Komentarz "RK": Czemu Polacy nie postrzegają pendolino jako rewolucji?

Śledząc na bieżąco pierwsze godziny funkcjonowania pendolino, pojawiają się cztery zasadnicze wnioski.

1. Pendolino to bez wątpienia projekt epokowy, ale szansa może być niewykorzystana.

2. Z technicznego punktu widzenia, wszystko powinno być dobrze.

3. Natychmiast powinna zostać zniesiona kara 650 zł.

4. Chcielibyśmy przedstawienia przez PKP rzeczywistych statystyk przewozów, z rozbiciem na odcinki.

Powyższymi wnioskami dzielą się Łukasz Malinowski i Paweł Rydzyński.

Ad. 1. Promując pendolino, dało się zrobić więcej

W tym roku zmiana rozkładu jazdy upływa pod znakiem pendolino. W każdej ogólnopolskiej stacji telewizyjnej, na każdym portalu internetowym i w większości mediów regionalnych znajdziemy teksty i zdjęcia o rozpoczęciu kursowania nowego pociągu. Czy to dobrze? Czy media powinny poświęcać tyle uwagi nowemu pojazdowi, który nie jest przecież taką wielką rewelacją? Zapewne są ważniejsze wydarzenia, ale tak to teraz wygląda i nie ma się co na rzeczywistość obrażać. Ważniejsze jest pytanie, czy PKP Intercity umiało ten efekt wykorzystać i czy dobrze się do uruchomienia pendolino przygotowało. Łagodnie mówiąc: dało się zrobić więcej.

Reklama

Po pierwsze, projektowi zaszkodziły przepychanki i dyskusje z Alstomem oraz prowadzone do ostatniej chwili przez PKP PLK roboty budowlane. Konflikt między zamawiającym a producentem toczył się głównie w mediach i zachęcał dziennikarzy do prezentowania i opisywania wszystkich niedociągnięć. PKP PLK miała kłopoty z terminowym wykonywaniem prac, co przy braku informacji o ich postępach prowadziło do dalszego pogorszenia wizerunku całego projektu. Pasażer słuchał i myślał sobie, że "na kolei" czy "na PKP" wszystko po staremu. Tory złe i koła złe. Tak negatywnego efektu można było uniknąć.

Po drugie, PKP Intercity do nie przygotowało interesującej oferty dla pasażerów, a ta, która w końcu się pojawiła, była spóźniona i niezbyt rewelacyjna. Pulę biletów zniżkowych zwiększono dopiero po katastrofie z systemem sprzedaży, a ceny na poziomie 49 i 69 złotych nie powaliły na kolana podróżnych polujących na okazje. Do tego wszystkiego doszły informacje o karze 650 zł za zakup biletu na pokładzie, co na wielu na pewno zadziałało odstraszająco. Wszystko to doprowadziło do tego, że pierwsze pociągi notowały frekwencję na poziomie 25 proc.

Po trzecie, zupełnie nie wykorzystano zainteresowania nowym pociągiem całej rzeszy osób, które z kolei zrezygnowały już dawno temu. Każde pojawienie się pendolino, jeszcze w czasie testów, wzbudzało spore zainteresowanie. Do zwiedzania składów ustawiały się kolejki. Podobnie było dzisiaj na pokładach pociągów. Pasażerowie z zainteresowaniem oglądali składy, a po dojechaniu na miejsce robili sobie zdjęcie. Od jednego z nich usłyszeliśmy, że wybrał się specjalnie na przejażdżkę z synem. Zaraz potem dodał, że pociąg fajny, ale nie na jego kieszeń i będzie z rodziną jeździł samochodem.

Ad. 2. Defetyzm po raz kolejny się nie sprawdził

Ale to wszystko, co powyżej, nie zmienia faktu, że pendolino jest milowym skokiem cywilizacyjnym, a zacieranie rąk przez tych, którzy funkcjonują według zasady "im gorzej, tym lepiej", było nadaremne. Tak, jak pisaliśmy kilka dni temu i piszemy powyżej - przy wszystkich mankamentach związanych z przepychankami z Alstomem oraz przygotowaniami IC i PLK dokonywanymi na ostatnią chwilę - wiele wskazuje, że te przygotowania zostały jednak przeprowadzone profesjonalnie i kompleksowo. Tak samo słuszną decyzją wydaje się to, iż PKP IC nie dążyły za wszelką cenę do uruchomienia wszystkich 20 składów pendolino już od grudnia.

Oczywiście - pogoda sprzyja, nie ma ani śniegu ani marznącego deszczu, więc już dziś nie brakuje komentarzy, że "zobaczymy, co będzie, jak przyjdzie zima". To jest jednak przykry defetyzm, podobny jak ten sprzed roku, gdy Arriva wchodziła na zelektryfikowane linie na Kujawach. Miał być kataklizm w pierwszy niedzielny wieczór - nie było. Miał być kataklizm w poniedziałkowym szczycie - nie było. Gdy przyszła zima - też nie było...

Oczywiście jakieś problemy z pendolino zapewne się pojawią. Ale wtedy, gdy jeden pendolino utknie gdzieś pod Iławą z powodu połamanego pantografu, a drugi koło Idzikowic z powodu zamarzniętych rozjazdów - trzeba będzie sprawdzić skalę awarii w szerszym kontekście. Jaka była procentowa skala opóźnień pendolino w stosunku do całości opóźnień na sieci PLK... Ile opóźnień wynikało z problemów wewnętrznych IC, a ile było winą PLK, Energetyki lub "sorry, klimatu".

Ad. 3. 650 zł niepotrzebnie odstrasza

Dzisiejsza frekwencja - kiedy niemałą liczbę pasażerów stanowią miłośnicy kolei - pokazuje bez żadnych wątpliwości, że kara 650 zł za zakup biletu w pociągu jest wymysłem nie tyle chybionym, co wręcz szkodliwym. Nic nie wskazuje na to, że frekwencja dojdzie do 100 proc., a mnóstwo klientów biznesowych - na co zwracaliśmy uwagę wielokrotnie - nie wsiada do pociągu bez biletu nie z lenistwa, lecz dlatego, że do ostatniej chwili nie wie, na który pociąg zdąży.

Nieoficjalnie wiemy, że PKP IC zamierzają "monitorować sprawę" kar 650 zł. Liczymy, że monitoring zakończy się szybko i z pozytywnym wynikiem. Pamiętajmy, że szereg kolei zachodnich nie tylko nie stosuje takich drakońskich regulacji (we Włoszech tamtejszy UOKiK ukarał niedawno kolejarzy za podobne praktyki), ale często w ogóle odchodzi się od idei rezerwacji miejsc.

Ad. 4. Rzecz o frekwencji, czyli 100 + 100 nie zawsze równa się 200

PKP zapewnia, że przedstawione zostaną dokładne wyliczenia frekwencji w EIP. Liczymy na to, że podane zostaną dokładne dane, z rozbiciem na poszczególne odcinki. Udowodniliśmy już bowiem, że PKP IC liczą frekwencję zakładając system 1 pociąg - 1 bilet - 1 miejsce. A to jest błędne podejście.

Według informacji przekazanych w minioną środę (24 grudnia) prosto z pokładu pierwszego pociągu Kraków - Gdynia, na odcinku do Warszawy jechało ok. 120 osób, a od Warszawy - 168. Prezes PKP IC Marcin Celejewski sam przyznał na konferencji, że w relacji Kraków - Trójmiasto, czyli nie wysiadając w Warszawie, pojechało tym pociągiem kilka osób. A to oznacza, że każde zajęte miejsce było dwukrotnie wykorzystane.

Jeśli zatem kierownictwo PKP poda, że frekwencja w tym pociągu wyniosła 280 czy 300 osób - to nie będzie to prawda! Czy bowiem gdyby pendolino jechało np. z Przemyśla do Szczecina, to można byłoby podać, że z przejazdu skorzystało np. 800 osób? No niby można, ale warto byłoby dodać, że średnia frekwencja na 1 odcinku wyniosła np. 100 czy 150 osób, a na tym samym miejscu siedziało 6 czy 8 osób.

Pendolino miało złą prasę, ale kolej sama jest sobie winna

Pendolino jest na kolei czymś nowym. Było szansą na zbudowanie nowego wizerunku, ale nie sposób nie zadać pytania, czy zostało to wykorzystane. Realizując projekt pendolino, PKP IC miało szansę pokazać, że są w stanie przeprowadzić od początku do końca, z sukcesem i bez bólu, znaczącą inwestycję. Czy się udało? Dzisiaj wszystkie pociągi powinny być wypełnione. Zwykłymi pasażerami, rodzinami z dziećmi, dziennikarzami i miłośnikami, bo każdy zadowolony pasażer powiedziałby o tym swoim znajomym i zachęcił do dalszych podróży.

Teraz nawet jak powie, to od razu doda: "ale uważaj na kary i ceny biletów". To, że pendolino nie jedzie jeszcze z maksymalną prędkością, a infrastruktura nie jest w pełni gotowa, nie ma tutaj znaczenia. Dla zbyt wielu Polaków pendolino kojarzy się nie z otwarciem nowego rozdziału w historii PKP (a tak przecież jest i takie powinno być postrzeganie), ale z kolejną niezbyt rozsądnie przeprowadzoną inwestycją, z której skorzystają tylko najbogatsi.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Postscriptum

Łukasz sygnalizuje, że w pociągu powrotnym z Krakowa do Warszawy jest prawie pełno. Czy to zmienia naszą opinię o rezygnacji z kar za 650 zł? Nie zmienia. Pomijając fakt, że w wielu krajach nic się nie dzieje, że osoby bez miejscówki podróżują w przejściach - wystarczy zrobić tak (Paweł pisał już o tym kilka dni temu):

- zakazać sprzedaży biletów dopiero przy 100 proc. frekwencji (i zrobić na ten temat kampanię informacyjną);

- zaangażować do informowania o zakazie sprzedaży (w danym pociągu, nie w ogóle!) dworcowych megafonistów;

- informować załogi pokładowe - poprzez mobilne terminale - o stuprocentowej zajętości składów.

Oczywiście to stwarza ryzyko, że ktoś zaryzykuje, pójdzie na dworzec i nie wsiądzie. Jednak, zwłaszcza w momencie gdy w ruchu będzie już wszystkie 20 pendolino, mimo wszystko mało prawdopodobne jest, żeby zdarzało się to często. Poza tym to można zaznaczyć we wspomnianej kampanii informacyjnej, że podróżny podejmuje decyzję, iż kupuje bilet w pociągu, na własną odpowiedzialność - tak właśnie dzieje się w Polskim Busie. Ewentualnie, o czym także pisaliśmy, ze sprzedaży biletów w pociągu można ewentualnie wyłączyć tylko pociągi w newralgicznych godzinach, co do których istnieje największe prawdopodobieństwo, że będą zapełnione w 100 proc.

Minister Zbigniew Klepacki mówił - sygnalizując, że kara 650 zł jest zbyt wysoka - rzecz następującą: "Funduję nagrodę specjalną: ilość darmowych przejazdów pendolino na dowolnej trasie: jak zapewnić, żeby ludzie bez biletu i bez miejsca siedzącego nie wsiadali do tego pociągu". No, to zgłaszamy się, jako redakcja, do tego "konkursu". Zapewne nie z idealnym pomysłem, ale przecież nikt nie jest idealny.

Łukasz Malinowski, Paweł Rydzyński

Rynek Kolejowy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »