaty.
- Członkowie rady dyskutują merytorycznie, dążą do konsensusu, ale jeśli nie mogą go osiągnąć, to muszą uszanować decyzję większości. W poprzedniej kadencji rady, a jestem na styku dwóch, były takie sytuacje, że podczas jednego posiedzenia były wnioski różne i nie widziałem później żadnych alternatywnych komunikatów. Decyzje rady jako całości były szanowane.
- Zwrócił pan uwagę przy okazji opinii do budżetu, że ta zasada kolegialności przestała być respektowana. To nie jest dobra praktyka aby w mediach społecznościowych na tak ważne tematy się wypowiadać czy formułować odmienne stanowiska. To jest złamaniem dobrych praktyk niewątpliwie.
Co część członków RPP chce tym osiągnąć?
- To jest dla mnie niezrozumiałe, zaskakujące. Nam wszystkim powinno zależeć na tym, aby nie powstawało w jakimkolwiek formacie wrażenie, że ostateczna decyzja rady nie jest decyzją optymalną, merytoryczną, podejmowaną w oparciu o pełen materiał źródłowy i podjętą bez jakichkolwiek uchybień. Ja to powtarzam w rozmowie z każdym w tej chwili: interesariusze banku centralnego i rady nie mogą mieć nawet wrażenia, że te decyzje są w jakimś stopniu podejmowane z uchybieniem czy nie są optymalne. Możemy się zgadzać bądź nie, po to jest gremium 10-osobowe, po to jest sztab analityków banku centralnego i po to jest wiedza każdego członków rady, żeby dyskutować. I teraz, gdybym ja uważał że nie jestem wyposażany w niezbędne materiały statystyczne i analizy i gdybym po pozyskaniu wiedzy od sztabu analityków NBP i po dyskusji w gronie 10 osób nad tą kwestią, uważał że mimo wszystko wszyscy się pomylili, to by musiało oznaczać, że ja mam jakieś inne materiały analityczne i lepszą wiedzę od innych. Zwracam uwagę na pewną nielogiczność. Nie mogę mówić, że nie jestem wyposażony w pewne materiały analityczne i statystyczne, a potem wyrażać swoją opinię jednoznacznie krytyczną do stanowiska rady. Nie chciałbym już dalej tego wątku rozwijać. Nam jest potrzebny spokój wokół funkcjonowania rady. Ta dyskusja jest nam niepotrzebna. Natomiast takie zachowania uważam, że są niewłaściwe. Do czego to ma prowadzić, one nie służą wiarygodności banku centralnego.
Efekt jest taki, że ostatnio więcej uwagi przyciąga "spór w RPP" niż same decyzje. Nie ma pan obaw, że polityka wzięła górę w radzie.
- Zajmuję się analizą ekonomiczną zawodowo od 30 lat. I wiem, że jak się coś ocenia, to zawsze trzeba sobie zadać pytanie: kto ocenia, co ocenia, dlaczego ocenia i w jaki sposób to robi. My musimy być jak najdalej od polityki w każdej wypowiedzi, taki zresztą mamy mandat, taką składamy przysięgę.
- Ale zakończmy dyskusję o samym funkcjonowaniu rady w tym miejscu. Odsyłam do oficjalnego stanowiska rady, które ma zakończyć w zamyśle dyskusję nad tymi kwestiami. Nie chcemy jako rada ciągle dyskutować nad funkcjonowaniem RPP, tylko chcemy, żeby dyskusja była na poziomie merytorycznym. A spierać się powinniśmy merytorycznie i opinia publiczna powinna wiedzieć, czym my się różnimy, jeśli chodzi o inflację.
Sama kwestia o przyczyny wzrostu inflacji podzieliła wyraźnie radę.
- Nie tylko radę. Ja w tej chwili dzielę ekonomistów na dwa obozy. Punktem wyjściowym tego sporu jest moim zdaniem to, jak pan zauważył, co jest przyczyną procesów inflacyjnych. Zwolennicy szkoły bardziej monetarystycznej od razu zwracają uwagę na wątek ilości pieniądza. W związku z tym wręcz książkowo powiadają: drastyczny wzrost stóp proc. jest naturalnym, koniecznym posunięciem. Dopóki rozmawiamy na poziomie merytorycznym, to ja przyjmuję tę argumentację. Ale jest druga grupa ekonomistów, która mówi, że główną przyczyną inflacji od czasu covidu są przede wszystkim szoki globalne i krajowe szoki podażowe. W związku z tym nie da się poprzez gwałtowne podwyżki stóp proc. obniżyć inflacji. To, co bank centralny mógł zrobić, to już zrobił, wpłynął na komponent popytowy inflacji. Ale nie obniżymy podwyżkami stóp cen gazu, ropy.
Większość rady jest zwolennikiem teorii podażowej?
- Odnoszę takie wrażenie. Ale spójrzmy szerzej, generalnie na ekonomistów. Jedni uważają, że w horyzoncie oddziaływania polityki pieniężnej będziemy mieli inflację zmierzającą do celu, w drugim półroczu 2023 r. procesy dezinflacyjne będą następować i w świetle obecnych danych nie ma przesłanek, by te stopy dalej podnosić - dotychczasowe podwyżki już działają, a jest ryzyko zduszenia gospodarki. Alternatywne poglądy akcentują - to nie ma takiego znaczenia, musimy gwałtownie sprowadzać inflację do celu. I tu jest jeszcze jeden element sporu wśród ekonomistów. Może powstawać wrażenie, że ten drugi obóz ekonomistów walczy z inflacją i on ją widzi w celu, a ten pierwszy nie. I to jest fałszywa alternatywa. Bo tak naprawdę czymś co różni nas najbardziej, jest to w jakim tempie chcemy obniżać dynamikę cen. Jako rada mówimy, że w trosce o koszty społeczne i gospodarcze dezinflacji, jesteśmy skłonni to tempo powrotu inflacji do celu wydłużyć ale wrócić do celu w horyzoncie oddziaływania. Czyli nie spieramy się, czy chcemy mieć inflację w celu, tylko w jakim tempie chcemy ją obniżać.
Mówiąc inaczej: na jak głębokie spowolnienie RPP jest w stanie się zgodzić?
- Moim zdaniem, jeśli podwyższalibyśmy dalej stopy procentowe to dodalibyśmy wiele impulsów dezinflacyjnych. Czyli zwiększylibyśmy prawdopodobieństwo zduszenia gospodarki. Oczywiście przez ten kanał byśmy szybciej obniżyli dynamikę cen. Ale skoro widzę w horyzoncie projekcji inflację w celu, to jestem skłonny to tempo powrotu zaakceptować trochę dłuższe.
Z projekcji wynika, że inflacja nie wraca do celu (2,5 proc.) a ociera się o górne odchylenie (3,5 proc.).
- Tak, doprecyzowując, inflacja wraca do szerokiego pasam dopuszczalnego odchylenia.
I to jest 2025 r.
- Inflacja jednocyfrowa powinna do nas zawitać za rok. W IV kw. 2023 r. Wszystkie banki centralne, wyraźnie wskazują, również EBC, że schodzenie z inflacją do celu musi się odbywać stopniowo. Nie można gwałtownie tego robić, a stopniowo. Niczego nowego nie proponujemy, nie eksperymentujemy. Moim zdaniem warto zaakceptować tempo wolniejsze.
To na posiedzeniach rady chyba jest gorąco?
- Co się dzieje podczas tajnych obrad, to oczywiście nie mogę powiedzieć. Ale z dezaprobatą przyjmuję także komentarze relacjonujące przebieg posiedzeń w części jawnej. To też łamanie dobrych praktyk.
Od 2023 r. posiedzenia mają być dwudniowe.
- Tu nie ma naprawdę żadnej sensacji, nie ma absolutnie żadnego drugiego dna, nikt niczego nie wymusił. Na życzenie członka rady, albo jeżeli zaistniała przesłanka do tego, to takie spotkanie mogło się odbyć. Dwudniowe spotkania są już przewidziane w harmonogramie na 2023 r. ale sam temat to rzekoma sensacja, problem sztuczny, który nigdy nie istniał. Czy dodało to autorytet radzie - niestety nie.
Ponownie wracamy do problemu autorytetu rady.
- Wystarczy, żeby wszyscy członkowie zachowywaliby się zgodnie z dobrymi praktykami, które obowiązują od wielu lat i nie byłoby problemu. Wcześniej nie było takich sytuacji. W poprzedniej kadencji spór merytoryczny był wyraźny, tylko na zewnątrz on nie wychodził, nie był artykułowany w wymiarach pozamerytorycznych. Gdybyśmy się stosowali do dobrych praktyk, oficjalnego dokumentu, który rada przyjęła, to myślę że byłby to powrót do tego, do czego wszyscy jako członkowie rady się zobowiązujemy. Nie twierdzę, że nie można poprawiać, doskonalić zasady funkcjonowania każdego kolegium, instytucji, ale wystarczy nie formułować alternatywnych komunikatów, wystarczy nie mówić że inflacja nie jest pod kontrolą. Róbmy to, co powinniśmy, a sytuacja wróci do normalności. Spokojna dyskusja, tłumaczenie procesów - tak to powinno wyglądać. I tak było w poprzednich kadencjach. Dlatego to jest bardzo niezrozumiała dla mnie i szkodliwa dla rady sytuacja, bo powstało jakby wrażenie, przekonanie, że w RPP źle się dzieje. A przecież funkcjonujemy tak jak przez ostatnich kilka lat. Różnica polegała na tym, że nikt nie komentował tego tak jak dzisiaj robi to część członków.
Gospodarka już hamuje. Sprzedaż detaliczna w październiku wzrosła realnie tylko o 0,7 proc. To mniej niż prognozy (3,2 proc.) i kolejny miesiąc spadku.
- I to się wpisuje w nasz scenariusz makroekonomiczny. Czeka nas spadek aktywności gospodarczej. To dlatego mówimy, że wzrost gospodarczy będzie poniżej 1 proc. w przyszłym roku, to dlatego powiedzieliśmy w opinii do uchwały budżetowej, że spodziewamy się niższego wzrostu niż założenia rządu. To dlatego widzimy, że to będzie miało wpływ na procesy dezinflacyjne. Badania, które prowadzimy wśród przedsiębiorstw pokazują nam, że te obawy o sytuację ekonomiczną narastają, że popyt na pracę jest ciągle niezły, ale słabnie. Widzimy że dochody do dyspozycji gospodarstw domowych spadły i jeszcze spadną. Widzimy że wzrastają obawy o miejsca pracy, a to oznacza niższą skłonność do konsumpcji. Czyli mamy bardzo wiele miękkich informacji, danych, które sugerują że to spowolnienie przed nami jest. I to też bierzemy pod uwagę zastanawiając się, co dalej ze stopa procentowymi. Miękkie elementy pokazują słabnięcie aktywności, twarde dane dotychczas nie pokazywały tego, ale scenariusz bazowy jest taki, że czeka nas duże wyhamowanie wzrostu.
Ale o recesji nie mówicie.
- Nie chcę mówić o recesji ekonomicznej czy kryzysie, bo tego akurat nie zakładam. Recesja w sensie ekonomicznym prawdopodobnie nie wystąpi. Podoba mi się sformułowanie: miękkie lądowanie. Mamy wciąż realną szansę, by tak było w 2023 r. Ewidentnie, spływające dane potwierdzają, że to co zakładaliśmy w scenariuszu makroekonomicznym, to się będzie sprawdzało. Musimy się jednak trochę też przygotować na dyskusję na początku przyszłego kwartału o bardzo głębokim załamaniu. Jeśli w I kw. 2022 r. mieliśmy wzrost ponad 8-proc., to może być tak, że w I kw. 2023 r. dynamika PKB będzie ujemna i też trzeba odpowiednio to komunikować. To jest przed nami.
Co byłoby argumentem dla rady, by wrócić do podwyżek stóp?
- Mówimy że to przerwa w podwyżkach, nie ich zatrzymanie. Nie mogę wypowiadać się za radę. Ale zakładam, że gdyby sytuacja się zmieniła i inflacji nie widzielibyśmy w szerokim paśmie odchyleń w średnim okresie, to możliwe że konieczna byłaby zmiana podejścia. Czy mamy determinację w walce z inflacją? - Tak, mamy.
A jak pan odczytuje tę zmianę podejścia prezesa Glapińskiego, który stwierdził na ostatniej konferencji prasowej po posiedzeniu, że obecnie jest za wcześnie by mówić o obniżkach stóp. Wcześniej wskazywał, że scenariusz taki na koniec 2023 r. jest w jakimś stopniu prawdopodobny.
- Co do zasady nie komentuję wypowiedzi przewodniczącego rady jak i członków rady. Mogę natomiast powiedzieć, że dane w projekcji listopadowej pokazały trochę mniej korzystną ścieżkę inflacji niż w lipcu. Sam także miałem pogląd wyrobiony na podstawie projekcji lipcowej, że gdyby ta ścieżka była utrzymana to może byłaby przestrzeń do rozważań nad obniżką. W tej chwili skoro mamy ewidentnie wyższą ścieżkę inflacyjną, to moim zdaniem dywagacje na temat obniżek stóp są niepotrzebne. Dziwne by było, gdybyśmy teraz się zastanawiali nad obniżkami stóp w sytuacji, kiedy widzimy wyższą ścieżkę inflacji. Moim zdaniem ten temat stracił mocno na aktualności.
A takie czynniki dla wzrostu inflacji jak dalsze przerzucanie kosztów na konsumentów przez firmy, trochę nawiązuję tu do odczytu PPI, która spadła do 22,9 proc.; czy spirala cenowo-płacowa, która się pojawiała często w prognozach ekonomistów - one wciąż obowiązują? Ten rozdźwięk między dynamiką płac i stopą inflacji od kilku miesięcy rośnie.
- Kiedy inflacja zaczęła rosnąć, jeszcze w 2021 r., to bardzo często w komentarzach od razu mówiono o spirali cenowo-płacowej. Natomiast ze strony NBP i członków rady, przynajmniej niektórych, słyszeliśmy że nie można tego stwierdzić czy my spiralę w Polsce mamy, czy nie. Ja należę do tych, którzy uważają, że ona nie wystąpiła.
- Jeśli mieliśmy spiralę, to tę usztywniającą zmienne cena/zysk, dlatego że wyszliśmy z dużym impetem z kryzysu covidowego. Mieliśmy impuls popytowy i przedsiębiorstwa w związku z tym nawet przy rosnących kosztach potrafiły wypracowywać całkiem satysfakcjonujące marże, przerzucając te koszty na konsumenta. Nie było presji płacowej tylko po prostu strona popytowa była na tyle silna, że można było w miarę płynnie to czynić. Co do dynamiki płac i stopy inflacji, to spodziewam się, że dynamika wynagrodzeń będzie słabła. Ale to jest czynnik dezinflacyjny.
Ostatnio otoczenie makroekonomiczne też się poprawiło. Mieliśmy kilka tygodni temu wzrost rentowności obligacji skarbowych powyżej 9 proc., dzisiaj to poniżej 7 proc. Sporo miejsca w dyskusji poświęcano osłabieniu złotego. Był moment że euro, dolar i frank kosztowały powyżej 5 zł. Teraz to jest niecałe 4,70 za euro, 4,51 za dolara, za frank - 4,77 (stan na 25 listopada) - oddalamy się od 5 zł. To, że umocnienie złotego działa na korzyść w walce z inflacją, to wiemy. Niższe rentowności to mniejsza presja dla budżetu i finansów publicznych. Pan to traktuje jako chwilową poprawę sentymenty?
- Mówiłem już o miękkim lądowaniu. Nasza gospodarka relatywnie cały czas radzi sobie dobrze. Fundamenty - podkreślamy w komunikacie - są dobre na tle innych państw. Aprecjacja złotego jest tutaj jak najbardziej zrozumiała. To raz. Te różne wahnięcia co do kursu złotego były najczęściej konsekwencją zjawisk globalnych i awersji do ryzyka - jesteśmy krajem graniczącym z wojną. To dwa.
- Natomiast jeśli chodzi o rentowność obligacji, moim zdaniem, będą się one obniżać wraz z przekonaniem rynku o tym, że te procesy inflacyjne będą takie, jakie zakładamy w scenariuszu makroekonomicznym, a w związku z tym ten wzrost stóp proc. który zaproponowała RPP, był właściwy. Dlatego to jest takie ważne, żeby mówić o procesach inflacyjnych spokojne. Wyważone komunikaty mają wpływ na to, jak je odczytują szeroko rozumiane rynki. A one zaczynają wierzyć w to coraz bardziej, że ta inflacja u nas może spadać. W związku budują przekonanie, że ta przestrzeń dla podwyżek stóp proc. też jest ograniczona, że prawdopodobieństwo podwyżek stóp będzie malało co się przełoży i już przekłada na rentowność obligacji. Najważniejszy przekaz jest moim zdaniem teraz taki: inflacja jest pod kontrolą, a rada swoimi decyzjami wskazuje na to, jakie jest optymalne tempo powrotu do celu.
Rozmawiał Bartosz Bednarz