Kolorowy zawrót głowy ministra Jacka Piechoty
Pomysły Jacka Piechoty, ministra gospodarki, na wspieranie eksportu, pozyskiwanie inwestorów zagranicznych i rozwiązywanie problemów inwestowania w specjalnych strefach ekonomicznych w kontekście naszego przystąpienia do Unii Europejskiej przypominają - i tu przepraszam braci Czechów - "czeski film": nikt nic nie wie, ale wszyscy dobrze się bawią.
W strategii technik zarządzania swoje miejsce ma metoda "worka ze szczurami". Jako, że nie jest ona zbyt produktywna i godna upowszechniania, nie ma na jej temat zbyt wiele literatury, jest za to przez wielu menedżerów najróżniejszego szczebla skwapliwie i starannie stosowana. Ponieważ nauczanie zarządzania, wbrew pozorom, nie jest dziedziną wyłącznie stechnicyzowaną i nudną, jej idea, w uproszczeniu, scharakteryzowana jest w następującym dowcipie: ulicą idzie człowiek z dużym workiem na plecach. Co kilkadziesiąt metrów robi przystanek i z dużym zaangażowaniem i pasją kilkakrotnie kręci workiem nad głową. Na pytanie o przyczyny swojego dziwnego zachowania odpowiedział nie speszony: bo widzi pan, ja w tym worku mam pełno szczurów i jak one mają spokój, to po jakimś czasie zaczynają ze sobą walczyć, a nawet i mnie zaczynają przeszkadzać. A jak im zrobię zamieszanie, to kręci im się w głowach i jest trochę spokoju.
Od pomysłów ministerstwa gospodarki rzeczywiście trochę kręci się w głowie. Pierwszy to wnioski jakie wyciągnięto z porażek w procesach pozyskiwania dużych inwestorów zagranicznych. Otóż postanowiono połączyć, na bazie przepisów kodeksu handlowego (bo obie instytucje są spółkami akcyjnymi) i na ich koszt, Państwową Agencję Inwestycji Zagranicznych i Państwową Agencję Informacyjną. Łączenie PAIZ, której dotychczasowa działalność pozostaje tajemnicą nawet dla najbardziej dociekliwych obserwatorów, z PAI, wokół której od kilku lat toczy się nieustanna awantura, ale która od dawna nie realizuje nawet swoich celów statutowych, to oczekiwanie, że skojarzenie ślepego z kulawym zaowocuje wszechstronnym cyborgiem. Tak naiwny jednak minister Piechota nie jest, i te instytucje, de facto, zostaną zlikwidowane, a na ich miejsce powstanie super urząd: Agencja Promocji Eksportu. Po co łączyć, by następnie zlikwidować i powołać coś na kształt Agencji Rozwoju Przemysłu? To, póki co, pozostaje tajemnicą.
Tajemnicą pozostaje również odpowiedź na pytanie czym różnią się inwestycje biznesmena spod Mławy od inwestycji biznesmena spod Paryża i czy w związku z tym tego pierwszego powinien wspierać (lub nie) inny urząd niż tego drugiego. Wsparcia za to, z pewnością, potrzebuje polski eksport. Interwencjonizm państwowy w tej dziedzinie szczególnie dobrze ma się właśnie w krajach o najwyższym poziomie rozwoju i chwalących się największą wolnością gospodarczą. Bez niego nie funkcjonowałyby całe dziedziny gospodarki, vide działania w przemyśle stoczniowym czy ostatnia decyzja prezydenta Busha o ochronie hut w Stanach Zjednoczonych. Tu jednak też rodzi się pytanie o przesłanki przekonania, że działająca na podobnych zasadach jak Agencja Rozwoju Przemysłu, nowa super agencja, zajmująca się dwoma rozdzielnymi zagadnieniami (w tym jednym zbędnym) pozwoli na rozwiązanie problemu. Czyżby doświadczenia i osiągnięcia ARP były aż tak budujące?
I wreszcie Specjalne Strefy Ekonomiczne, które jeszcze niedawno były naszym pomysłem na stanie się Hongkongiem Europy. Teraz to kłopot bo ich działanie jest sprzeczne z zasadami Unii Europejskiej, do której chcemy przecież przystąpić. W efekcie powstał zamysł podzielenia inwestorów realizujących tam inwestycje na poważnych i nieco mniej poważnych. A później negocjacje, okresy przejściowe, rekompensaty... Ale przede wszystkim negocjacje. Tak mniej więcej ze stu pięćdziesięciu przedsiębiorstwami (w wariancie minimalnym) lub siedmioma setkami rozsierdzonych przedsiębiorców. Jedno jest pewne: ministrowi Piechocie nie zabraknie pracy na najbliższe kilka lat. Życzymy powodzenia.